Sama mi otworzyła drzwi. Bez makijażu, blada i w wymiętej niebieskiej piżamce. To zresztą jest jej kolor. Wszystkie odcienie niebieskiego.
- Wejdź Samanto. Masz ten sok pomidorowy?- pyta.
- Mam. Zdejmę buty i naleję nam do szklanek.
Rozbieram się, a ona zmęczona już tylko samym wstaniem z łóżka, opadła na kanapę w pokoju.
- Rób co chcesz.
Przekopuję szafkę w kuchni. Nalewam sok do wysokich szklanek. Jej do pełna, sobie tyle o ile. Mam wyrzuty, że przemęczę ją swoją wizytą.
- To naprawdę z prawdziwych pomidorów?- upewnia się.
- Oczywiście! - zapewniam Kaśkę szczerze i zgodnie z prawdą - Są takie miejsca na ziemi, gdzie ludzie dbają o takie rzeczy.
- Fajnie. Myślałam, że z każdą kolejną dawką chemii będę się czuła lepiej, ale tak nie jest… Brakuje mi sił.
- Kasiu… jesteś pewna, że to dobra terapia?
- A znasz inną?
- Ludzie piszą coś o witaminie c…
- Przestań! To tylko wyłudzanie pieniędzy od śmiertelnie chorych.
- Wśród tych wszystkich oszustów i naciągaczy po prostu trzeba dotrzeć do…
- Wybacz, że ci wejdę w słowo! Chcę żyć, ale nie mam siły na bycie królikiem doświadczalnym. Nie chcę by na moim nieszczęściu dorabiali się knowały. Śmierć można zaakceptować.
- Nie wierzę. Ile ty masz lat? Co tak naprawdę wiesz o życiu. żeby z niego rezygnować? Moja Gienia stała nad grobem, ale chciała żyć! Możesz podjąć rozsądną walkę. Możesz pokierować inaczej swoim życiem!
- Doceniam to, co robisz. Z tym, że mnie nie męcz. Wystarczy mi moja matka. Te jej łzy, które wylewa po kątach. Czasami wolę, żeby tu w ogóle nie przychodziła. Niech siedzi w domu z tym swoim Czesiem.
- A twój tata?- pytam.
- Tata? Dobre sobie! Nie wiem… wyjechał do Stanów, gdy byłam dzieckiem. Rozwiedli się. Klasyka. Matka się z kimś związała. Ja się z kimś związałam. Obie tak samo nieszczęśliwie. Jak to mówią jaka matka, taka córka. Z mojej śmierci ludzie odniosą więcej korzyści niż z mojego życia.
- Dramatyzujesz. To do ciebie nie podobne. Myślałam, że jesteś ze stali.
- Jestem. Zimna i twarda. Nie zauważyłaś tego? Samanto nie mam już siły na tę rozmowę…
- Jasne, już wychodzę. Daj szklankę to ją umyję.
- Przestań, moja mama jutro to zrobi. Przychodzi tu co dziennie. I jęczy, że musi się do mnie tłuc przez całe miasto.
- A ty nie chcesz przenieść się do niej?
- Nie. Nie mogę patrzeć na pana Czesia. Nawet dla niej on nie jest dobry, a co dopiero dla mnie. Tutaj jestem u siebie.
Umyłam szklanki, a resztę soku wstawiłam do lodówki. Spytałam czy nie jest głodna. Pożegnałam się i wróciłam do domu kompletnie rozbita. To nie jest wiek na umieranie! Śmierć… jest stale obecna w naszym życiu, a przecież na co dzień absolutnie nie jesteśmy tego świadomi. Nie budzimy się rano z przerażeniem, że oto każdy kolejny dzień przybliża nas do tego co nieuchronne. Chcemy żyć i zachowujemy się tak jak gdyby umieranie było pojęciem czysto abstrakcyjnym. Jest w nas wola życia. Jeśli odchodzą obcy nam ludzie,o w zasadzie nikogo to nie obchodzi. Gorzej, jeśli odchodzi ktoś nam znany. Trudno jest się z tym pogodzić. A tak naprawdę to wcale się z tym nie godzimy. Ten fakt nas wtedy szokuje i przeraża. Jest czymś nie do pojęcia. I nie do zaakceptowania. Jedna wielka niesprawiedliwość! Siadam przy biurku i próbuję pracować. Prawda jest taka, że ja nawet będąc w domu też jestem w pracy. Jestem w pracy non stop. Słyszę jak Karol otwiera lodówkę i psioczy pod nosem. Mam to gdzieś!
- Będziemy coś robić na kolację? - pyta.
- Jak chcesz to rób, ja nie mogę się na razie oderwać od roboty.
- To coś nam zrobię. Kotuś, na co masz ochotę?
Czerwone światełko zamigotało alarmująco w mojej głowie. Uwaga, uwaga, mamy do czynienia z nienormalnym zachowaniem tegoż osobnika! On zrobi kolację? Kotuś? Bądź czujna!- nakazuję sobie.
- Wszystko mi jedno. Zdam się na twoją kreatywność- mówię.
Karol zapuszcza żurawia w głąb naszej szafki z zapasami żywności. Trzaska drzwiczkami do lodówki. Tłucze garnkami i narzeka na mój porządek. Mój? To ja tu sama mieszkam?
- Nie mam wszystkich produktów do tej kolacji! - zawyrokował
- Oooo… szkoda… Poradzisz sobie… kotusiu?
- Muszę iść do sklepu!
- Czego ci brakuje?
- Szczypiorku!
Nie wierzę, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że on mówi serio. Instynkt rasowej kobiety podpowiada mi, że nie należy wdawać się w polemikę z facetem, któremu do kolacji brakuje szczypiorku.
- Ok.- zgadzam się - To leć do tego sklepu.
Poszedł sobie, a ja pogrążam się w swojej pracy. Wymaga to ode mnie skupienia i koncentracji. Po jakimś bliżej nie określonym czasie dociera do mojej świadomości fakt, że on po ten szczypiorek to poszedł bardzo dawno temu. Jak by na to nie patrzeć, powinien już wrócić. Z tym, że nie wraca. O rzesz ty! Poderwałam się ze swojego krzesła. Gdzie jest mój telefon? Karol nie odbiera? Karol nie odbiera! Ok., chwilę zaczekam… Nosi mnie po całym mieszkaniu. Jakie ja mam w tym momencie wizje to lepiej nie będę głośno mówiła! Już jestem wdową, stoję w woalce na cmentarzu. Szloch rozdarł mi serce. Czy ja płaczę z powodu Kaśki, Karola, siebie czy mojej Cleo? Słowo daję trudno mi to jednoznacznie stwierdzić. Wiem, to napięcie przedmiesiączkowe. Dlaczego on nie ma w zwyczaju odbierania telefonu? Nie cierpię ludzi którzy olewają sprawę jak się do nich dzwoni! Niech mi powie, że nie może ze mną teraz rozmawiać lub cokolwiek innego, ale niech odbierze! Co się dzieje? Tyle czasu kupuje głupi szczypiorek???
Nareszcie! Słyszę jak otwiera drzwi.
- Gdzie ty byłeś?
- Kupowałem najdroższy szczypior w swoim życiu. Kosztował sto dwa złote.
- Możesz jaśniej?
- Szczypior dwa złote i mandat za przejście nie na pasach.
- Naprawdę?- nie dowierzam.
- Nie, na żarty! Teraz się zastanawiam czy ten szczypiorek w ogóle zjeść.
- No raczej go nie wyrzucisz. Zjemy go i będziemy sobie wyobrażać, że to jakieś wykwintne danie.
- Omlet z warzywami to wykwintne danie?
- Jak go posypiemy szczypiorkiem za sto dwa złote, to tak!
- Myślałem, że mi głowę zmyjesz- rozluźnił się..
- Coś ty! Karol, ja dzisiaj mam naprawdę poważne sprawy na głowie. Królowa śniegu zachorowała.
- Co? To jakaś nowa wersja Andersena?
- Nie. To nasza cywilizacja.
Potem znowu smęcił, że może obejrzyjmy razem jakiś film, albo zróbmy coś innego.
- Karol, czy dla ciebie nie ma rzeczy świętych?
- To znaczy?
- Na przykład mój święty spokój.
zdj. superlinia.pl
0 komentarze: