Mogę! I daję radę!

By | 2/17/2016 2 komentarze
Jestem na diecie! Ja, Samanta, wzięłam się za siebie na serio!!! Szczęśliwie udaje mi się trwać w tym postanowieniu.

Rano siusianie, mycie zębów i tradycyjne ważenie. Waga idzie w dół. Mówię to szeptem, ale moje serducho bije ze szczęścia głośno jak dzwon. Pani dietetyk rozpisała mi dietkę, jak to się mówi „pode mnie”. (Mogę zjeść nawet około 22.00).  Zawsze się bałam, że to nie przejdzie, nie będzie działało, że za skomplikowane, za drogie i w ogóle po co, skoro wiadomo, czego jeść nie należy. Z wielką radością muszę przyznać, że byłam w błędzie. Jestem taka nakręcona, że aż w zasadzie szczęśliwa. Ludzie, nie dlatego, że deko chudnę. Tylko dlatego, że jestem na diecie! Mogę! Daję radę!

Do TM lecę jak na skrzydłach. Małą kawkę mogę sobie strzelić, dieta mi tego nie zabrania.  Kieruję się do socjalnego.

- Cześć Tomek! - witam kolegę, który tu siedzi.

- No, cześć - odburknął.

Widać nie wszystkim dzisiaj serenady chce się śpiewać. Instynktownie omijam go szerokim łukiem. Nie lubię facetów, którym dobry humor  nie przypadł w udziale. Wolę, gdy moi koledzy to goście na luzie, tacy, którzy mają zdrowy dystans do siebie. Oczywiście uwielbiam jak mnie lubią, ale wybaczam im jeśli bywa inaczej. Wiem, że nie zawsze jestem równą babką. Mąż mi to niestety regularnie uświadamia. Ech, życie.

Przeanalizowałam w trybie natychmiastowym, o czym może świadczyć pochmurne oblicze mojego kolegi. Nic nie wydedukowałam. To pytam.

- Co jest? Nie wyspałeś się?

- Ja się nigdy nie wysypiam - powiedział do ściany.

Nie lubię jak nie mam  kontaktu wzrokowego z rozmówcą. Gorzej wtedy czytam ludzi.

- To co cię gryzie? - pytam - Brak kasy?

- Mi zawsze brakuje  kasy - znów mówi do ściany.

- Ok, to tak  jak i mi. Jesteś na kacu?

- Ja zawsze jestem na kacu - i to też było do ściany.

- To co ci jest? Bo zawsze aż taki nie jesteś? Dziewczyna cię rzuciła?! - już mnie delikatnie  zirytował.

- Mnie zawsze dziewczyny rzucają. - nareszcie spojrzał na mnie.

- Cóż, w takim razie współczuję.

- Prawko mi zabrali - wydusił z siebie.

- O, to ci naprawdę współczuję, ale wypadku żadnego nie spowodowałeś?

- Nie, jechałem po piwku.

Nie skomentowałam. Życie upomniało się o swoje. Szkoda tego Tomka. Nie mam odwagi go pouczać, ale o sobie w sumie mogę mu opowiedzieć.

-Wiesz Tomek, ja poszłam do dietetyczki- mówię.

- Po kiego? Kasa wyrzucona w błoto.

- Ja też tak kiedyś myślałam. Wiadomo co nas tuczy, więc wystarczy się tym nie zapychać i waga sama spadnie.

- To już zupełnie nie rozumiem po co tam poszłaś.

- Bo byłam w błędzie. Sama nie dałam rady. Czasami musimy pozwolić, żeby ktoś profesjonalnie się nami zajął. Jestem zadowolona, że to zrobiłam.

- Fajnie - podniósł się z krzesła - Muszę lecieć. Trzymaj się!

„Ty też”, powiedziałam do jego pleców. Każdy jest kowalem swojego losu. Mam nadzieję, że nie sprawiłam mu przykrości. Domyślam się jak jest mu ciężko. I daleka jestem od tego, żeby powiedzieć - doigrałeś się. Najtrudniejsze do rozwiązania są te problemy, które sami na siebie ściągamy.  Kogoś łatwo się zmienia, siebie niekoniecznie.

Basia wpadła do pracy z sensacją.

- Słuchaj co się stało! Marcin do mnie przyjechał z samego rana!

- To on wie gdzie ty mieszkasz?- pytam.

- No wie, ale słuchaj dalej. Ta Iwonka go zostawiła!

- Naprawdę? I co?

- Teraz on postanowił dać mi szansę!

- Tak?...- zapytałam przerażona, że może ona skorzysta z tej fantastycznej oferty.

- Pogoniłam go!

- Ludzie, kamień z serca! - odetchnęłam - Ale mnie wystraszyłaś!

Basia wybuchła śmiechem.

- A to osioł! Wyobrażasz sobie? On postanowił dać mi szansę?

- A ciąża tej Iwonki? - dopytałam się dla pewności.

- Poroniła.

- No tak. Trudno - nie wypadało mi głośno współczuć.

- Dać mi szansę! - nadal to przeżywa - I odpowiedziałam mu, że powrót do niego oznacza utratę tej szansy, którą właśnie sama sobie dałam.

- Super! - pochwaliłam koleżankę.

Basia siada przed swoim komputerem. Mimo wszystko jest smutna. W ostatnim czasie bardzo się zmieniła. Ścina włosy, schudła i nie ubiera się już w dziewczęce sukienki. Teraz się nosi na sportowo. Myślę, że tak jej po prostu wygodniej. Podejrzewam, że w sercu podjęła decyzję, że będzie sama, ale nie jest z tego powodu szczęśliwa. I ten jej głupi Misiek, póki co, też został sam. Po co mu to było?

Utknęłam w wirze pracy. W ostateczności nie przychodzę tu dla towarzystwa. Telewizja musi zarabiać. Uwijamy się jak w ulu. Każdy grymas Sebastiana podnosi nam ciśnienie. A ja muszę jeść co trzy godziny. Odkąd jestem na tej diecie, rzadziej  mam napady wilczego głodu. Myślę sobie, „Za godzinkę zjesz sobie to i to”.  To mnie uspokaja. Wszystko mam zaplanowane, a to zdecydowanie normuje życie. Oby tak dalej!

Roboty mam więcej niż jestem w stanie sobie z nią poradzić. Wszystko ma być na już. Padam ze zmęczenia.




Nowszy post Starszy post Strona główna

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że ruszyłaś z miejsca. Wierzę w ciebie. Wierzę, że dasz radę. Wiesz, że dieta nie zaczyna się na talerzu a w głowie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń