Pogadać...

By | 12/11/2015 Skomentuj
- Z tobą Samanto to ciężko się gdziekolwiek umówić. Czym ty jesteś tak ciągle zajęta?- spytała mnie dzisiaj Weronika.

Odpowiedziałam jej w kilku zdaniach, że w zasadzie niczym istotnym, bo tylko pracą. Tak to już jest. Albo będę tyrała po całych dniach, albo komornik zapuka do moich drzwi. Innej opcji póki co dla siebie nie widzę.

- Pracą? Kto to słyszał tyle pracować? Ilekroć próbuję się do ciebie dobić, ty zawsze się wykręcasz. Słuchaj, a może najzwyczajniej w świecie nie masz ochoty na kontakty ze mną? - ponownie zrzuca mnie niezręcznymi pytaniami.

I tego bardzo nie lubię! Powinnam potwierdzić, czy zaprzeczyć? Mam się tłumaczyć? Nie odnajduję się w takich sytuacjach. Czuję się bardzo niekomfortowo. Jak zawsze gdy powinnam powiedzieć „spadaj”, a nie przechodzi mi to przez gardło. Mama nie nauczyła mnie asertywności. Wypuściła z domu w życie, taką nieprzygotowaną  na kontakty z drapieżnikami w ludzkiej postaci.  Bo ja tak sobie myślę, że wśród nas żyją dwie kategorie ludzi. Dawcy i biorcy. Z czego ja brać nie umiem. Za to doić z siebie daję wszystkim. Nawaliłaś mamo!

- I nie chcę tym razem słyszeć twojej odmowy!  Dzisiaj Seba zajmuje się wieczorem Kubusiem, a ja muszę gdzieś wyjść z tego domu, bo zwariuję!

To akurat rozumiem. Też często tak się czuję.  A, że jestem typem ofiary, daję się wmanewrować na to spotkanie. Potem sama sobie popukałam w czółko. O czym ja mam rozmawiać z tą Weroniką? I dlaczego ja?  Czy ja nie mam swoich problemów? Mój mąż zachowuje się dziwnie. Nie pracuje. Wpadam w depresję. Mam za mało kasy. Nie wyrabiam się z robotą. Moja Jagódka ma chorego konia. Najszczęśliwsza jest raptem Baśka, która absolutnie taka być nie powinna, bo w końcu się rozwodzi. Ja, regularna mężatka, zaznaję mniej satysfakcji z małżeństwa, niż ona. Paradoks. Na spotkanie z Weroniką jednak się szykuję. Zawieszam na jakiś czas pracę, myję włosy i zakładam nową szarą tunikę. Bo niby co?  W ołówkową spódniczkę raczej się nie ubiorę. Spodnie i tunika. Weronika za to lśni. Jestem jej idealnym tłem. Spotykamy się w lokalu, który ona wybrała.

- Ładnie wyglądasz Samanto - uśmiecha się do mnie.

O przepraszam, co to ma być? Ja raczej nigdy nie wyglądam ładnie. Drażnią mnie nie szczere komplementy.

- Powiedz po prostu o co chodzi - mówię.

Bo niby po co to całe  kadzenie? Czy ja jestem jakaś mucha, żeby mnie na lep brać?

- Myślisz, że zaraz musi o coś chodzić? - ona robi dziwny grymas.

- Weroniko! Zawsze o coś chodzi!

- No dobrze… - mięknie - Myślę o … rozwodzie. Nie mam tego z kim obgadać.

- Dlaczego? - jestem w głębokim szoku. - Myślałam, że ci szalenie zależy na Sebastianie.

- To prawda. Zależy mi. Na nim, na Kubusiu, na naszej wspólnej przyszłości. A raczej powinnam powiedzieć, że mi zależało.

- O rany! Co za historia! Wiesz, że momentami mam przesyt całej waszej… trójki?

- Na pewno cię nie obchodzą moje sprawy. To się Samanto da wyczuć. Ale ja nie mam tu nikogo, rozumiesz? Ani jednej normalnej, życzliwej osoby! Potrzebuję z kimś pogadać!

- O ludzie! Weroniko, nie wiem co mam ci powiedzieć?

- On mnie nie kocha. Ma ze mną dziecko i wspólny adres. To wszystko. Nie wytrzymam tego dłużej! Nie udało się! Widzę jak cierpi. Myślisz, że tego nie czuję? Kocha syna, przepada za nim. Zresztą Kuba jest tak do niego podobny… Ale nie trawi mnie, bo nie jestem tą kobietą, z którą planował związać swoje życie!

- To straszne. Przemyślałaś to dobrze?

Zamyśliła się na dłuższą chwilę.

- Pięknie! Oczywiście, że przemyślałam.  Zamówię coś mocniejszego. Co wypijesz Samanto?

- Przyjechałam samochodem… Muszę odmówić.

- Jasne. - bawiła się papierową serwetką. Zwijała ją w jakiś rulonik, a potem prostowała. Obserwowałam ją. Jest tak atrakcyjna, że jej widok zapiera dech. Mogłaby być celebrytką, super gwiazdą lub znaną modelką. Lewandowska przy niej… nie wiele znaczy.   To ten typ. Typ gwiazdy.  A jest przegraną żoną. Niewiarygodne.  

- Weroniko, daj temu małżeństwu czas.

- Dałam. Nie zadziałało. Obudziłam się któregoś poranka i pomyślałam, że ta cała Kaśka, jest tysiąc kroć szczęśliwsza ode mnie. On nigdy pieszczotliwie się do mnie nie odezwał. Zawsze tylko tak służbowo.

- Myślę, że żadna z was nie jest szczęśliwa… Rozmawiałaś z nim, o tym jak się czujesz?

- Samanto, nie traktuj mnie jak idiotkę. Robiłam wszystko, absolutnie wszystko, żeby mnie pokochał. Przeczytałam tomy książek, rozmawiałam ze wszystkimi jego krewnymi, z kolegami, z terapeutą i psychologiem. Farbowałam włosy na wszelkie odcienie. Byłam miła i niemiła. Dostępna i niedostępna. Zaradna i niezaradna. Nie wiem, czy jest coś, czego nie próbowałam?

- Ale czy z nim o tym rozmawiasz?

- Tak! On milczy! Jedyne co powie to „Wera, na więcej mnie nie stać. Przepraszam”

- A niech mnie!

- Nie mam siły… Muszę to zakończyć.

- A Kuba? On jest taki mały…

- Wiem. Nie musisz mi tego mówić. Mam się poświęcać?

- Nie potrafię ci poradzić. Nawet nie wiem, czy mam prawo. Nie jesteście znowu tak długo po ślubie.

- Co byś zrobiła na moim miejscu? Żyłabyś w takim związku?

Co ja bym zrobiła? Ja? Nie mam pojęcia!

- Może wyjechałabym gdzieś, żeby to wszystko rozważyć… Sama nie wiem.

- Nie mogę wrócić do domu. Zresztą nie mam po co tam wracać. Nikt mnie nie wyczekuje.

- Tym bardziej daj sobie więcej czasu. Nie stoisz samodzielnie na własnych nogach.

- Wystąpię o alimenty.

- Chcesz żyć z alimentów? Znasz kogoś komu się to udało? Ja nie znam. Zazwyczaj sąd orzeka jakieś tam alimenty na dziecko. Oby ta kwota starczyła ci na Kubę. Myślę, że może nie być ci lekko. Dom jest Sebastiana. Gdzie zamieszkasz?

- To co mam robić?

- Weroniko, nie gniewaj się za to co ci teraz powiem, ale wydaje mi się, że na dzisiejszy dzień nie jesteś na tyle samodzielna, żeby dać sobie radę. Nie działaj pochopnie.

- On mnie nie chce! -  rozpłakała się.

- On już cię zechciał. Ożenił się z tobą.

- Tylko dlatego, że byłam w ciąży.

- Ale zrobił to świadomie. Łańcuchami go tam nie ciągnęłaś. To do czegoś zobowiązuje.

- Do opieki nad Kubą. To synka kocha, nie mnie. Najbardziej by chciał, żebym odeszła i zostawiła mu dziecko.

- Gadasz bzdury! Naprawdę wyjedź gdzieś na parę dni. Zdystansuj się. Przemyśl, na czym stoisz. Rozwieść się zawsze jeszcze zdążysz.

- Nie mam dokąd.

- Coś wymyślimy. Jedz do jakiegoś SPA. Słuchaj, mam znajomego, który być może poleci nam jakieś fajne miejsce.

Pomyślałam o  Krzyśku. Dawno go w sumie nie słyszałam. Weronika nie zapaliła się do tego pomysłu. Nie mam dla niej super rozwiązania. Niestety. Czy powinnam powiedzieć jej o chorobie Kaśki? I tak niebawem się tego dowie. Ale nie musi tego wiedzieć ode mnie.   


Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: