- Karol, czy ty możesz dzisiaj posprzątać w domu? - zapytałam rano męża.
- A ty nie możesz? - jego głos dochodził spod kołdry.
- Ja pracuję do wieczora, a w tym domu można się zabić o bałagan.
- To weź wolny dzień i posprzątaj - jęknął.
- Karol, ty już masz wolny dzień. Co będziesz dzisiaj robił?
- Chciałem się chociaż raz w tygodniu wyspać! Musisz mnie budzić?! - powiedział z wyrzutem.
- Świetnie!- nie był to okrzyk zachwytu.
Zanim wyszłam z domu, on spał w najlepsze. Czasami mam wrażenie, że w naszym związku to ja jestem facetem. To mnie ścigają koszmarne wizje nieopłaconych w terminie rachunków. To ja kombinuję jak na nie zarobić. To ja zaopatruję lodówkę w żarcie, a szafę w czystą odzież. Teraz się okazuje, że powinnam wyskrobać wolny dzień i wypucować mieszkanie. Jeżeli moja teściowa jeszcze raz wspomni coś w temacie „ Powinnam już dawno być babcią!”, to tym razem nie ręczę za siebie. Ja już mam dziecko! Niestety to, które ona wychowała tak na pół gwizdka.
Z tym, że nie jestem od niej lepsza. Nie potrafiłam „ułożyć” sobie męża i dlatego mam problem. Nie egzekwowałam odstawiania brudnych naczyń do zlewu, sprzątania ciuchów na miejsce i wrzucania skarpetek do kosza na pranie. W pierwszym roku małżeństwo z rozkoszą wyręczałam swój skarb z tych wszystkich mało zaszczytnych zajęć. Potem zwyczajnie bałam się z tym cokolwiek zrobić. Jeszcze by się mąż trwale obraził, albo przestał mnie kochać? Nie mogłam tak ryzykować.
Teraz czuję się nieszczęśliwa, a komunikacja z Karolem nie jest prosta ani łatwa. Wcale, ale to wcale dobrze nie wyszłam na swojej wielkoduszności. Czuję się tak, jakbym wyrzekła się samej siebie. A przecież opinia, że kobieta w jakiś tam sposób powinna się poświęcić na rzecz rodziny jest zwykłym stereotypem! Małżeństwo, jak każdy inny układ, ma prawo się zmieniać i przeobrażać. Tak jak i my. Otóż to! Mój mąż przyswoił sobie pewne wzorce zachowań, ale ja się zmieniłam. Teraz podoba mi się zupełnie inny podział ról w związku. Mam taką wizję, że skoro Karol mniej pracuje, to on powinien zająć się domem w większym zakresie.
I co mam z tym fantem zrobić? Czy można w jakiś sposób naprawić to co się przez ładnych parę lat psuło? Zadawałam sobie to pytanie w drodze do pracy.
Padał deszcz, wycieraczki pracowały non stop, a ja główkowałam jak przymusić Karola do zmian na lepsze (czyli takich na których wyraźnie skorzystam).
Znając go dobrze wiedziałam, że groźbą, płaczem, prośbą i wstrzemięźliwością seksualną nic nie wskóram. Niestety mam za męża typ, niezwykle mało podatny na wpływy. Zreformować też nie jest go łatwo. Moja sytuacja wydawała mi się bez wyjścia. Nie będę ukrywała, jak bardzo mnie to wkurzyło.
Oprócz standardowych zajęć zawodowych „światła, kamera, akcja”, miałam dziś w planach pokaz sprzętu wideo i warsztaty z filmowania. Człowiek musi się uczyć całe życie. Trafił mi się fajny skład ludzi (w tym kila kobiet). Wyjątkowo przypadła mi do gustu elegancka babka w średnim wieku. Wcale nie kryła się z faktem, że jest dwukrotną, szczęśliwą rozwódką. Pomyślałam sobie, że ktoś taki musi mieć spore doświadczenie i jeszcze więcej przemyśleń. W przerwie na catering sama zaczęłam dyskusję na temat relacji damsko- męskich.
- Słuchaj Zuzanno, mówiłaś, że byłaś dwukrotną mężatką - powiedziałam do nowo poznanej koleżanki - Jak ty sobie z tymi facetami poradziłaś?
Uśmiechnęła się z rozmarzeniem.
- Ten pierwszy to był wspaniały mąż. Och, tak mi szkoda, że w sumie nam nie wyszło.
- A drugi? - pytam.
- On też był wspaniały - westchnęła pełną piersią (bo takową posiadała).
- To co się stało? - pytam zdziwiona.
- Byłam głupia! Stawałam w obronie swoich praw - oznajmiła Zuzanna.
-To chyba normalne? - zrobiłam wielkie oczy.
- Oczywiście Samanto, z kobiecego punktu widzenia.
- Żartujesz? - nie dowierzam - Mężczyźni też walczą o swoje. I to z jakim uporem!
- Oni to zupełnie co innego. Nawet im z tą walką do twarzy. Ale co się tyczy kobiet to my dysponujemy bardziej zdumiewającą mocą - oznajmiła tajemniczo.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Kobieta w takich sytuacjach powinna sięgnąć po kokieterię. Nie znam chłopa, który był by na to odporny. Pięści, wrzaski, pyskówki, czy inne boksy, to kompletna strata czasu i żadnej kobiecie nie jest z tym do twarzy.
- Naprawdę? Mówisz to na podstawie własnego doświadczenia?
- Tak. Dwukrotnie żałowałam, że ciosałam swoim panom kołki na głowach. Wymagałam, żądałam i szantażowałam. Preferowałam dąsy i ciche dni… To był duży błąd.
- Słuchaj - zaangażowałam się w tę rozmowę tak bardzo, że zapomniałam o swojej sałatce, a to rzadkość - Trzeba być świętą żeby wytrzymać z takim na przykład moim Karolem.
- Dlaczego? - tym razem ona się zdziwiła.
- Bo mu na niczym nie zależy! Nic nie robi! To leń i egoista! - wyrzuciłam z siebie.
- Niemożliwe... Musi mu na czymś zależeć! A, że leń… cóż, rasowy samiec! - powiedziała Zuzanna.
- Ok., zależy mu tylko na sobie - przytaknęłam - A poza własną wygodą, już na niczym. Nie mogę się doprosić żeby posprzątał w domu! - pożaliłam się.
- Samanto, jeśli go za to zbesztasz i skrytykujesz to zapomnij, żeby kiedykolwiek palcem kiwnął. Nic nie zrobi. U mężczyzny poziom tolerancji na krytykę pod własnym adresem, bywa bardzo, bardzo niski.
- To co mam zrobić?! - zdenerwowałam się.
- Pomagaj, żeby mu wszystko lepiej wychodziło - odpowiedziała moja wyrocznia.
- Zuzanno, ale jak to zrobić?! Mój Karol to tak ciężki przypadek, że mam wrażenie jakbym walczyła z wiatrakami! - pożaliłam się.
- Moja droga, nie na darmo jesteś obdarzona inteligencją. Zacznij go kokietować. To najlepszy i póki co najmniej zawodny sposób.
Nasza przerwa dobiegła końca. Ponownie zajęliśmy swoje miejsca na sali wykładowej, lecz ja od tej chwili cierpiałam na klasyczne rozdwojenie jaźni. Moje myśli pobiegły sprintem w tylko sobie znane rewiry.
Kokietką nie byłam nigdy. Nigdy nie zwracałam na siebie jego uwagi w ten jakże niecodzienny sposób. Karol wszakże nie jest głupi. Jeśli nagle zacznę jakąś dziwną, kokieteryjną grę… on mnie wyśmieje. Zapyta „Piłaś coś Sam?”. A wtedy ja mu słodko odpowiem „Ależ skąd! Mój drogi, czy mógłbyś znaleźć dziś dla mnie pół godzinki? Potrzebna jest mi twoja pomoc w pewnej ważnej sprawie? To może być wtedy, gdy skończysz już swoje zajęcia. Ja kochanie zaczekam”. W tym momencie laptop mojego męża jest tak bardzo rozgrzany, że on nie może mu się dłużej opierać. Mądra kobieta powinna wiedzieć, że z tym nie wygra. Wewnętrznie cała płonę z oburzenia, ale dobrze, powiedziałam, że zaczekam to zaczekam. Kokieteryjnie nakładam bluzeczkę z dekoltem i robię oko w łazience. Potem przyrządzam w kuchni coś pysznego do jedzenia Nakrywam do stołu i szepczę mu do uszka „Mój Misiu, dzień dobiega już końca, a ty nic nie jadłeś.” To zjadł. Głaszczę go po ręku, mrużę zalotnie oczka i mówię „ Usiądźmy blisko siebie na kanapie”. Karol pyta „O co ci chodzi Sam? Jesteś jakaś taka dziwna?”. Mruczę, że mam do niego jeden mały interesik. „ Karolku, czy mógłbyś mi pomóc pozbierać z podłogi w sypialni tę całą twoją, markową garderobę? Nie mogę już dłużej patrzeć jak ona się tak poniewiera.” Karol już zamierzał mi odparować, że skoro nie mogę na to patrzeć to czemu do ch…. jeszcze tego nie sprzątnęłam? Wtedy ja poprawiam na jego oczach swój dekolt i szybciutko wchodzę mu słowo „Kochanie jestem taka zmęczona! Tak mnie bolą plecki. Przygotuję ci w tym czasie kąpiel, a ty sprzątnij te ciuchy, dobrze? Potem rozmasuję ci kark.” I posyłam mu całuska.
Zuzanna dała mi w bok kuksańca.
- Notuj Samanto- wyszeptała - Gość mówi do rzeczy.
Zaprawdę trudno mi było utrzymać cugle wyobraźni. Ostudziła mnie dopiero świadomość, że juto w TM ktoś może mnie zasypać pytaniami odnośnie dzisiejszych warsztatów.
Z Zuzanną umówiłyśmy się na stały kontakt w sieci. Wszak dodałyśmy się do grona swoich znajomych.
Wieczorem jechałam do domu pełna wewnętrznych postanowień, że ta kokieteria wcale może nie być taka głupia. Co mi szkodzi spróbować?
W przedpokoju wpadłam na worek ze śmieciami. W kuchni, w zlewie piętrzył się stos naczyń. W łazience kosz uginał od zawartości prania. W sypialni fotel był zawalony ciuchami Karola, a w salonie no cóż, tutaj Karol rozstawił się ze swoimi modelami samolocików.
- Posprzątałem - cmoknął mnie na powitanie - Pójdziemy do łóżka?
- Jak zrobisz mi kąpiel i rozmasujesz kark. I wywal te śmieci bo jadą na cały dom!
- Samanto! Cały dzień sprzątałem. Śmieci wyrzucę jutro - targował się - Chodźmy do sypialni.
- Mowy nie ma! Śmieci i masaż!
- I co jeszcze?! - naburmuszył się - W takim razie idę do swoich zajęć.
Sama wyrzuciłam te śmieci bo przecież nie wytrzymam tego smrodu do rana. I co ja w sumie skorzystałam z tych warsztatów? Wychodzi na to, że z tą całą kokieterią jakoś mi nie po drodze.
0 komentarze: