Najnowsze posty

Siedząc na kawie z Panem Aniołem poczułam się okropnie. Co by było gdyby nagle w drzwiach stanął Karol? Zapadłabym się pod ziemię. Nic złego nie robiłam, a jednak sumienie spalało mnie żywcem. Już na wstępie zmyłam Krzyśkowi głowę.

- Co ty sobie wyobrażasz?! Pisać takie bzdury do zamężnej kobiety?! Wypraszam sobie! – wyżyłam się na nim – Trenujesz na mnie jakiś nowy sposób na podryw, czy co?

- Naprawdę tak myślę!- bronił się – Uważam, że masz piękne oczy.

- Ty jednak musisz lepiej uważać, co do kogo mówisz. Jeśli natychmiast nie zaprzestaniesz tych swoich dyrdymałów to, to będzie nasza ostatnia kawa. Jasne?

- Popatrz, a ja sądziłem, że kobiety są łase na komplementy.

- Na  komplementy, tak! Ale na kiczowate podrywy to już nie koniecznie. Co to miało znaczyć, że dech ci zapiera?

- Dobra, za bardzo wpadłem w rolę –  uniósł dłonie na znak, że się poddaje.

- Ty jesteś niepoprawnym uwodzicielem. Ostatnio pamiętam, że byłeś zainteresowany Basią… co jest z tobą?

- Samanto! Kobiety są jak mój ulubiony deser. Zawsze mam na niego ochotę - westchnął rozmarzony.

- Otóż to. To sobie jedz ten jeden ulubiony deser, ale nie zżeraj od razu całej cukierni, bo się w końcu porzygasz.

- Ty to potrafisz być sugestywna! - roześmiał się.

- A ty mnie nie rozczaruj. Szkoda by było zawieść się na koledze.

- Nie zawiedziesz się!- zapewnił- Już więcej nie będę.

- Krzysiek, czy ty byłeś kiedyś na serio zakochany? – spytałam z ciekawości.

- Ja kocham tylko na serio. Nigdy dla żartu - odpowiedział - Ale tak, wiem o co ci chodzi. Byłem.

- I co?

- Wyszła za innego. Mają dwójkę dzieci. Takie tam głupie sprawy.

- Sorry, jak nie chcesz o tym mówić to nie mów- pomyślałam, że to może być dla niego przykry temat.

- Nie, to dawne dzieje… Basia mi ją trochę przypomina… podobny typ urody.

- No tak. Każdy ma ten swój typ- westchnęłam.

- A na serio to kocham też swoją mamę! I tej kobiecie jestem wierny!- położył rękę na sercu.

- Uwodziciel i maminsynek! Człowieku kto cię zechce?- zapytałam ze śmiechem.

- Nikt. Mam straszą wadę. Po pewnym czasie moja kobieta zaczyna mnie nużyć – wyznał nagle bardzo poważnie- I wtedy robię tak zwany skok w bok... Czasami się wyda.

- To dlatego ona wyszła za innego….- nagle zrozumiałam.

- Tak, to dlatego. Nie dała mi kolejnej szansy.

- O w mordę, już ją lubię! Krzysiek, ty zdradziłeś kobietę, którą kochałeś?...

- Niestety, żałowałem, gdy było już za późno.

- I nadal tak się zachowujesz?- nie mogłam w to uwierzyć- Nie wyciągnąłeś z tamtej sytuacji żadnej lekcji?

- Bardzo się staram. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam taką dziewczynę, która zasłoni mi cały świat.

- Posłuchaj, to nie wina dziewczyn tylko twoja. Ty masz bardzo kruchy kręgosłup moralny. Jesteś tego świadom? A od Baśki trzymaj się z daleka!

- Myślisz, że ze mnie taki zimny drań?

- Myślę, że nie masz na bakier z lojalnością.

- Kurcze jeśli byś codziennie jadła kaszę to w końcu ona ci się znudzi – filozofował.

- Ty, amant, jak by od tego zależało moje życie, to tak. Jakoś schabowy zapewne ci się nie nudzi!

- Wszystko się z czasem nudzi. Traci ten swój powab.

- Dobra, kończmy ten temat- postanowiłam to przerwać- Jeszcze ci powiem coś przykrego.

- A ja ci coś miłego- posłał mi swój firmowy uśmiech.

Na migi pokazałam mu co o tym myślę.

 I wtedy odezwało się to moje sumienie. Siedzę na kawie z zwykłym erotomanem, a Karol nie ma o niczym pojęcia. Mało tego, wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że nie będę za jego plecami robiła  takich rzeczy. Czyli jakich? Nie mogę napić się kawy z kolegą? Nie, jeśli to niepokoi mojego męża. A to go zaniepokoiło. Jeszcze się okaże, że być może słusznie. Krzysiek jest zabawny, ale nie warto z jego powodu stracić zaufanie męża.

Dopiłam swoją kawę. Posłuchałam kolejnej, zabawnej historii z życia tajemniczego klienta i pożegnałam się  szybko.

Karol był w domu. Zastanawiał się właśnie na jaki program nastawić pranie!

- Karol, przepraszam cię za tego palanta- powiedziałam.

- Nie musisz. Ja cię też przepraszam. Postanowiłem dorosnąć- wskazał na pralkę.

- Super!- ucieszyłam się- To teraz patrz i ucz się. Tak to się robi- i pokazałam swojemu mężowi jak się pierze jego dżinsy – Żelazko na szczęście umiesz obsługiwać.

- Na szczęście! – przytulił mnie do siebie – I będę wyrzucał śmieci- całował mnie po szyi- I zmywał gary, i wieszał do szafy ciuchy. A jak cię przyłapię na flirtach to…załaskoczę na śmierć!

Od słów przeszedł do czynów. Umierałam ze śmiechu bo mam straszne łaskotki.          


-„Samanto, kiedy wreszcie wybierzemy się na porządną kawę? Krzysztof” – Karol wyrecytował mi treść SMS-a, którego dostałam od Pana Anioła – Co to do cholery za jeden?!

- A, ten? – ziewnęłam przeciągle - W sumie to nikt.

- Ja go znam?

- Z tego co pamiętam to nie miałeś takiego życzenia - wyznałam zgodnie z prawdą.

- Jak to?!

- Tak to. Zapraszał nas kiedyś, nie pamiętasz? To ten gość z wypadku.

- Jakiego znowu wypadku?!

- Karol… zajmij ty się lepiej swoimi modelami.

- Co ty ukrywasz przede mną? Zamierzałaś powiedzieć mi o tym zaproszeniu?

- Szczerze? Nie zamierzałam ci powiedzieć o tym zaproszeniu!

- To pięknie! Flirtujesz pod moim nosem! Pięknie! Masz to natychmiast skończyć!

- Dobrze, daj mi mój telefon. No daj, od ręki mu odpiszę, żeby spadał na gruszki.

Karol oddał mi moją komórkę. Wysmarowałam na szybko kilka zdań.

- Zweryfikuj czy teraz wszystko jest zgodne z twoimi oczekiwaniami - ponownie zwróciłam mu moją własność.

- Co to jest?! Kogo ty ze mnie robisz?! - zdenerwował się - Chyba tego nie wyślesz?

- Karol, weź ty się w końcu zdecyduj czego ty chcesz. Co ci tu nie pasuje?

- Robisz ze mnie głupa!

- No coś ty! Czy nie tego oczekiwałeś? „Krzysztofie, nie mogę skorzystać z twojego zaproszenia bo to doprowadza mojego męża do szału. Karol oczekuje, że zerwiemy wszelkie kontakty towarzyskie. Proszę, nie ponawiaj więcej swojego zaproszenia. Nie drażnij lwa! Pozdrawiam. Samanta”- wyrecytowałam – Co tu ci się nie podoba? 

- Nie wyślesz tego! – Karol błyskawicznie usunął moją wiadomość.

- Posłuchaj… jeśli nie chcesz wyjść na palanta to nie zachowuj się jak palant.

- Nie chcę, żebyś flirtowała za moimi plecami na mój koszt! - wybuchł.

- Karol… na jaki twój koszt? Tak się jakoś złożyło, że ja zarabiam więcej od ciebie. Sorry, nie miałam zamiaru być uszczypliwa. A co do flirtu za twoimi plecami to raczę cię zapytać. Masz mnie za idiotkę? Posłuchaj, jeśli zechcę flirtować to nie będę musiała tego robić za twoimi plecami. Po prostu rozstanę się z tobą. Czy to jasne?

- A więc to tak?! To od razu się rozwiedźmy! Proszę bardzo!

- Nie ma sprawy. Mówisz, masz - powiedziałam ugodowo.

- To ty jednak chcesz rozwodu?!

- Ciebie całe g… obchodzi czego ja chcę! - wreszcie i ja podniosłam głos.

- A czego ty chcesz?

- Mężczyzny, a nie chłopca! Dorośnij! Tego chcę! I przestań mnie poniżać!

- Ja ciebie  poniżam? To ty mnie poniżasz!

- Nie. Insynuując mi jakieś flirty podczas wypicia kawy z fajnym kumplem, zwyczajnie mnie poniżasz. O ile w ogóle rozumiesz co ja mam na myśli? A teraz zejdź mi z drogi bo muszę przygotować się do pracy.

Karol trzasnął drzwiami do sypialni aż się szyby w oknach zatrzęsły. Szlak mnie trafił na takie zachowanie.

- Nie trzaskaj drzwiami - weszłam za nim do sypialni - Nie jesteś już naburmuszonym nastolatkiem, a ja nie jestem twoją mamusią. Zachowuj się godnie! - wychodząc z pokoju  ponownie  zamknęłam za sobą drzwi.

No to mam ciepło! Uraziłam wielkie Ego mojego męża. No, uraziłam. I co z tego? On moje też uraził. Suma summarum całe to zajście to jeden wielki smutek. Rozczarowuje mnie mój mąż niestety coraz bardziej… Nie skłamałam mówiąc mu, że chcę by dorósł. Karol to chłopiec o ślicznych, ciemnych oczętach z długimi rzęsami jak u dziewczyny. Te jego oczy doprowadziły mnie do USC. Teraz trudno jest tylko dzięki nim wyżyć. Gienia znów miała rację mówiąc, że „urody do kapusty nie włożysz”.  To nie była miłość. Cholera, to było zauroczenie! „Pomimo… bla, bla, bla, ja ciebie nie chcę! NIE BĘDĘ WALCZYŁA, NIE BĘDĘ KOCHAŁA, NIE BĘDĘ SIĘ O CIEBIE BIŁA. Jeszcze miejsca trochę mam….”

Nie wyjrzał z sypialni,  gdy wychodziłam z domu. Już w samochodzie odpisałam Krzyśkowi. „Mogę dzisiaj po 19. Tam gdzie ostatnio.” Za kilkanaście sekund przyszła zwrotna wiadomość. „ Bardzo się cieszę. Będę! Masz jakieś specjalne oczekiwania? Miłego dnia zielonooka Samanto!”

O cholera! Odpisałam. „Mam jedno! Przestań kadzić!”. Po chwili moja komórka  znów subtelnie dała mi znać, że on odpisał. „ Śliczna  kobietko, to nie kadzenie, to szczera prawda! Jesteś tak wyjątkowa, że dech mi zapiera! Sam obawiam się tej kawy z Tobą. Dlatego proszę… bądź dla mnie łaskawa. Jesteś tak piękna, że już na starcie nie mam z Tobą szans. Poza tym – Tobie zawdzięczam swoje życie! Czekam tam gdzie ostatnio o 19”

Przeczytałam pięć razy tę wiadomość. O rzesz ty Aniołku! Takie gierki ze mną? Kobietą na skraju…załamania! Ok., jestem gotowa! Odpisuję mu „ Ok. Mam full pracy. Postaram się być… Niestety  niczego nie obiecuję. Być może w ogóle się nie zjawię”. Poszło! I znów błyskawicznie mi odpisał. „ Samanto, nie ważne co się zdarzy ja będę czekał”.

Pięknie , tego mi właśnie było trzeba! Faceta, który niezależnie od okoliczności jest w stanie na mnie czekać! Przecież nie ma ideałów! Wszyscy jesteśmy niedoskonali… Skąd się w takim razie  pojawił  ten pan Anioł, na mojej krętej  drodze?  Byłam na niego tak zła ze  naprędce mu odpisałam

„ Wkurzasz mnie! Wydrapie ci oczy! I nawet nie mrugniesz!”

Komórka piknęła w tylko sobie znany sposób, a ja przeczytałam. „ Samanto… Czekam! Czekam! Czekam!”

I żeby było jasne - to tylko gra!

Jestem silna! Jestem stabilna!         



- Hej Zuza, co słychać? –  napisałam wczoraj do Zuzanny.

- Ujdzie - odpisała - A u ciebie?

- Uf, twoje rady odnośnie kokieterii spełzły na niczym. Mówiłam ci, że mój mąż to trudny przypadek.

- Dziwne – odpisała mi po chwili.

W pierwszej chwili pomyślałam dlaczego „Dziwne”? W końcu są różne typy. Później mocno mnie to zaniepokoiło, a jeszcze później uznałam, że mam to gdzieś. Nie będę traciła czasu i energii na beznadziejne sprawy. Gdzieś tam w głębi mojego serca zakołatał  ten znajomy lęk z domieszką żalu, że to z powodu mojej nadwagi nie działam na Karola tak jak kiedyś. Mojemu żalowi zawsze towarzyszy rozdrażnienie. Potem się zacinam, albo raczej odcinam i udaję, że sobie świetnie radzę. W jakimś stopniu mi to pomaga. Szczególnie to odcinanie się na siłę od przykrych myśli, potrafi zdziałać cuda.  Tylko chwilami zdarza mi się uderzyć w szloch. A gdy mam już dostatecznie zapuchnięte od płaczu oczy, mówię sobie „I co ryczysz? Olej go!”. Oczywiście jest to duży błąd bo nieporozumienia należy w miarę szybko wyjaśniać. Z tym, że różnie to bywa.

Moja dieta, którą delikatnie po swojemu zmodyfikowałam, na dobre zagościła w moim życiu. Tyle wiążę z nią nadziei. Miewam załamki częściej niż bym sobie tego życzyła. Napady głodu i frustracji. Chwile zwątpienia w stylu „A po co ja to robię?” I wrażenie, że jestem z tym sama na świecie. Najgorsze są te momenty kiedy myślę, że cały świat potrafi do czegoś dojść tylko ja jedna jedyna jestem do niczego. Wieczna nieudacznica, która nigdy nie osiąga celu. Takie myśli powodują, że zaczynam przejawiać nastawienie pt „Nie warto się wysilać bo i tak z tego nic nie będzie”. Na szczęście dla siebie, przerabiałam już to tak wiele razy, że zrozumiałam, że nie mam innego wyjścia jak tylko przeczekać kryzys, a jeśli upadnę, to podnieść się i ponownie próbować.

Dieta sama w sobie nie jest taka zła. Zaczynam się do niej przyzwyczajać. Ma swoje plusy. Największy to taki, że lepiej się po niej czuję, momentami mam więcej energii i kurde, trochę jednak chudnę. Lato nadejdzie szybciej niż myślę i być może tym razem dane mi będzie odczuć więcej radości z noszenia letnich ciuchów?

Chciałabym zobaczyć minę Karola, gdy wystroję się którejś letniej niedzieli w sukienkę, szpilki i dodatkowo pomaluję usta nową pomadką. W moich wizjach szczupła Samanta maluje bowiem usta, ma świetnie zrobione paznokcie i nosi sukienki. Tylko czy na pewno będzie mnie wtedy jeszcze interesował zachwyt Karola? Niestety miewam  w tym temacie spore wątpliwości. I jest to bardzo przykre uczucie. Towarzyszy mu pustka i poczucie osamotnienia. Czy ja kocham jeszcze swojego męża? A jeśli nie? Pod maską dobrego humoru ukrywam tak wiele… I stanowczo za często udaję, że pewnych spraw nie widzę. Nie mam pojęcia dlaczego tak właśnie robię. Tak sobie wyobraziłam, że szczupła Samanta będzie bardzo odważna i wszystkie sprawy zdoła wziąć w swoje ręce. Szczupłej Samancie wszystko przychodzi o wiele łatwiej. Nie zastanawia się tygodniami co i jak, ona po prostu robi to co trzeba! Jeśli, nazwijmy to „pewne sprawy” jej nie pasują to po prostu mówi „Dość!”.

Moje wyobrażenie o tej Samancie zaskakuje nawet mnie samą. Na przykład to, że ona jest taka zdecydowana, ma konkretne plany na swoje życie i umie zdobyć środki konieczne do ich realizacji. Samanta jest silna. Wrażliwa, ale silna. Jeżeli jakąś decyzję raz podejmie to nigdy się już nie cofa, po to by po wielekroć roztrząsać czy aby jest słuszna.

Im częściej o tym myślę tym bardziej dochodzę do wniosku, że ta szczupła Samanta tak mało ma wspólnego z tą grubą...

Zupełnie tak jak chora Kaśka ze zdrową. Nie wiem czy umiem opisać jak bardzo ta dziewczyna się zmienia. A zmienia się na moich oczach! To, że akurat w stosunku do mnie zachowuje się inaczej, jakoś bym sobie wytłumaczyła, ale Kaśka wszystkich ludzi zaczęła traktować inaczej. Spodziewałam się po niej złości i agresywności. Podejrzewałam, że na całym otoczeniu będzie brała odwet za swoje utracone zdrowie. Wyglądała mi na taką, która będzie jadowita i arogancka. Jakież jest moje zdziwienie, gdy nic podobnego nie ma miejsca. 

Sporo zachodu kosztuje mnie zdobywanie dla niej bio produktów. Myszkowałam w Internecie w poszukiwaniu ekologicznych gospodarstw położonych jak najbliżej mojego miejsca zamieszkania. Potem sondowałam w jakim stopniu są to „naprawdę” ekologiczne produkty. Czy mięso z królika jest faktycznie tak zdrowe za jakie chce uchodzić? Czy te kury znoszą zdrowe jajka? Czy ta marchewka wyrosła bez żadnych chemicznych ulepszaczy? Kaśka moje wysiłki przyjęła z ogromną wdzięcznością. Uparła się, że za wszystko będzie mi zwracała pieniądze. Potrafi okazać mi swoją wdzięczność. Okazuje ją też Helenie, która gotuje posiłki z tych zdrowych produktów. Uśmiecha się, a jej wyraz twarzy stał się bardziej łagodny. Pyta o ludzi z TM i przesyła im pozdrowienia.

Pewnego razu odwiedziła nas rano w pracy. Założyła na głowę wesołą czapkę z serduszkiem i zawitała na poranną odprawę z owsianymi ciasteczkami i paczką dobrej kawy.

- Nie będę wam przeszkadzała, tak tylko pooddycham tą atmosferą. Ach i czapki zdjąć nie mogę- powiedziała ze śmiechem - Bo z łysiną mi nie do twarzy.

Baśka wybuchła szlochem i rzuciła się jej w ramiona. Inni poszli za jej przykładem. Tylko Sebastian siedział jakiś sztywny i nerwowo zaczął stukać długopisem o blat stołu.

- Szef jest zły - powiedziała Kaśka, gdy już się z każdym wyściskała - Odciągam was od pracy, a za nieróbstwo nikomu tu nie podziękują.

Sebastian unikał jej wzroku…Mojego też… I innym ludziom też nie patrzył w oczy. Po dokonaniu wszelkich ustaleń szybko zwinął się do siebie. Przez moją głowę przemkła myśl „Zerwała z nim?”. Nie chcę wnikać w jej osobiste sprawy. Nie popieram tego romansu dlatego nigdy o nic nie pytam. Serdeczna, przystępna  Kaśka jest zupełnie inną osobą niż ta zimna, piękna pani ze szklanego ekranu. Zupełnie tak jakby tamta gdzieś wyjechała, a jej miejsce zajął zupełnie ktoś inny. Czy jeśli schudnę ja również tak się zmienię? Może droga, którą muszę przejść aby osiągnąć tę swoją upragnioną wagę, jest tak trudna i wymagająca wyrzeczeń, że faktycznie mój charakter zostanie poddany gruntownej przemianie? Kto wie kim wtedy będę?

Zuzanna znów do mnie napisała.

- Samanto, facetami nie ma co się tak przejmować. Im bardziej za nimi latamy, tym bardziej oni mają nas gdzieś. Czasami dobrze jest potraktować ich tak jak gdyby byli przezroczyści -  pisała do mnie moja specjalistka od tych spraw - Totalnie nie należy się nimi martwić. I nie można płakać po kątach! Jak facet zorientuje się, że go przeżywasz, to nie rokuje to dobrze. Pamiętaj, nie wywarza się otwartych drzwi! 

- Wiesz Zuza – odpisywałam jej - To śmieszne jeśli miałabym prowadzić z mężem  jakieś dziecinne gierki. Nie mówię, że nie masz racji, ale nie mam zamiaru zachowywać się jak  głupia trzpiotka. A tak na marginesie to ci powiem, że ja właśnie mam zamiar przestać się nim przejmować.

- Będziesz zdrowsza! Rób swoje!


- Karol, czy ty możesz dzisiaj posprzątać w domu? - zapytałam rano męża.

- A ty nie możesz? - jego głos dochodził spod kołdry.

- Ja pracuję do wieczora, a w tym domu można się zabić o bałagan.

- To weź wolny dzień i posprzątaj - jęknął.

- Karol, ty już masz wolny dzień. Co będziesz dzisiaj robił?

- Chciałem się chociaż raz w tygodniu wyspać! Musisz mnie budzić?! - powiedział z wyrzutem.

- Świetnie!- nie był to okrzyk zachwytu.

Zanim wyszłam z domu, on spał w najlepsze. Czasami mam wrażenie, że w naszym  związku to ja jestem facetem. To mnie ścigają koszmarne wizje nieopłaconych w terminie rachunków. To ja kombinuję jak na nie zarobić. To ja zaopatruję lodówkę w żarcie, a szafę w czystą odzież.  Teraz się okazuje, że  powinnam  wyskrobać wolny dzień i wypucować mieszkanie. Jeżeli moja teściowa jeszcze raz wspomni coś w temacie „ Powinnam już dawno być babcią!”, to tym razem nie ręczę za siebie. Ja już mam dziecko! Niestety to, które ona wychowała tak na pół gwizdka.

Z tym, że  nie jestem od niej lepsza. Nie  potrafiłam „ułożyć” sobie męża i  dlatego mam problem. Nie egzekwowałam odstawiania brudnych naczyń do zlewu, sprzątania ciuchów na miejsce i wrzucania skarpetek do kosza na pranie. W pierwszym roku małżeństwo z rozkoszą wyręczałam swój skarb z tych wszystkich mało zaszczytnych zajęć. Potem zwyczajnie bałam się z tym cokolwiek zrobić.  Jeszcze by się mąż trwale obraził, albo przestał mnie kochać?  Nie mogłam tak ryzykować.

Teraz czuję się nieszczęśliwa, a komunikacja z Karolem nie jest prosta ani łatwa. Wcale, ale to wcale dobrze nie wyszłam na swojej wielkoduszności. Czuję się tak, jakbym wyrzekła się samej siebie. A przecież opinia, że kobieta w jakiś tam sposób powinna się poświęcić na rzecz rodziny jest zwykłym stereotypem!  Małżeństwo, jak każdy inny układ, ma prawo się zmieniać i przeobrażać. Tak jak i my. Otóż to!  Mój mąż przyswoił sobie pewne wzorce zachowań, ale ja się zmieniłam. Teraz podoba mi się zupełnie inny podział ról w związku. Mam taką wizję, że skoro Karol mniej pracuje, to on powinien zająć się domem w większym zakresie.  

I co mam z tym fantem zrobić? Czy można w jakiś sposób naprawić to co się przez ładnych parę lat psuło? Zadawałam sobie to pytanie w drodze do pracy.

Padał deszcz, wycieraczki pracowały non stop, a ja główkowałam jak przymusić Karola do zmian na lepsze (czyli takich na których wyraźnie skorzystam).

Znając go dobrze wiedziałam, że groźbą, płaczem, prośbą i wstrzemięźliwością seksualną nic nie wskóram. Niestety mam za męża typ, niezwykle mało podatny na wpływy. Zreformować też nie jest go łatwo. Moja sytuacja wydawała mi się bez wyjścia. Nie będę ukrywała, jak bardzo mnie to wkurzyło.  

Oprócz standardowych zajęć zawodowych „światła, kamera, akcja”,  miałam dziś w planach pokaz sprzętu wideo i warsztaty z filmowania. Człowiek musi się uczyć całe życie. Trafił mi się fajny skład ludzi (w tym kila kobiet). Wyjątkowo przypadła mi do gustu elegancka babka w średnim wieku. Wcale nie kryła się z faktem, że  jest  dwukrotną, szczęśliwą  rozwódką. Pomyślałam sobie, że ktoś taki musi mieć spore doświadczenie i jeszcze więcej przemyśleń. W przerwie na catering sama zaczęłam dyskusję na temat relacji damsko- męskich.

- Słuchaj Zuzanno, mówiłaś, że byłaś dwukrotną mężatką - powiedziałam do nowo poznanej koleżanki - Jak ty sobie z tymi facetami poradziłaś?

Uśmiechnęła się z rozmarzeniem.

- Ten pierwszy to był wspaniały mąż. Och, tak mi szkoda, że w sumie nam nie wyszło.

- A drugi? - pytam.

- On też był wspaniały - westchnęła pełną piersią (bo takową posiadała).

- To co się stało? - pytam zdziwiona.

- Byłam głupia! Stawałam w obronie swoich praw - oznajmiła Zuzanna.

-To chyba normalne? - zrobiłam wielkie oczy.

- Oczywiście Samanto, z kobiecego punktu widzenia.

- Żartujesz? - nie dowierzam - Mężczyźni też walczą o swoje. I to z jakim uporem!

- Oni to zupełnie co innego. Nawet im z tą walką do twarzy. Ale co się tyczy kobiet to my dysponujemy bardziej zdumiewającą  mocą - oznajmiła tajemniczo.

- Co masz na myśli? - zapytałam.

- Kobieta w takich sytuacjach powinna sięgnąć po kokieterię. Nie znam chłopa, który był by na to odporny. Pięści, wrzaski, pyskówki, czy inne boksy, to kompletna strata czasu i żadnej kobiecie nie jest z tym do twarzy.

- Naprawdę? Mówisz to na podstawie własnego doświadczenia?

- Tak. Dwukrotnie żałowałam, że ciosałam swoim panom kołki na głowach. Wymagałam, żądałam i szantażowałam. Preferowałam dąsy i ciche dni… To był duży błąd.

- Słuchaj - zaangażowałam się w tę rozmowę tak bardzo, że zapomniałam o swojej sałatce, a to rzadkość - Trzeba być świętą żeby wytrzymać z takim na przykład moim Karolem.

- Dlaczego? - tym razem ona się zdziwiła.

- Bo mu na niczym nie zależy! Nic nie robi! To leń i egoista! - wyrzuciłam z siebie.

- Niemożliwe... Musi mu na czymś zależeć! A, że leń… cóż, rasowy samiec! - powiedziała Zuzanna.

- Ok., zależy mu tylko na sobie - przytaknęłam - A poza własną wygodą, już na niczym. Nie mogę się doprosić żeby posprzątał w domu! - pożaliłam się.

- Samanto, jeśli go za to zbesztasz i skrytykujesz to zapomnij, żeby kiedykolwiek palcem kiwnął. Nic nie zrobi. U mężczyzny poziom tolerancji na krytykę pod własnym adresem, bywa bardzo, bardzo niski.

- To co mam zrobić?! - zdenerwowałam się.  

- Pomagaj, żeby mu wszystko lepiej wychodziło - odpowiedziała moja wyrocznia.

- Zuzanno, ale jak to zrobić?! Mój Karol to tak ciężki przypadek, że mam wrażenie jakbym walczyła z wiatrakami! - pożaliłam się.

- Moja droga, nie na darmo jesteś obdarzona inteligencją. Zacznij go kokietować. To najlepszy i póki co najmniej zawodny sposób.

Nasza przerwa dobiegła końca. Ponownie zajęliśmy swoje miejsca na sali wykładowej, lecz ja od tej chwili cierpiałam na klasyczne rozdwojenie jaźni. Moje myśli pobiegły sprintem w tylko sobie znane rewiry.

Kokietką nie byłam nigdy. Nigdy nie zwracałam na siebie jego uwagi w ten jakże niecodzienny sposób. Karol wszakże nie jest głupi. Jeśli nagle zacznę jakąś dziwną, kokieteryjną grę… on mnie wyśmieje. Zapyta „Piłaś coś Sam?”. A wtedy ja mu słodko odpowiem „Ależ skąd! Mój drogi, czy mógłbyś znaleźć dziś dla mnie pół godzinki? Potrzebna jest mi twoja pomoc w pewnej ważnej sprawie? To może być wtedy, gdy skończysz już swoje zajęcia. Ja kochanie zaczekam”. W tym momencie laptop mojego męża jest tak bardzo rozgrzany, że on nie może mu się dłużej opierać. Mądra kobieta powinna wiedzieć, że z tym nie wygra. Wewnętrznie cała płonę z oburzenia, ale dobrze, powiedziałam, że zaczekam to zaczekam. Kokieteryjnie nakładam bluzeczkę z dekoltem i robię oko w łazience. Potem przyrządzam w kuchni coś pysznego do jedzenia Nakrywam do stołu i szepczę mu do uszka „Mój Misiu, dzień dobiega już końca, a ty nic nie jadłeś.”  To zjadł. Głaszczę go po ręku, mrużę zalotnie oczka i mówię „ Usiądźmy blisko siebie na kanapie”. Karol pyta „O co ci chodzi Sam? Jesteś jakaś taka dziwna?”. Mruczę, że mam do niego jeden  mały interesik. „ Karolku, czy mógłbyś mi pomóc pozbierać z podłogi w sypialni tę całą twoją, markową garderobę? Nie mogę już dłużej patrzeć jak ona się tak poniewiera.” Karol już zamierzał mi odparować, że skoro nie mogę na to patrzeć to czemu do ch…. jeszcze tego nie sprzątnęłam? Wtedy ja poprawiam na jego oczach swój dekolt i szybciutko wchodzę mu słowo  „Kochanie jestem taka zmęczona! Tak mnie bolą plecki. Przygotuję ci w tym czasie kąpiel, a ty sprzątnij te ciuchy, dobrze? Potem rozmasuję ci kark.” I posyłam mu całuska.

Zuzanna dała mi w bok kuksańca.

- Notuj Samanto-  wyszeptała - Gość mówi do rzeczy.

Zaprawdę trudno mi było utrzymać cugle wyobraźni. Ostudziła mnie dopiero świadomość, że  juto w TM ktoś może mnie zasypać pytaniami odnośnie dzisiejszych warsztatów.

Z Zuzanną umówiłyśmy się na stały kontakt w sieci. Wszak dodałyśmy się do grona swoich znajomych.

Wieczorem jechałam do domu pełna wewnętrznych postanowień, że ta kokieteria  wcale może nie być taka głupia. Co mi szkodzi spróbować?

W przedpokoju wpadłam na worek ze śmieciami. W kuchni, w zlewie piętrzył się stos naczyń. W łazience kosz uginał od zawartości prania. W sypialni fotel był zawalony ciuchami Karola, a w salonie no cóż, tutaj Karol rozstawił się ze swoimi modelami samolocików.

- Posprzątałem - cmoknął mnie na powitanie - Pójdziemy do łóżka?

- Jak zrobisz mi kąpiel i rozmasujesz kark. I wywal te śmieci bo jadą na cały dom!  

- Samanto! Cały dzień sprzątałem. Śmieci wyrzucę jutro - targował się - Chodźmy do sypialni.

- Mowy nie ma! Śmieci i masaż!

- I co jeszcze?! - naburmuszył się - W takim razie idę do swoich zajęć.

 Sama wyrzuciłam te śmieci bo przecież nie wytrzymam tego smrodu do rana. I co ja w sumie  skorzystałam z tych warsztatów? Wychodzi na to, że z tą całą kokieterią jakoś mi nie po drodze. 

     

       
Jestem na diecie! Ja, Samanta, wzięłam się za siebie na serio!!! Szczęśliwie udaje mi się trwać w tym postanowieniu.

Rano siusianie, mycie zębów i tradycyjne ważenie. Waga idzie w dół. Mówię to szeptem, ale moje serducho bije ze szczęścia głośno jak dzwon. Pani dietetyk rozpisała mi dietkę, jak to się mówi „pode mnie”. (Mogę zjeść nawet około 22.00).  Zawsze się bałam, że to nie przejdzie, nie będzie działało, że za skomplikowane, za drogie i w ogóle po co, skoro wiadomo, czego jeść nie należy. Z wielką radością muszę przyznać, że byłam w błędzie. Jestem taka nakręcona, że aż w zasadzie szczęśliwa. Ludzie, nie dlatego, że deko chudnę. Tylko dlatego, że jestem na diecie! Mogę! Daję radę!

Do TM lecę jak na skrzydłach. Małą kawkę mogę sobie strzelić, dieta mi tego nie zabrania.  Kieruję się do socjalnego.

- Cześć Tomek! - witam kolegę, który tu siedzi.

- No, cześć - odburknął.

Widać nie wszystkim dzisiaj serenady chce się śpiewać. Instynktownie omijam go szerokim łukiem. Nie lubię facetów, którym dobry humor  nie przypadł w udziale. Wolę, gdy moi koledzy to goście na luzie, tacy, którzy mają zdrowy dystans do siebie. Oczywiście uwielbiam jak mnie lubią, ale wybaczam im jeśli bywa inaczej. Wiem, że nie zawsze jestem równą babką. Mąż mi to niestety regularnie uświadamia. Ech, życie.

Przeanalizowałam w trybie natychmiastowym, o czym może świadczyć pochmurne oblicze mojego kolegi. Nic nie wydedukowałam. To pytam.

- Co jest? Nie wyspałeś się?

- Ja się nigdy nie wysypiam - powiedział do ściany.

Nie lubię jak nie mam  kontaktu wzrokowego z rozmówcą. Gorzej wtedy czytam ludzi.

- To co cię gryzie? - pytam - Brak kasy?

- Mi zawsze brakuje  kasy - znów mówi do ściany.

- Ok, to tak  jak i mi. Jesteś na kacu?

- Ja zawsze jestem na kacu - i to też było do ściany.

- To co ci jest? Bo zawsze aż taki nie jesteś? Dziewczyna cię rzuciła?! - już mnie delikatnie  zirytował.

- Mnie zawsze dziewczyny rzucają. - nareszcie spojrzał na mnie.

- Cóż, w takim razie współczuję.

- Prawko mi zabrali - wydusił z siebie.

- O, to ci naprawdę współczuję, ale wypadku żadnego nie spowodowałeś?

- Nie, jechałem po piwku.

Nie skomentowałam. Życie upomniało się o swoje. Szkoda tego Tomka. Nie mam odwagi go pouczać, ale o sobie w sumie mogę mu opowiedzieć.

-Wiesz Tomek, ja poszłam do dietetyczki- mówię.

- Po kiego? Kasa wyrzucona w błoto.

- Ja też tak kiedyś myślałam. Wiadomo co nas tuczy, więc wystarczy się tym nie zapychać i waga sama spadnie.

- To już zupełnie nie rozumiem po co tam poszłaś.

- Bo byłam w błędzie. Sama nie dałam rady. Czasami musimy pozwolić, żeby ktoś profesjonalnie się nami zajął. Jestem zadowolona, że to zrobiłam.

- Fajnie - podniósł się z krzesła - Muszę lecieć. Trzymaj się!

„Ty też”, powiedziałam do jego pleców. Każdy jest kowalem swojego losu. Mam nadzieję, że nie sprawiłam mu przykrości. Domyślam się jak jest mu ciężko. I daleka jestem od tego, żeby powiedzieć - doigrałeś się. Najtrudniejsze do rozwiązania są te problemy, które sami na siebie ściągamy.  Kogoś łatwo się zmienia, siebie niekoniecznie.

Basia wpadła do pracy z sensacją.

- Słuchaj co się stało! Marcin do mnie przyjechał z samego rana!

- To on wie gdzie ty mieszkasz?- pytam.

- No wie, ale słuchaj dalej. Ta Iwonka go zostawiła!

- Naprawdę? I co?

- Teraz on postanowił dać mi szansę!

- Tak?...- zapytałam przerażona, że może ona skorzysta z tej fantastycznej oferty.

- Pogoniłam go!

- Ludzie, kamień z serca! - odetchnęłam - Ale mnie wystraszyłaś!

Basia wybuchła śmiechem.

- A to osioł! Wyobrażasz sobie? On postanowił dać mi szansę?

- A ciąża tej Iwonki? - dopytałam się dla pewności.

- Poroniła.

- No tak. Trudno - nie wypadało mi głośno współczuć.

- Dać mi szansę! - nadal to przeżywa - I odpowiedziałam mu, że powrót do niego oznacza utratę tej szansy, którą właśnie sama sobie dałam.

- Super! - pochwaliłam koleżankę.

Basia siada przed swoim komputerem. Mimo wszystko jest smutna. W ostatnim czasie bardzo się zmieniła. Ścina włosy, schudła i nie ubiera się już w dziewczęce sukienki. Teraz się nosi na sportowo. Myślę, że tak jej po prostu wygodniej. Podejrzewam, że w sercu podjęła decyzję, że będzie sama, ale nie jest z tego powodu szczęśliwa. I ten jej głupi Misiek, póki co, też został sam. Po co mu to było?

Utknęłam w wirze pracy. W ostateczności nie przychodzę tu dla towarzystwa. Telewizja musi zarabiać. Uwijamy się jak w ulu. Każdy grymas Sebastiana podnosi nam ciśnienie. A ja muszę jeść co trzy godziny. Odkąd jestem na tej diecie, rzadziej  mam napady wilczego głodu. Myślę sobie, „Za godzinkę zjesz sobie to i to”.  To mnie uspokaja. Wszystko mam zaplanowane, a to zdecydowanie normuje życie. Oby tak dalej!

Roboty mam więcej niż jestem w stanie sobie z nią poradzić. Wszystko ma być na już. Padam ze zmęczenia.




W zamrażarce miałam pierś z wiejskiego kurczaka. Pokusiłam się o przygotowanie jednogarnkowego dania. Razowy makaron z ciecierzycą i kurczakiem. Wizualnie brakowało tam czegoś czerwonego i zielonego, to dołożyłam ździebło suszonych pomidorów i sporą ilość mrożonego szpinaku. Wyszło tak smaczne, że spakowałam pięknie jedną porcję na wynos. Mam to zawieźć samotnej Basi, chorej Kasi czy zdołowanej Jagódce?  Uczuciowo najbliższa jest mi Jagódka, ale najbardziej potrzebująca niestety jest Kaśka. Basię za to ostatnio mocno zaniedbuję. Gdy się tak nad tym zastanawiałam do moich drzwi ktoś zapukał. W domu mam delikatny bałagan, więc otwieram w nadziei, że to nikt na dłużej.

- Cześć Weroniko!- powitałam ją radośnie.

- Mam nadzieję, że nie sprawię ci kłopotu?- Błyskawicznie dokonuję analizy stanu mojego mieszkania. Stosy naczyń w zlewie, porozwalane ciuchy  i nie odkurzone podłogi. O łazience wolę nie myśleć!

- Ależ skąd! Jak miło, że wpadłaś. Właśnie gotuję- zapraszam Werę.

Weronika się rozluźnia. Rozbiera się w korytarzu, a ja szybko nastawiam wodę na coś ciepłego do picia

- Mam fajne jedzonko. Lubisz ciecierzycę?

- Lubię, ale mogę zjeść dopiero za dwie godziny. Rozumiesz, staram się nie przytyć. Jem kilka małych posiłków co trzy godziny.

- Jasne, ja też jestem na świeżo po wizycie u dietetyczki- pochwaliłam się.

- Super! Będę trzymała za ciebie kciuki!

- To czym mogę cię poczęstować? - pytam.

- Masz czystek?

- Nie…

- Zielony jęczmień?

- Niestety…

- Nie martw się. Zieloną herbatę?

- Tak!- odetchnęłam z ulgą- Już robię! Fajnie, że do mnie wpadłaś. Mów co tam u ciebie? Mam nadzieję, że nie myślisz już o rozwodzie? I jak twój Kubuś? Dawno go nie widziałam.

- Dzięki, Kubuś ma się dobrze.Ostatnio nawet nie choruje.

- To dobrze, przy tej pogodzie tak łatwo o przeziębienie. Dzieci są chyba szczególnie wrażliwe?

- Możliwe, nie mam wielkiej skali porównawczej. Mam tylko jedno dziecko, a na drugie raczej się nie zanosi.

- Pewnie, Kuba jest taki mały!- udaję, że nie wiem o co ma na myśli.

- To akurat nie jest żadną przeszkodą. Seba ze mną nie sypia- wyznała.

- Wiesz… ja nie wiem co ci powiedzieć. Kurde, każdy ma jakieś swoje kłopoty. Współczuję ci Weroniko, naprawdę!

- Kaśce też współczujesz?- zapytała kąśliwie.

Wbrew swojej woli poczułam żar na  policzkach. Wiedziałam, że zrobiłam się czerwona jak rak. To nie jest komfortowa sytuacja!

- Oczywiście, że mi jej żal - mimo tego buraka na twarzy spojrzałam jej prosto w oczy.

- Tak myślałam... Słyszałam, że się zaprzyjaźniłyście, to prawda?

- Dlaczego pytasz?

- Myślałam, że… zresztą nie ważne! Po co mnie namawiałaś na ratowanie małżeństwa skoro przyjaźnisz się z kochanką mojego męża?! - wyrzuciła to z siebie z wielkim krzykiem.

- To są dwie niezależne sprawy. Nie obchodzi mnie układ pomiędzy wami. To nie jest moja sprawa. Natomiast Kaśka potrzebuje wsparcia, bo ani ty, ani ja, nie mamy bladego pojęcia jak czuje się człowiek w takiej sytuacji. Nie powinna być sama.

- Nie jest! Do cholery, zabrała mi męża, a Kubie ojca! Jeszcze jej mało?!

- Tego nie wiem. Natomiast odnoszę takie wrażenie, że tak, że może jej brakować bliskich osób.

- Żenada! Może zasłużyła na taki los?!

- Wera..… przeginasz.

- Trzymasz jej stronę? Nie wierzę!

- Jeszcze raz ci to wyjaśnię. Nie trzymam jej strony. Tak naprawdę, to nie mam wpływu na to, kto kogo kocha itp. Natomiast nie umiem przejść obojętnie obok kogoś, kto tak cierpi. Kaśka jest zdolną dziennikarką, inteligentną osobą, piękna kobietą i jest młoda. Póki co, to nie po drodze jej ze śmiercią. Zawsze będę stała po stronie takich osób. Nie cierpię niesprawiedliwości, a śmiertelna choroba u tak młodej osoby jest niesprawiedliwością. 

-  A odebranie komuś męża jest według ciebie sprawiedliwe?- odstawiła głośno kubek z herbatą.

- Nie jest. Z tym, że mąż nie jest rzeczą. Wiele zależy od niego samego. Co to znaczy, że ona ci go odebrała?

- Dzięki, już bardziej nie mogłaś mnie poniżyć!

- Nie, to nie tak. Chciałam tylko powiedzieć, że nie możesz obarczać Kaśki za całokształt. Jest jeszcze Sebastian, i jesteś jeszcze ty.

- Więc niech umiera!- krzyknęła.

- Myślę, że nie wiesz o czym mówisz. Jej śmierć nic ci nie da.  Na pewno nic dobrego.

- Jest toksyczna! Bez takich ludzi o wiele łatwiej się żyje!

- Przerażasz mnie…- powiedziałam szczerze.

- A może jestem zwyczajnie zrozpaczona? Ile można patrzeć przez palce na romans własnego męża?!

- Nie wiem. To już zależy tylko od ciebie...

- No to świetnie mi poradziłaś!

- Weroniko, ja nie mam doświadczenia w takich sprawach. Nie pytaj mnie więcej o radę. Poradź się kogoś, kto przeżył coś podobnego. Życzę ci jak najlepiej- powiedziałam- Jestem jak najbardziej za tym, żeby walczyć o jedność rodziny i małżeństwa. Uważam, że rodzina to rzecz święta. Z tym, że ty też powinnaś szukać drogi do serca swojego męża. Postawa roszczeniowa nie zawsze służy pomyślności w związku.

- Słucham?!

- To dobrze, że słuchasz. Żeby zrobić krok w przód, czasem należy zrobić najpierw dwa w tył. Małżeństwo to związek dwóch osób. Było kiedyś w tobie coś, co pociągnęło do ciebie twojego męża. Inaczej nie ożeniłby się tobą. Czy masz w sobie jeszcze to coś? Choroba Kaśki nie ma tu nic do rzeczy. Nie kocha jej, jeśli w ogóle ją kocha, tylko dlatego, że jest chora. Nasi mężowie potrzebują naszej lojalności, miłości i bliskości. Zupełnie tak samo jak my.

- Jestem mu lojalna! To on nie jest mi lojalny! Do cholery, ja się staram! Przestań mnie traktować jak jakąś jędzę!

- To nią nie bądź.

Przyjrzała mi się przeciągle. Zraniłam ją, a przecież naprawdę nie chciałam tego zrobić. Co za patowa sytuacja!

- Weroniko..

- Przestań! Już i tak powiedziałaś za dużo! Jadę do domu!- wstała z mojej kanapy.
Bez słowa ubrała się i wyszła.

Nawet ja straciłam apetyt na ten makaron z ciecierzycą. Jestem głupia i tyle!
 Karol zwąchał ciepłe jedzenie.

- Kurde, co to są te żółte kulki? - wcinał mój makaron.

- A co? Coś ci nie pasuje?- pytam rozdrażniona.

- Nawet dobre. I pikantne- o dziwo pochwalił-  Możesz to częściej gotować- zaakceptował potrawkę.

- Zapewne masz rację. Zostanie jeszcze na jutro.

- O to fajnie! Postanowiłem, że wrócę do modelarstwa. Możesz mi zwolnić biurko? Bo ty przecież montować tam nie musisz.

- Pewnie! Dla mnie to żaden problem.

Robię dwa kroki w tył. I teraz wystarczy już tylko poczekać.




Obudził mnie promień słońca. Przez moment poczułam się tak, jak gdyby to już była wiosna. Sobota nie jest moim dniem wolnym, a to wielka szkoda. Wylegiwanie się w łóżku nie wchodzi zatem w grę. To Karol śpi do południa. Szczęściarz! Piję wodę na śniadanie. Pakuję do torebki drugie śniadanie, czyli drugą butelkę wody, i jakąś drobną przekąskę. Tak, na dworze czuć przedsmak wiosny! Szaro, buro lecz natężenie światła słonecznego jest już jakieś inne. Bardziej mi przyjazne. Wiosna to mój czas. Pora na odbudowanie wewnętrznych sił. Na wznowienie walki z własnym charakterem. Pokonywanie granic swoich własnych możliwości. Nie po to by patrzeć na innych z góry, lecz po to by siebie wzmocnić i zahartować. Tylko w zapasach z samym sobą, okazuje się kim tak naprawdę jestem. Nie muszę wyjeżdżać do Amazonii, żeby sobie coś udowodnić. Tutaj też bywa zabójczo.  Tak, wiosna temu sprzyja! Wystarczył zaledwie tydzień, żeby z miasta znikł cały śnieg. Słońce osusza mokre chodniki, z dachów kapie woda i kto wie czy zima jeszcze do nas wróci? Mogłaby sobie już odpuścić, ale nie czarujmy się, ciągle mamy kalendarzową zimę. Dzisiejszy dzień mam już zaplanowany z góry. Zanim dojadę na miejsce nagrania, odwiedzę Kaśkę w szpitalu. Zawiozę jej sok  do picia, gorzką czekoladę i skarpetki, bo ona marznie w stopy. Faktycznie, nogi ciągle ma lodowate. W końcu jest przecież moim wyobrażeniem Królowej Śniegu. Ostatnimi czasy oswoiłam się już z tym szpitalem. Poznałam kilka pielęgniarek i jednego lekarza. Onkologia stała się moim synonimem zła, ale też synonimem ogromnej wiary. Ja sama nie szanuję własnego zdrowia jak należy. Odwiedzając Kaśkę dostrzegam w jej oczach różne odcienie strachu. Ten strach przekradł się i do mojego serca. Strach przed nieuleczalną chorobą i strach przed tym, że nie potrafię dodać jej właściwej otuchy. Jak ktoś tak słaby jak ja miałby to zrobić? Nie znam nawet takich słów, którymi mogłabym się posłużyć. Ganię siebie za to, że to nie jest absolutnie żadne wytłumaczenie. Dobór takich słów sprawia mi wysiłek umysłowy. Czas popracować nad tym, żeby poszerzyć własne słownictwo. Poznać znaczenie innych wyrażeń. Tym razem ona nie śpi. Widzę, że całkiem niedawno płakała.

- Hej, co się dzieje?- całuję ją w policzek na przywitanie.

- Zobacz- wyciąga z głowy garść włosów- Wyłysieję!

Wyjmuję z jej dłoni długie, złociste, delikatne jak jedwab pasmo. W szufladzie szpitalnej szafki ma chusteczki higieniczne. Podaję jej jedną do rąk. Głośno wyciera nos, a potem bezsilnie opada na poduszkę.

- To koniec!- szepcze- Samanto, nie uda mi się.

- Przestań! Błagam cię, przestań tak myśleć! Włosy to nie zęby, odrastają. Podobno nawet jeszcze piękniejsze- nie mogę pozwolić by się załamała.

- Pielęgniarka ma nożyczki. Zetnij je. Wolę żebyś zrobiła to ty, a nie ona- mówi po chwili.

Ja akurat wolę odwrotnie. Co jeśli nie zapanuję nad płaczem? Nie mogę być przy niej słaba, a silna też być nie potrafię.

- Dobrze, tutaj? - nie mam innego wyjścia. Zrobię to od razu.

- Nie, chodźmy do łazienki.

Pomagam jej wstać z łóżka. Zakładamy pod szlafrok ciepłą bluzę, bo ona cała drży. Zanoszę do łazienki krzesło, a sama idę do pani Teresy po te nożyczki.

- Poradzi sobie pani sama? - pielęgniarka pyta mnie życzliwie.

- Wątpię, ale tak trzeba.

- Panuj dziewczyno nad emocjami. W tym momencie najlepiej jest na siłę myśleć o czymś zupełnie innym. Na przykład o tym, co masz jeszcze dzisiaj do zrobienia w domu, czy w pracy. Naprawdę nie skupiaj się zanadto na tej czynności. Po prostu tnij. Ona i tak je wszystkie straci. Tnij najbliżej skóry. Potem będzie jej łatwiej.

- O cholera!- łamię własne zasady dotyczące przeklinania - I po co pani mi to mówi?

- Dla twojego psychicznego bezpieczeństwa.

- Akurat, w tej sytuacji ono i tak legło w gruzach.

- Słuchaj, tak po prostu jest! Nie wiem dlaczego, ale tak jest, i nie mamy na to wpływu. Mogę to za ciebie zrobić.

- Nie, pani Teresko, dziękuję. Jej będzie przy mnie łatwiej przez to przejść.

- Jak uważasz. Weź po drodze od salowej szczotkę do zamiatania.

- Dzięki!

Wracam do łazienki. Otulam Kaśkę jej beżowym ręcznikiem z koronkową wstawką. Jaki ten ręcznik jest elegancki. Zupełnie w  jej stylu. Na umywalce kładę jej błękitną chustkę.  Myślałam, że będzie płakała. Nawet nie drgnęła, nie zamknęła oczu, patrzyła na podłogę i na swoje włos, które tam opadły. Starałam się w miarę możliwości szybko posprzątać. Całe szczęście, że siedziała tyłem do kasza na śmieci. Moja własna bujna czupryna parzyła mnie w głowę. Nigdy więcej nie przyjdę do niej z rozpuszczonymi włosami. Sięgnęłam dłonią po chustkę, ale ona delikatnie wyjęła mi ją z rąk.

- Dziękuję Samanto, wolę zrobić to sama.

Zawiązała na swojej głowie coś na kształt turbanu.

- I jak?- spojrzała mi w oczy sondująco.

- Śmiało sama możesz  to ocenić. Powiem tylko tyle, że ładnemu we wszystkim ładnie.

Odważyła się przekonać o wiarygodności moich słów i spojrzała w lustro.  

- Tak, mówisz, że odrastają. To poczekam, wracajmy na salę.

- Jasne.

Pomyślałam, że kupię jej delikatne kolczyki z perełką i taką samą broszką do kompletu. Będzie mogła ozdobić broszką swoją chustkę, a kolczyki podkreślą jej delikatną urodę. Albo samodzielnie zrobię dla niej taką biżuterię. Pomogłam jej się położyć z powrotem do łóżka, i napić soku.

- Jestem zmęczona, ale dziękuję ci Samanto za wszystko. Nigdy nie miałam nikogo takiego jak ty.

- Spoko. Wyśpij się, a ja zajrzę tu wieczorkiem. Może masz na coś ochotę?

- Nie, mama obiecała mi przywieźć pieczonego łososia.

 Moja mama nigdy by mnie nie nakarmiła w tej sytuacji marketowym, hodowlanym łososiem. Przekopałaby pół świata, żeby kupić zdrową rybę. Dlaczego ja sama  nie mogę tego dla niej  zrobić? Znów ją całuję w policzek, tym razem na pożegnanie. W samochodzie odkrywam, że na nogawce moich spodni wisi długi, blond włos. Nie wytrzymałam. Dałam solidny upust swojemu żalowi i gniewowi. Rozmazałam się, zasmarkałam się i roztrzęsłam. Dzielna Samanta właśnie się rozkraczyła. Muszę porozmawiać z tą Heleną. Trzeba ograniczyć ilość chemii jaką  Kaśka ma w swoim organizmie. Zamówię z Zadupia paczkę ze zdrową żywnością i sama zacznę gotować dla Kaśki. Przy okazji mi też to nie zaszkodzi. Kto to powiedział, że jesteś tym co jesz? Nowotwory, to rachunek jakie wystawia nam życie za sposób w jaki się z nim obchodzimy. I nie ma co się czarować, że jest inaczej. Doprowadzam się do porządku i jadę na nagranie. Basia już na mnie czeka.

- Halo, spóźniłaś się! Zaspałaś?- jest podirytowana.

- Nie, byłam w szpitalu u Kaśki.

- Tak? Ja też powinnam ją odwiedzić. Kurde, kto by przypuszczał? I jak ona się trzyma?- złość jej mija.

- Dobrze, jest dzielna. Poradzi sobie. To silna kobieta, umie walczyć.

- To jest akurat  prawda, nie jedną z nas wygryzła. Nie wiesz jakie ma rokowania?- pyta Basia

- Nikt tego nie wie. W tej sytuacji myślisz, że można coś zaplanować?

- Nie wiem…Szkoda jej! Nie mogę przestać o tym myśleć! Taka dziewczyna!

- Hej, opanuj się, ona żyje!

- Wiem, wiem, nie to miałam na myśli. Głupio to zabrzmiało, sorry.  

- Rozkładam sprzęt. Basiu zróbmy to co mamy zrobić, co możemy zrobić.

-Oki- zgadza się ze mną.