Im bardziej za nimi latamy, tym bardziej oni mają nas gdzieś

By | 2/26/2016 Skomentuj
- Hej Zuza, co słychać? –  napisałam wczoraj do Zuzanny.

- Ujdzie - odpisała - A u ciebie?

- Uf, twoje rady odnośnie kokieterii spełzły na niczym. Mówiłam ci, że mój mąż to trudny przypadek.

- Dziwne – odpisała mi po chwili.

W pierwszej chwili pomyślałam dlaczego „Dziwne”? W końcu są różne typy. Później mocno mnie to zaniepokoiło, a jeszcze później uznałam, że mam to gdzieś. Nie będę traciła czasu i energii na beznadziejne sprawy. Gdzieś tam w głębi mojego serca zakołatał  ten znajomy lęk z domieszką żalu, że to z powodu mojej nadwagi nie działam na Karola tak jak kiedyś. Mojemu żalowi zawsze towarzyszy rozdrażnienie. Potem się zacinam, albo raczej odcinam i udaję, że sobie świetnie radzę. W jakimś stopniu mi to pomaga. Szczególnie to odcinanie się na siłę od przykrych myśli, potrafi zdziałać cuda.  Tylko chwilami zdarza mi się uderzyć w szloch. A gdy mam już dostatecznie zapuchnięte od płaczu oczy, mówię sobie „I co ryczysz? Olej go!”. Oczywiście jest to duży błąd bo nieporozumienia należy w miarę szybko wyjaśniać. Z tym, że różnie to bywa.

Moja dieta, którą delikatnie po swojemu zmodyfikowałam, na dobre zagościła w moim życiu. Tyle wiążę z nią nadziei. Miewam załamki częściej niż bym sobie tego życzyła. Napady głodu i frustracji. Chwile zwątpienia w stylu „A po co ja to robię?” I wrażenie, że jestem z tym sama na świecie. Najgorsze są te momenty kiedy myślę, że cały świat potrafi do czegoś dojść tylko ja jedna jedyna jestem do niczego. Wieczna nieudacznica, która nigdy nie osiąga celu. Takie myśli powodują, że zaczynam przejawiać nastawienie pt „Nie warto się wysilać bo i tak z tego nic nie będzie”. Na szczęście dla siebie, przerabiałam już to tak wiele razy, że zrozumiałam, że nie mam innego wyjścia jak tylko przeczekać kryzys, a jeśli upadnę, to podnieść się i ponownie próbować.

Dieta sama w sobie nie jest taka zła. Zaczynam się do niej przyzwyczajać. Ma swoje plusy. Największy to taki, że lepiej się po niej czuję, momentami mam więcej energii i kurde, trochę jednak chudnę. Lato nadejdzie szybciej niż myślę i być może tym razem dane mi będzie odczuć więcej radości z noszenia letnich ciuchów?

Chciałabym zobaczyć minę Karola, gdy wystroję się którejś letniej niedzieli w sukienkę, szpilki i dodatkowo pomaluję usta nową pomadką. W moich wizjach szczupła Samanta maluje bowiem usta, ma świetnie zrobione paznokcie i nosi sukienki. Tylko czy na pewno będzie mnie wtedy jeszcze interesował zachwyt Karola? Niestety miewam  w tym temacie spore wątpliwości. I jest to bardzo przykre uczucie. Towarzyszy mu pustka i poczucie osamotnienia. Czy ja kocham jeszcze swojego męża? A jeśli nie? Pod maską dobrego humoru ukrywam tak wiele… I stanowczo za często udaję, że pewnych spraw nie widzę. Nie mam pojęcia dlaczego tak właśnie robię. Tak sobie wyobraziłam, że szczupła Samanta będzie bardzo odważna i wszystkie sprawy zdoła wziąć w swoje ręce. Szczupłej Samancie wszystko przychodzi o wiele łatwiej. Nie zastanawia się tygodniami co i jak, ona po prostu robi to co trzeba! Jeśli, nazwijmy to „pewne sprawy” jej nie pasują to po prostu mówi „Dość!”.

Moje wyobrażenie o tej Samancie zaskakuje nawet mnie samą. Na przykład to, że ona jest taka zdecydowana, ma konkretne plany na swoje życie i umie zdobyć środki konieczne do ich realizacji. Samanta jest silna. Wrażliwa, ale silna. Jeżeli jakąś decyzję raz podejmie to nigdy się już nie cofa, po to by po wielekroć roztrząsać czy aby jest słuszna.

Im częściej o tym myślę tym bardziej dochodzę do wniosku, że ta szczupła Samanta tak mało ma wspólnego z tą grubą...

Zupełnie tak jak chora Kaśka ze zdrową. Nie wiem czy umiem opisać jak bardzo ta dziewczyna się zmienia. A zmienia się na moich oczach! To, że akurat w stosunku do mnie zachowuje się inaczej, jakoś bym sobie wytłumaczyła, ale Kaśka wszystkich ludzi zaczęła traktować inaczej. Spodziewałam się po niej złości i agresywności. Podejrzewałam, że na całym otoczeniu będzie brała odwet za swoje utracone zdrowie. Wyglądała mi na taką, która będzie jadowita i arogancka. Jakież jest moje zdziwienie, gdy nic podobnego nie ma miejsca. 

Sporo zachodu kosztuje mnie zdobywanie dla niej bio produktów. Myszkowałam w Internecie w poszukiwaniu ekologicznych gospodarstw położonych jak najbliżej mojego miejsca zamieszkania. Potem sondowałam w jakim stopniu są to „naprawdę” ekologiczne produkty. Czy mięso z królika jest faktycznie tak zdrowe za jakie chce uchodzić? Czy te kury znoszą zdrowe jajka? Czy ta marchewka wyrosła bez żadnych chemicznych ulepszaczy? Kaśka moje wysiłki przyjęła z ogromną wdzięcznością. Uparła się, że za wszystko będzie mi zwracała pieniądze. Potrafi okazać mi swoją wdzięczność. Okazuje ją też Helenie, która gotuje posiłki z tych zdrowych produktów. Uśmiecha się, a jej wyraz twarzy stał się bardziej łagodny. Pyta o ludzi z TM i przesyła im pozdrowienia.

Pewnego razu odwiedziła nas rano w pracy. Założyła na głowę wesołą czapkę z serduszkiem i zawitała na poranną odprawę z owsianymi ciasteczkami i paczką dobrej kawy.

- Nie będę wam przeszkadzała, tak tylko pooddycham tą atmosferą. Ach i czapki zdjąć nie mogę- powiedziała ze śmiechem - Bo z łysiną mi nie do twarzy.

Baśka wybuchła szlochem i rzuciła się jej w ramiona. Inni poszli za jej przykładem. Tylko Sebastian siedział jakiś sztywny i nerwowo zaczął stukać długopisem o blat stołu.

- Szef jest zły - powiedziała Kaśka, gdy już się z każdym wyściskała - Odciągam was od pracy, a za nieróbstwo nikomu tu nie podziękują.

Sebastian unikał jej wzroku…Mojego też… I innym ludziom też nie patrzył w oczy. Po dokonaniu wszelkich ustaleń szybko zwinął się do siebie. Przez moją głowę przemkła myśl „Zerwała z nim?”. Nie chcę wnikać w jej osobiste sprawy. Nie popieram tego romansu dlatego nigdy o nic nie pytam. Serdeczna, przystępna  Kaśka jest zupełnie inną osobą niż ta zimna, piękna pani ze szklanego ekranu. Zupełnie tak jakby tamta gdzieś wyjechała, a jej miejsce zajął zupełnie ktoś inny. Czy jeśli schudnę ja również tak się zmienię? Może droga, którą muszę przejść aby osiągnąć tę swoją upragnioną wagę, jest tak trudna i wymagająca wyrzeczeń, że faktycznie mój charakter zostanie poddany gruntownej przemianie? Kto wie kim wtedy będę?

Zuzanna znów do mnie napisała.

- Samanto, facetami nie ma co się tak przejmować. Im bardziej za nimi latamy, tym bardziej oni mają nas gdzieś. Czasami dobrze jest potraktować ich tak jak gdyby byli przezroczyści -  pisała do mnie moja specjalistka od tych spraw - Totalnie nie należy się nimi martwić. I nie można płakać po kątach! Jak facet zorientuje się, że go przeżywasz, to nie rokuje to dobrze. Pamiętaj, nie wywarza się otwartych drzwi! 

- Wiesz Zuza – odpisywałam jej - To śmieszne jeśli miałabym prowadzić z mężem  jakieś dziecinne gierki. Nie mówię, że nie masz racji, ale nie mam zamiaru zachowywać się jak  głupia trzpiotka. A tak na marginesie to ci powiem, że ja właśnie mam zamiar przestać się nim przejmować.

- Będziesz zdrowsza! Rób swoje!


Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: