Sama praca na umowę, trwałego szczęścia dać nam nie może.
Niemniej jednak jakąś jego namiastkę, zdecydowanie tak. Szczęściem należy się
dzielić! Szybko komponuję zgrabnego w treści SMSa i wysyłam go swoim bliskim.
Tak, od teraz przestaję być wolnym strzelcem! Mam ochotę sama sobie zrobić
prezent. Wiadomo, że mówiąc prezent mam na myśli wielkie ciacho. Z której
cukierni? W tym momencie dostaję zwrotną wiadomość. No i proszę, są na tej
planecie życzliwe mi jednostki. W myślach robię szybki plan zadań na resztę
dnia. Muszę koniecznie dostać się do Anki, mojej kumpelki fryzjerki. Totalnie
jestem zaniedbana. Tusza, tuszą, ale w końcu włosom, ludzie też się
przyglądają. Co na obiad dla Karola? Czy on zechce wybrać się dziś wieczorem
razem ze mną? Bo co, jeśli Baśka nawali? Nie będę tkwiła w tym lokalu sama, w
wystrzałowym fryzie. Zawsze w takich chwilach dobrze jest mieć pod bokiem
kawałek męskiej marynarki. Otóż to, jak ja mam ubrać Karola? Galowo, luzowo czy
jakoś pośrednio, uniwersalnie? Okazuje się niestety, że Anka jest chora. O nie!
Cały mój misterny plan zaczyna się walić. Dobra, mówię sobie, jesteś kobieto
zaprawiona na przeciwności. Wpadam do Rossmanna. Wrzucam do koszyka dwie
szamponetki w jakimś
bursztynowym odcieniu. Na moje kudły jedna to za mało. Jeszcze chwilkę
analizuję ten dziwny
odcień, ale w końcu, raz kozie śmierć! Dokładam rajstopy i mogę płacić. Dobrze,
że pożyczyłam kasę od Jagódki. Mam nadzieję, że spłacę dług zgodnie z umową. A
nawet jeśli nie, to ona się raczej nie zdziwi. Tak na marginesie, to ja się jej
osobiście dziwię, że jeszcze mi kasę pożycza. Ale kto bogatemu zabroni? Po
drodze kupuję pierś z
kurczaka i dwa pomidory. Wychodzę z klimatyzowanego sklepu i powala mnie to
potwornie gorące lato. Pocę się szybciej niż inni ludzie. Zanim dojadę na swoje
osiedle mam już mokrą bluzkę. To ciemne strony bycia grubaską. Blaski są mi
raczej nieznane. Cóż, wskoczę sobie do wanny. Tam odsapnę. Zmyję z siebie i
pot, i stres. Będzie pani zadowolona. Uf, docieram do domu. Dopada mnie
rozterka, najpierw włosy i kąpiel czy może obiad? Dzwoni telefon. Co tym razem?
- No, co tam Jagódko? - pytam
- Pakuj się w te pędy. Za pól godziny bądź u mnie. Jedziemy do
Zadupia.
- Oszalałaś! Mam zajęty wieczór!
- Mama jest w szpitalu. Ma atak.
- Atak serca?
- Nie, coś innego. Porozmawiamy po drodze.
- O nie, tylko nie mama… Co się stało?!
- Po drodze.- rozłączyła się.
Wybieram numer do ojcusia. Nie odbiera… Nie wiem, czy to dobrze
czy źle. Potem numer do Karola. Nie odbiera. To źle, to bardzo źle. Jak zawsze,
gdy go potrzebuję. Mamo, co się stało? Wysypuję na łóżko w sypialni całą
zawartość mojej jeszcze nierozpakowanej torby. Tylko po to by na nowo ją
spakować. Szczoteczka do
zębów, majtki, laptop, kurtka. Piszę kartkę do Karola. „Jadę z Jagódką do
Zadupia. Coś się stało z mamą”.
Jadę taksówką. Drzwi otwiera mi Pachnący, znaczy się,
Daniel, mąż Jagódki.
- Jagoda jeszcze się pakuje. Proszę, wejdź do salonu. Co ci podać
do picia?
- Wody.
Wielki salon, wielki telewizor, wielka kanapa. Wielka trąba ze
mnie.
- Poproszę.. – dodaję
Daniel skwitował to uśmiechem. Zawsze mam wrażenie, że kpi sobie
ze mnie.
- Ten stres.. - bąkam pod nosem.
- Obie zachowujecie się nieracjonalnie. Po co się denerwować
skoro nie wiadomo dokładnie, co się stało? Najpierw należy poznać wszystkie
fakty.
- Co racja, to racja- mówię głośno, a w duchu dodaję pod jego
adresem coś mocniejszego.
- Po schodach zbiega lekko Jagódka. Zupełnie jakby była boso. A
przecież ma na nogach wysokie szpile.
- Tak zdecydowałaś? - to
pytanie do mojej siostry.
- Daj spokój, Danielu. Wiesz co o tym myślę. Czy możesz zanieść
mój bagaż do samochodu?
- Jak sobie życzysz.
I ten jego kpiący uśmieszek. Wyczuwam między nimi jakieś
napięcie. Oho, burza w raju?
- Zbierajmy się Samanto. Rozmawiałam z ojcusiem. Mama zaraz
będzie operowana. Jutro o jedenastej muszę być w sądzie.
- Jutro podpisuję umowę w TM.
Daniel cmoka nas na pożegnanie. Rzeczywiście jest pachnący.
Uwielbiam to mruczenie silnika jej samochodu. Te wszystkie
kolorowe kontrolki, zapach skórzanej tapicerki.
- Zapnij pasy Samanto.
0 komentarze: