Ot, żarcik

By | 9/19/2015 Skomentuj
Przez cały wieczór zastanawiałam się czy powinnam do niej zadzwonić. Bardzo się o Basię martwiłam,  ale z drugiej strony nie chciałam być nadgorliwa. Są ludzie, którzy zdecydowanie wolą przeżywać swoje prywatne dramaty w zaciszu domowym. Nie znam Basi aż tak dobrze . Nie wiem w jakiej sytuacji czułaby się najlepiej. W zasadzie to niewiele o niej wiem. Zadzwoniłam za to do mamy. Wraca do zdrowia, ale martwi się o swój ogród. Trzeba się nim przecież stale zajmować. Przetwory ma nie pokończone, a zimą dobrze jest pójść do spiżarki po jakiś przysmak.  I ta dieta sprawia jej trudność. Musi gotować na dwa garnki, bo chłopaki krzywią się na dietetyczne obiadki. Słuchając jej, uznałam, że chociaż ten jeden kłopot mam już z grzywki. Mama zdecydowanie odzyskuje formę jeśli ma już w głowie pracę w ogródku.
- Ale ty dziewczynko jesteś jakaś smutna?
- Jestem mamuś zmęczona. Mam dużo pracy. Pewnie pójdę spać nad ranem.
- Dlaczego? To praca na zmiany?
- Nie, oczywiście, że nie. Tej pracy po prostu w ogóle się nie kończy.
- To jakaś chora sytuacja. Zapłacą ci za ten czas? Córka pani Tereski jest kelnerką. Pracuje po szesnaście godzin, ale za to samych napiwków ma podobno kilka tysiący.
- Farciara, to kogo ona obsługuje?
- No tych celebrytów.
- To chyba, że celebrytów. Ale ja kelnerką być nie mogę. Za wiele kulinarnych pokus tam na mnie czeka. Grosza bym z tego lokalu nie wyniosła.
I tak sobie gawędziłyśmy o nie wiadomo czym. Na pewno nie o tym co naprawdę mnie trapi. Sama nie wiem w sumie dlaczego się przed nią nie otworzyłam i nie wysłuchałam tego, co by mi w tym momencie zasugerowała. Relacje między nami są raczej w porządku. Nigdy nie popadłyśmy w tak zwany konflikt pokoleń. Przez cały czas lubiłam myśleć o sobie w kategoriach, że jestem z tych gorszych. Gruba równa się poza nawiasem społeczeństwa. Aż tu nagle dotarło do mnie, że posiadam coś bardzo cennego. Mam naprawdę fajną rodzinkę. Taką z kategorii, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Basia tego nie ma. Jest szczupła, miła, bezpretensjonalna, ale w gruncie rzeczy samotna. Ten jej mąż, to nieciekawy typ. Nie wzbudza sympatii. Schudnąć można zawsze. Ale czy można otoczyć się ot tak sobie kochającą rodziną? W zasadzie w życiu zdarzają się przeróżne sytuacje, ale raczej ja prędzej schudnę niż Basia… Dobra, koniec! To nie fer!

Rano znalazłam się w bardzo nietypowej dla siebie sytuacji. Otóż bałam się stanąć na swojej własnej, osobistej wadze. A przecież tyle nas łączy burzliwych przeżyć. Co mi szkodzi to jedno więcej? Tym razem naprawdę miałam cykora. Co, jeśli to wczorajsze pół kilograma okaże się ułudą? Siusianie, prysznic, waga. A ja się bałam niczym ta ostatnia kretynka. Dobrze, czy to po raz pierwszy obedrę się z nadziei? W końcu na wdechu, prawie na samych paluszkach, stanęłam na wadze. Kogo ja chcę oszukać? Stań kobieto na tej wadze tak jak się należy! No to stanęłam. I spojrzałam. Jeden kilogram w dół. Cały jeden kilogram. Zeszłam z wagi i wchodzę dla porównania po raz kolejny. Pomiar mojej masy nie uległ zmianie. Schudłam kilogram. To działa! W takim razie w życiu wszystko jest możliwe! Pod wpływem tej euforii zapragnęłam ubrać się do pracy w jakieś fajne ciuchy. To był oczywiście głupi pomysł, bo ciuchy mam ot takie sobie. Ponownie jedyne co mogę zrobić to zadbać o włosy. Tym razem sprawnie wywijam prostownicą. Nie mogę się doczekać spotkania z Basią. Zwyczajnie zżera mnie ciekawość co się u u niej dzieje. Jestem w TM przed czasem. Idę do socjalnego na kawę. Mam pecha, bo jest tu już Kasia. A ona wyraźnie mnie nie lubi. Mówię jak gdyby nigdy nic
- Cześć!
- Cześć. .. Nieciekawie wyglądasz.  Nie myślałaś o tym żeby uprawiać jakiś sport?
- Dla relaksu grabię liście w ogródku. Ale i tak największą frajdę sprawia mi zagniatanie ciasta na pierogi.
- No wiesz co! Ja ci to tak od serca radzę!
- Daj spokój Kaśka. Od serca to jest kardiolog. Jak będę go potrzebowała to znajdę drogę.
- Ludzie, aleś ty nadęta!
- Więc nie zaprzątaj sobie mną głowy. Zajmijmy się pracą.
Wykonała cały zestaw przedziwnych tików i grymasów, po czym wyszła postukując swoimi szpilkami. I dobrze. Baśka zjawiła się prawie spóźniona. Za to wyglądała… całkiem nieźle. Miała na sobie niebieską sukienkę w białe groszki. Jakąś taką szalenie wesołą.
- I jak się czujesz? - delikatnie zapytałam.
- Słuchaj Samanto, jestem ci winna wyjaśnienie. Ten wczorajszy telefon to był taki żart. Wiesz, mój Misiek chciał sprawdzić czy jestem zazdrosna. I jego koleżanka zgodziła się zadzwonić.
W życiu nie słyszałam tak idiotycznego tekstu. Oczy musiałam w tym momencie mieć wielkości  talerzyka deserowego. Co ja znowu z tym deserem? Ale przynajmniej stało się dla mnie jasne skąd u niej ten radosny strój.
- Uwierzyłaś w to? - sama nie wiem dlaczego zadałam to retoryczne pytanie. Widać przecież jak na dłoni, że uwierzyła.
- No tak. Ten mój Misiek to ma pomysły!
- Słuchaj, a tak w ogóle to jak mu na imię? Jakoś głupio czuję się nazywając go Misiem..
- Misiowi? Marcin.
- Znasz tę koleżankę Marcina, która zadzwoniła do ciebie z jego telefonu?
- Daj spokój. Nie muszę znać wszystkich jego znajomych!
Wolałam to przemilczeć. Zbyt bardzo polubiłam tę dziewczynę. W końcu ludzie tworzą różne związki. Grunt, aby czuli się szczęśliwi.
- Każdy ma prawo do marginesu własnej prywatności. Nie uważasz? - kontynuowała Basia.
- Ważne jest to, co ty o tym myślisz… A ja to myślę tylko o szarlotce na ciepło z górą lodów.- dorzuciłam lekko.
- Oj nie ze mną te numery, Będę cię miała na oku!
A ja będę miała na oku tego twojego Marcinka. Absolutnie nie kupiłam blefu z dzwoniącą koleżanką. Jest to tak durne, że aż nieprawdopodobne. Nawet moi nastoletni bracia mieli by w takiej sytuacji więcej wyobraźni. Karol nigdy w życiu nie posunął by się do takiego szczeniackiego i egoistycznego zachowania. Ten cały Marcin wyraźnie mi podpadł.
- Samanto, to co ci wczoraj o sobie powiedziałam…
- Nie pamiętam. Co masz na myśli?
Przyjrzała mi się przez chwilę. Jakoś tak lirycznie się uśmiechnęła. Po czy zwyczajnie powiedziała.
- Dzięki. Jesteś dobrą koleżanką. Mało tu takich.
Do socjalnego zajrzał Tomek. Wyglądał tak jakoś  wczorajszo.
- Baby! Długo mam jeszcze na was czekać?! Co wy macie z tym gadaniem?
- Czy dzisiaj światło nie będzie cię Tomeczku nazbyt raziło - Spytała Basia.
- Damy radę. Po browara po drodze wstąpimy.
- Mowy nie ma! Cierp ciało! - poparłam Basię
- Jak ja nie znoszę pracować z babami!
Po drodze wstępujemy po świeżo wyciśnięty sok. Basia postawiła całej naszej trójce po dużym kubku. I znów rutynowa robota, na której nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam tylko o jedzeniu. A ono otaczało mnie ze wszystkich stron i naprawdę znajdowało się w zasięgu mojej ręki. W pewnym momencie byłam zła na Baśkę. Miałam wrażenie, że czyta w moich myślach. Faktycznie z oka nas nie spuszczała. Tomek nie mógł napić się piwa, a ja najeść batoników. A obojgu nam tak bardzo było to potrzebne.
- A ty narzekałaś na Kaśkę! Ta, to dopiero jest zołza - poskarżył się Tomek
- Przynajmniej chce dla nas dobrze, nie sądzisz? Wychodzi na to, że to my mamy problem
- Pie…, problem to ma ona. Z tolerancją. Abstynentka się znalazła. A i tak się napiję.
- Wolnoć Tomku w swoim domku.
- Zołza i poetka. Nie lubię was.
Oczywiście żartował. Lubi nas, bo nas nie można nie lubić. Czy ja w zaciszu domowym zachowam się tak jak Tomek. Najem się do bólu? Nie chcę, wolę wytrwać. Dobrze, zrobię sobie michę surówki i pierś z kurczaka na grillu. Karolowi też to wystarczy. On zje wszystko, nie jest wybredny. Czy nie moglibyśmy razem usiąść przy misce surówki? Nakryłabym obrusem w czerwoną kratkę nasz mały kuchenny stolik. Dlaczego nie jadamy już wspólnie posiłków? A gdybym zaczęła zmiany właśnie od tego? Wystawiam sobie nowy cel. Jeden posiłek dziennie w towarzystwie Karola. Obojętnie który, aby razem. Wiem, że to wymaga ode mnie wysiłku bo praca zdominowała już moje życie. Ciągle w biegu, zero czasu dla związku. To beznadziejne i bardzo źle rokujące na przyszłość. Piszę do niego. „Hej, masz do mnie jeszcze żal? Dasz się namówić na pierś z kurczaka dziś około 18?”. Odpisał „Mam żal jak cholera. Czytając pierś mam całkiem inne skojarzenia, ale dobra.” Tak więc obrus, świąteczna zastawa i pierś z grilla. I Karol. Jest dobrze. Dam radę, nie złamię się tak jak Tomek. Będzie dobrze. Musi być.


zdjęcie: kawakamp.com

Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: