Bywałam w swoim życiu niejednokrotnie zdenerwowana. Miałam ku temu naprawdę wiele powodów. Bardziej słusznych, mniej słusznych, ale takowe były. Ten dzisiejszy, w niczym im nie ustępował. Jestem ciężko zestresowana. Ta praca to moje światełko w mroku. Nie pozostało mi nic innego, jak wziąć się w garść. No dobrze Samanto, jest już tak źle, że może być tylko lepiej. W TM mają cię za ostatnią kretynkę. Nie możesz stracić w ich oczach więcej niż straciłaś do tej pory. A tak naprawdę, to co się tak złego stało? Nie byłam na odprawie? To nie byłam. Postanowiłam, jak gdyby nigdy nic, wejść do mojego naczelnego. Olewa mnie, a to już dobry znak! Jeśli ktoś tutaj ma mi coś za złe, to znaczy, że nie poszłam tak do końca w odstawkę. Zwyczajnie dają mi odczuć, że podpadłam na starcie, a nie, że fora ze dwora. To tylko foch. Ok. Raz, dwa, trzy. Wdech, wydech i..
- Szefie wracam jak najszybciej się dało z wczorajszego derecho. Jak to już radiowcy nazwali naszą super nawałnicę. Byłam w samym centrum, czego się nie da ukryć - I pokazuję mu jakby od niechcenia swoje obtarte łokcie i siniaki na łydkach.
- Masz materiał?
- Nie jeździłam tam na wycieczkę. Zmontować?
- W trybie natychmiastowym. Następnym razem dzwoń. Nie jestem jasnowidzem. Po cholerę tam kogoś wysyłałem?!
- Rozumiem, tyle, że stamtąd raczej się nie dało zadzwonić.
- Nie mędrkuj mi tu! Do roboty!
I tylko tyle? Kieruję się na swoje stanowisko pracy. Uf, jest Basia.
- Cześć! - wołam od progu.
Cisza. Nie zaszczyciła mnie nawet groźnym spojrzeniem. Tak, tutaj wyraźnie czuję, że jestem balastem.
- Słuchaj, wiem, że masz mnie za świnię. Ja na twoim miejscu też bym się wściekła.
- Sądzisz, że jestem wściekła? - teraz obrzuca mnie groźnym spojrzeniem.
- … Głupio wyszło. Spędziłam wczorajszy wieczór i pól nocy w drodze do szpitala, do mojej mamy. Zadzwoniłabym, gdyby ta informacja o jej chorobie nie zwaliła mnie z nóg. Myślałam, że umrze. A tak, wyszło, że to ja o mało nie umarłam. Miałam wypadek i utknęłam w centrum tej nawałnicy. Lub odwrotnie. W każdy bądź razie jakoś tak. Chcesz kwiaty na przeprosiny?
- I co z tą twoją mamą?
- Jak to po operacji.
- Serce?
- Na szczęście nie.
- To dobrze. Na przeprosiny postawisz obiad.
- Spodziewałam się po tobie czegoś takiego.
Uniosła w górę swoje perfekcyjnie wydepilowane brwi.
- No dobra, na mnie już czas. Lecę na nagranie. A ty się tu pobaw grzecznie.
- To co z tym obiadem? - pytam
- Masz tu ciołku numer do mnie. Zadzwoń jak się obrobisz. Dogadamy się.
Tona mi z krzyża zeszła. Jakim cudem tak gładko poszło? Wspaniale, gdzieś tu po drodze widziałam socjalny. Kawkę sobie zaserwuję i do roboty się zabieram. Do socjalnego to w zasadzie po zapachu można trafić. Spotykam tu dryblasa. Przedstawiam się, on mówi, że jest Sylwek montażysta. Pracuje tu od dwóch lat i że bywało mu w życiu gorzej. Całkiem sympatyczny z niego gość, z tym, że trochę jakby flegmatyk. Zabieram się za swoją bardzo żmudną pracę.
- Nie mam zamiaru jechać na wywiad z nowym kamerzystą! Nie wiem co Andrzej zrobi, ale ma jechać ze mną! - słyszę krzyk
Ktoś spokojnym tonem tłumaczy coś rozhisteryzowanej babie. Potem tylko stukot szpilek i stanęła przede mną ta furiatka.
- Wiesz kim jestem?! - wrzeszczy i to jak nic na mnie.
- A powinnam?
- Jesteś kretynką?
- Nie, to nie ja. Szukaj dalej.
- Ty, gruba. To ty jesteś tym nowym kamerzystą? Masz jechać ze mną! Rusz swój gruby tyłek!
Nienawidzę jak się tak określa mój zawód. Nie jestem kamerzystką tylko operatorką kamery. Znam tę dziennikarkę z ekranu. Tam zawsze jest miła, uśmiechnięta i kulturalna. Teraz jakby mnie rozczarowała. Mam z nią jechać? Robię przecież derecho. Na chwilkę mnie spięło, ale tylko na chwilkę. Dobra, w końcu od czego mam szefa.
- Puk, puk, to tylko ja - uśmiecham się miło
- Co ty tu jeszcze robisz? Jedziesz z Kasią i to już!
- A materiał który montuję?
Popatrzył na mnie przeciągle, po czym odrzekł.
- Nagrywasz co masz do nagrania. Wracasz i montujesz program. Wszystko jest ważne. Siedzisz i montujesz, ale po nagraniach. Czego ty nie rozumiesz?
- Dzięki za instrukcję szefie. To miłego dnia.
Bo mój już przestał być miły. Jeśli jeszcze raz mnie obrazi ta cała Kasia, to ją pozwę. Albo kopnę ją w ten jej kościsty tyłek. Ona chyba z głodu jest taka wredna. Dam radę. Nie takie rzeczy w życiu mi się przytrafiały. Z rok temu czytałam książkę o toksycznych ludziach. Co tam takiego radzono? W szczegółach nie pamiętam. Tak ogólnie, to olać takie osoby. Nie daj się Samanto zastraszyć. Wielka mi dziennikarka. Już ja cię uwiecznię, poczekaj no ty. Pakujemy się we trójkę do służbowego samochodu. Ja, Kasia i Tomek - dźwiękowiec. Robimy materiał w sprawie imigrantów. Kasia gwiazdorzy.
- Tylko żeby włosy mi się dobrze układały!
- No jak ty dajesz to światło!
- Żebyście mnie nie pogrubili!
- Zjedź na mój biust!
- Zrób mi ujęcie na tym tle!
- Kup mi wodę niegazowaną!
- Jesteście bandą nieudaczników!
- Nie mam zamiaru z wami więcej pracować!
- Chałtury robić na wsiowych weselach, a nie do poważnych mediów się pchać!
- Kto was tu zatrudnił!
Jesteśmy wypompowani. Mam ochotę żyły sobie podciąć. Pytam Tomka, czy ona tak zawsze, czy może okres dziś ma.
- No co ty? Ona dzisiaj była w porządku. Aż się zastanawiałem czy przypadkiem to nie przez wzgląd na ciebie.
- To było w porządku?
- Była bardzo w porzo. Lecimy na browarek?
- Nie dzięki, nie piję. Szkodzi mi. I roboty mam full.
- Jasne. Spadamy.
Kasię podrzucamy do SPA. Wysiadła bez pożegnania. Ja wracam do punktu wyjścia. Na biurku stoi moja zimna kawa. Dzwonię do Basi.
- Hej, nie wyjdzie nam dzisiejszy obiad.
- To ty Samanto? Oczywiście, że nam nie wyjdzie. Nie planowałam zresztą spotkania na dzisiaj. Zaraz mam jeszcze nagranie.
- No to do jutra.
- No cześć.
Czuję się bardzo samotna. I nieszczęśliwa. Tylko nie rycz, mówię do siebie. To zmęczenie. Jest po szesnastej, a ja zapewne posiedzę w studiu do późna w nocy. Zaczynam od derecho. Moja komórka cichutko sygnalizuje przyjście SMS-a. „ Zamawiam pizze. Kiedy będziesz? Czytałem kartkę, co z tą twoją mamą? K.” Odpisuję. „ Może wpadniesz z tą pizzą do mnie do studia? Mam sporo pracy i jeszcze się nie wyrwę. Z mamą ok. Dzięki” Wiem, że nie przyjedzie, chociaż bardzo bym tego chciała. Może powinnam go o to zwyczajnie poprosić? Znów dźwięk komórki. „ Raczej zostanę w domu. Muszę pogrzebać przy rowerze. Na razie.” Wysyłam tylko uśmieszek, aczkolwiek jest to wierutne kłamstwo. Kogo ja udaję? Kiedy ostatnio zjedliśmy razem pizzę? Nie pamiętam. Zwyczajnie się mijamy, a mi to bardzo już doskwiera. Spoko, nie rycz! Jeszcze się nie rozwodzisz. To wszystko da się jakoś ogarnąć. Przewalę tę robotę i potem siądę z Karolem do normalnej rozmowy. W końcu nie jest tak źle. Musimy poświęcić sobie trochę więcej uwagi. To nie jest przecież jakoś szczególnie skomplikowane zadanie.
0 komentarze: