Mój szalony pomysł… pączkuje. Tak, chudnę. Czy stanę się naprawdę osobą, o której marzę? Jest to tak ekscytujące, że warte wszelkich poświęceń. Wieczorem szczególnie doskwiera mi głód. Kładę się wtedy do łózka pod kołderkę i sama sobie tłumaczę, że nie jest tak źle. Chodzi o to, aby wykazać siłę tylko w tym konkretnym momencie, bo jutro dostanę na śniadanie wypasioną owsiankę. Wytrwaj Samanto na tym głodzie do jutra. To w sumie nie tak długo. Zyskujesz w zamian tak wiele. Dumę z siebie, płaski brzuch, błysk w oczach Karola i może uznanie kogoś tam jeszcze. Nie mam zamiaru się oszukiwać, że pragnę tego wyłącznie dla siebie. Dla samej siebie to ja mam ochotę się najeść. Naprawdę wielka wyżerka bliższa jest memu sercu niż wielki post. Mimo to jestem gotowa na rezygnację z dogadzania sobie, oczywiście pod warunkiem, że przyniesie to pożądane rezultaty. Stanę się atrakcyjną osobą. Na tyle atrakcyjną, że może nawet odważę się zamieścić własne zdjęcie na Facebooku. Nie mogę zrobić tego teraz, bo w gruncie rzeczy ja siebie nie lubię. Tak więc patrzenie na swoją fotkę nie sprawia mi przyjemności. To takie apogeum w braku tolerancji własnej osoby. Chudnę, cudownie to brzmi. Chudnę, chudnę, chudnę. Brzmienie tego słowa to istna pieszczota. Co mi tam głód! W końcu ten stan jest mi szalenie bliski. Głód odczuwam zawsze. Niezależnie od tego czy decyduję się na jedzenie, czy na nie jedzenie.
Nie mogę wyzdrowieć. Kaszel mnie wykańcza. Dziwię się jak to możliwe, że mam jeszcze płuca. Ponadto dodatkowa osoba w naszym mieszkanku, cóż, jakby to powiedzieć, delikatnie nam doskwiera. Lubię Basię, nawet bardzo. Współczuję jej serdecznie. Z tym, że nie byliśmy z Karolem przygotowani do roli niańki. Basia nie ustaje w płaczu. Rozumiem to, ale jednocześnie mnie to męczy. Bardzo bym chciała, żeby zaczęła już myśleć i działać racjonalnie. A ona tkwi na kanapie zalana łzami. W towarzystwie nieodłącznego rekwizytu, własnej komórki. Trwa bowiem w oczekiwaniu na wiadomość od swojego Misia. Łudzi się, że on zapragnie jej powrotu. O ludzka głupoto! O kobieca naiwności! Czy ona aż tak bardzo go kocha, że nie ma dla niej w ogóle żadnego znaczenia głębia rany, którą on jej zadał? Szczerze mówiąc, to nie wiem co mam o tym myśleć… W takim razie, ja chyba nigdy nie kochałam. Kobieca natura nie przestanie mnie zadziwiać. Oboje z Karolem czujemy się jak zakładnicy we własnym domu. O dziwo, ta sytuacja bardzo nas do siebie zbliżyła. Rano Karol kiwnął na mnie znacząco. Podążyłam za nim do łazienki. Karol odkręcił kurek z wodą i mówi szeptem
- Słuchaj Sam, coś trzeba zrobić
- Tak? Ale co?
- No, to jest jakby twoja przyjaciółka. Zapytam wprost, ile to może jeszcze potrwać?
- Hm - robię mądrą minę - Myślę, że ona lada moment się ogarnie.
- Słuchaj, ona tylko ryczy! Wcale nie ma zamiaru się ogarniać. Myślę, że jest wręcz na odwrót.
- Głupio mi to przyznać, ale…możesz mieć rację.
- O cholerka! To nie rokuje dobrze.
- Wymyśl coś - proponuję - Ja przecież nie mogę tak jej…no wiesz…
- Myślę, że to zależy tylko od ciebie.
- Nie Karol! To było po niżej pasa!
- Więc przynajmniej niech przestanie płakać!
I co mam mu obiecać? Nie mam na to absolutnie żadnego wpływu.
- Karol - mówię - ja myślę, że Basia jest jakby w żałobie. To jest taki bliżej nie określony czasowo okres rozpaczy..
- Wiem! Upijmy ją! Po pijaku podejmuje się wcale nie najgorsze decyzje! Może ona wróci do niego?
- Karol, co ty mówisz? On ma inną.
- Jeszcze się nie rozwiedli! Sam, oni muszą do siebie wrócić!
- Tak, to nie jest głupi plan.
Karol odetchnął z ulgą. Nie chcę go wyprowadzać z błędu. Obawiam się, że różnie to może być. A co, jeśli Baśka po drinku zechce wyskoczyć z okna naszego mieszkanka? Albo w wannie podetnie sobie żyły? Aż mnie ciarki przeszły na taką myśl. Na wszelki wypadek będąc jeszcze w łazience pochowałam wszystkie ostre przedmioty. Nie mogę patrzeć na krew. Karol wychodzi do pracy. Jak ja mu zazdroszczę.
- Samanto, jak myślisz, kiedy on zadzwoni? - Basia nadal tkwi w swoim transie.
Otwieram lodówkę. Nie, nie mamy ani kropli alkoholu. No to bryndza. Mam za to środki uspakajające. Tylko czy to będzie etyczne? Co mam zrobić?
- Basiu, muszę cię poprosić żebyś poszła do sklepu po pieczywo.
Z wrażenia przestała płakać.
- Ja?
- Tak, ty. Ja jestem chora i nie mogę wychodzić
- Ale ja…też nie mogę.
- Musisz! Potrzebna jest mi cytryna.
- Wyganiasz mnie?
- Proszę o przysługę.
- Zobacz jak ja wyglądam!
- To się doprowadź do ładu.
- Dobrze - o dziwo zgodziła się.
Chwilowo mam kuchnię tylko dla siebie. Podlewam swój wrzos, a on daję słowo, uśmiecha się do mnie. Tylko mi nie uschnij! Proszę go w myślach. To jedyna roślina w moim domu. Miałam kiedyś doniczkę z miętą i natką pietruszki. Niestety w tym roku nie udało mi się tego powtórzyć. To nic, wszystkie dobre rzeczy są przede mną. I co ja mam zrobić z tą Basią? Od tego rozmyślania odrywa mnie telefon. To Jagódka.
- Hej Samanto! Jak się czujesz? Leżysz? Masz gorączkę? Zrobię ci zupę cytrynową według przepisu mamy. To leż! Bużka, lecę do sądu.
- Pa! - a to się nagadałyśmy.
0 komentarze: