Jak w tym roku nie schudnę to…
A ten rok zaczął się groźnie. Nie wiem jak ułoży się cała reszta, ale nie spodziewam się rewelacji. Zmroziło od pierwszych dni stycznia. I to jak! Nie znoszę tych wszystkich czapek - srapek i rękawiczek. Nie znoszę marznąć i smarkać za każdym razem jak wejdę z zimnego do ciepłego. Tych kurtek, w których się nie mogę dopiąć. Zamarzającej pary na obrzeżach mojego szalika. Zdechniętego samochodu o poranku i w ogóle szkoda gadać! Zimą mam deprechę bo jest zimno i wyglądam szkaradnie, gdy jestem tak po opatulana. Wszystko byłoby do bani gdyby nie fakt, że mój wrzos żyje. Posypuje się z lekka na parapet, ale ciągnie. Czy to możliwe, że zostanie ze mną na dłużej? Wczoraj go o to poprosiłam…
Nie mam żadnych nowych celi na ten rok. Będę kontynuowała te z ubiegłego roku i z jeszcze wcześniejszych lat. Żadnych wielkich planów, zaledwie parę marzeń.
Wczoraj spytałam Basię o jej marzenia.
A ten rok zaczął się groźnie. Nie wiem jak ułoży się cała reszta, ale nie spodziewam się rewelacji. Zmroziło od pierwszych dni stycznia. I to jak! Nie znoszę tych wszystkich czapek - srapek i rękawiczek. Nie znoszę marznąć i smarkać za każdym razem jak wejdę z zimnego do ciepłego. Tych kurtek, w których się nie mogę dopiąć. Zamarzającej pary na obrzeżach mojego szalika. Zdechniętego samochodu o poranku i w ogóle szkoda gadać! Zimą mam deprechę bo jest zimno i wyglądam szkaradnie, gdy jestem tak po opatulana. Wszystko byłoby do bani gdyby nie fakt, że mój wrzos żyje. Posypuje się z lekka na parapet, ale ciągnie. Czy to możliwe, że zostanie ze mną na dłużej? Wczoraj go o to poprosiłam…
Nie mam żadnych nowych celi na ten rok. Będę kontynuowała te z ubiegłego roku i z jeszcze wcześniejszych lat. Żadnych wielkich planów, zaledwie parę marzeń.
Wczoraj spytałam Basię o jej marzenia.
- Ma być jedno czy trzy? - odpowiada mi pytaniem.
- Dawaj trzy!
- Żeby Marcina rzuciła ta jego Iwonka. Żeby zbankrutował! I żeby został impotentem!
- Nieźle! - pochwaliłam przyjaciółkę - Ale wiesz, że nie należy bliźnim źle życzyć?
- To nie jest mój bliźni. To prawie eks-mąż. A jakie ty masz te trzy marzenia?
- Ja? Hm, mieć fajną figurę. Jeszcze fajniejszą brykę i najfajniejszą chatę z ogródkiem.
- No…bajkowo… - rozmarzyła się Basia. - Czego w życiu najbardziej żałujesz?
- Nie wiem… Musiałabym się zastanowić… A ty?
- Tego, że mama tak szybko umarła. I tego, że nie przejrzałam Marcina.
- Przejrzałaś, przejrzałaś! Tylko nie chcesz się do tego sama przed sobą przyznać.
- A wiesz, że możesz mieć rację? Czułam to. Byłam jedyną osobą, której on zawsze wszystkiego odmawiał, gdy go o coś poprosiłam. Tylko mi. Wyobrażasz to sobie?
- Wyobrażam sobie jak się musiałaś z tym czuć. To był toksyczny związek. Basiu, jesteś taka młoda i śliczna, wszystko się ułoży- pocieszam ją.
- Niestety nie zależy to ode mnie. Nie wiem czy mogłabym jeszcze kiedykolwiek być z jakimś facetem.
- Na wszystko potrzebny jest czas! Jesteś zraniona, więc to chyba normalne, że tak się czujesz.
- Szkoda, że nie mogę sobie zafundować resetu pamięci. Wymazałabym wszystkie wspomnienia związane z Marcinem. Tak, żeby kompletnie nic już nie czuć.
- Staraj się o nim nie myśleć- radzę.
- To co mówisz jest śmieszne. Ja myślę tylko o nim. Nieustannie, prawie w każdym momencie życia. Myślę o nim nawet więcej niż wtedy gdy byliśmy regularnym małżeństwem.
- Poważnie? Baśka, ty powinnaś pójść na jakąś terapię!
- Gadasz? Myślałam raczej o tym, żeby skoczyć z mostu - roześmiała się.
- Bierzesz leki?
- Biorę, biorę, spoko. To, że tak myślę to nie znaczy, że chcę to zrobić. Nie skoczę z mostu. Zresztą umiem pływać. Samanto, są gorsze rzeczy niż zbędne kilogramy.
- No teraz to walnęłaś jak kulą w płot! Jakby tak wagowo ocenić skalę problemu to twój chudziutko wygląda przy moim.
- Wkurzasz mnie! Gdyby ode mnie zależało czy Marcin mnie kocha, czy nie, to bym umarła ze szczęścia, że mogę mieć na to wpływ. Ale nie mogę! Choćbym nie wiem jak bardzo się starała, to nie mogę i już! A ty możesz. To jest tylko w twojej gestii ile tego żarcia w siebie wrzucisz. I jakie jest to żarcie. Kurde, nikt ci nie każe głodować- wymądrzała się- Po prostu zastosuj inną dietę! Odkwaś sobie organizm, oczyść go jakoś i zacznij wreszcie coś robić. Bo możesz! Masz to cholerne szczęście, że możesz! Ja nie mogę! Naprawdę mnie wkurzasz! Przestań się nad sobą użalać. Samanto, walnij się codziennie z rana w łepetynę. Może ci się tam wtedy coś ponaprawia. I przestań kupować to śmieciowe żarcie. Nie masz, nie jesz. A jak nie potrafisz to omijaj sklepy z daleka. Po prostu w ogóle tam nie wchodź. Niech Karol robi zakupy. Napisz mu karteczkę ile czego i z głowy- wreszcie zamilkła.
- Jasne! Już to widzę jak on chętnie biega co dziennie do marketu- powątpiewam.
- To on też nie będzie jadł- wzruszyła ramionami.
- Kochanie, on się stołuje w pracy. Ma w nosie moją nieregularną kuchnię. Stawia na pewnego konia. W barze jest zawsze ciepłe i nie monotonne. Nie to co w domu.
- To po cholerę masz chodzić do tego sklepu?- dziwi się.
- Po bułki! Te z budyniem i owocami leśnymi!
- Czyli tak naprawdę to możesz tam nie chodzić?- pyta.
- Baśka, ty też mnie wkurzasz! Jak bym mogła nie chodzić,to bym nie chodziła. Skoro chodzę, to muszę, jasne?
- Za ciężko zarobioną kasę fundujesz sobie powolną śmierć? Ty jesteś jeszcze bardziej psychiczna niż ja, wiesz o tym?
- Zejdź ze mnie. To nie jest propozycja.
- Ok., jak chcesz.
Zejście tak naprawdę oznaczało rozejście. Każda z nas udała się do swojego domku. Po drodze zrobiłam w Biedronce zakupy. Moje standardowe. Nawet nie chcę się oszukiwać, że to był ten ostatni raz. Mrożona pizza, chipsy, ser wędzony, bułki i małe co nieco.
- A parówek nie kupiłaś? - zapytał mnie Karol, gdy wróciłam do domu.
- Nie.
- To dlaczego ty kupujesz jedzenie tylko dla siebie?- obraża się.
- Uważasz, że sama to wszystko zjem? - rozzłościłam się.
Spojrzał na mnie wymownie. Pięknie! Po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł do korytarza. Z dochodzących odgłosów zgadłam, że się ubiera.
- Wychodzisz gdzieś? - zawołałam.
- Tak! Do sklepu!
Trzasnęły drzwi. Walnęłam w nie kubkiem. I po co? Teraz muszę to posprzątać. Nic a nic mi to nie pomogło. Czy ja mam kontrolę nad swoim życiem? Czy ją mam? To dlatego wszystko jest takie popaprane. Nie mam nad sobą kontroli. Nie ja rządzę, tylko te słabości we mnie. Nieustannie się o nie potykam, czy raczej całkiem świadomie się na nie godzę? Jak to ze mną w końcu jest? Dlaczego ja nie potrafię tego przerwać? Dlaczego kocham ten swój nałóg chociaż tak naprawdę powinnam go nienawidzić? I zostaję z tym sama. Sprzątając resztki rozbitego kubka skaleczyłam się w palec. Nie mogę mieć o to żalu bo sama sobie jestem winna. Jestem zmęczona. I nie jest mi do śmiechu.
źródło se.pl
0 komentarze: