Zakładając, że faceci to takie większe dzieci, jestem zmuszona do okazania Karolowi jeszcze trochę cierpliwości. Oby to się tylko nie przerodziło w pobłażliwość. Nie mam bowiem zamiaru przyklaskiwać jego nierealnym wizjom. Krótko i na temat zapytałam „Jak tam twój angielski?”. On z kolei najwyraźniej był przygotowany na to pytanie. Pokazał mi materiały, które właśnie nabył w celu podreperowania swojej wymowy. Jeden punkt dla niego. Katuje mnie słówkami.
- Sam, wystarczy znać trzysta słówek żeby się dogadać w tym języku.
Nie będę się upierała. Ja wiem, że można się w każdym języku dogadać w dwóch sytuacjach. Na migi i po pijaku. Osobiście nie pociąga mnie życie emigranta. Może dlatego, że to dla mnie żadna nowość. Oszalałam na punkcie Anglii jako młodziutka studentka. Wyjazd na wakacje w celach zarobkowo-językowo-turystycznych przerodził się w roczną przygodę z miłosnym epizodem i atakiem terrorystycznym na lotnisku Luton. Tak, zaliczyłam w swoim życiu i taki epizod. Trwał prawie dwadzieścia cztery godziny. Ech, młoda to i głupia. Ale co użyłam to moje. Gdyby nie mama, to zapewne nigdy bym nie wróciła do kraju. A tak, dziekanka się skończyła i ja wróciłam. Bez większej kasy, za to odchudzona i z bagażem nie kulawych ciuchów. Było się w czym pokazać w nowym roku akademickim. A mój angielski mocno na tym wyjeździe skorzystał. Z tym, że wtedy wszystko było jedną wielką zabawą. Czy się uda, czy się nie uda, to i tak jest dobrze. Zawsze przecież byli rodzice, dom, babcia jeszcze żyła… Poniekąd rozumiem fascynację Karola. Jego chęć powalczenia o własną pracowniczą godność. Nawet mu życzę powodzenia. Cokolwiek to dla mnie oznacza. Ale z drugiej strony postanowiłam więcej nie ukrywać przed nim, że ja póki się da, nie wyjadę z tego kraju. Nie dlatego, że jestem patriotką albo, że jest mi tutaj szczególnie dobrze. Tylko z racji na te wszystkie miejsca i ludzi. Bliższych i dalszych. Tak, wiem, ludzie są wszędzie. Z tym, że ja nie czuję się wszędzie jak w domu. Stek banałów Samanto!
Chciałam jeszcze wspomnieć o Weronice. Tak, o niej. Czułam, że zabiegała o kontakt ze mną jakoś tak nieproporcjonalnie do mojej roli w tej TV. Nie dowierzam ludziom, którzy ot tak sobie zapałają do mnie nagle wielką sympatią. Zawsze coś się musi za tym kryć. Weronika tak długo bombardowała mnie swoimi telefonami, że musiałam w końcu powiedzieć: „Wera, jak miło cię słyszeć! Dzisiaj? Świetnie! Będę!” Wcale mi nie było świetnie. Na początek od razu zamówiłam sobie wino. I sałatkę grecką. Weronika piwo imbirowe.
Chciałam jeszcze wspomnieć o Weronice. Tak, o niej. Czułam, że zabiegała o kontakt ze mną jakoś tak nieproporcjonalnie do mojej roli w tej TV. Nie dowierzam ludziom, którzy ot tak sobie zapałają do mnie nagle wielką sympatią. Zawsze coś się musi za tym kryć. Weronika tak długo bombardowała mnie swoimi telefonami, że musiałam w końcu powiedzieć: „Wera, jak miło cię słyszeć! Dzisiaj? Świetnie! Będę!” Wcale mi nie było świetnie. Na początek od razu zamówiłam sobie wino. I sałatkę grecką. Weronika piwo imbirowe.
- Jak twój Kubuś? Już zdrowy? - zapytałam, bo o czymś trzeba rozmawiać.
- Prawie. Za dwa dni mamy kontrolę u lekarza.
-Świetnie! A jak ty się czujesz? Chciałaś ze mną o czymś konkretnym porozmawiać?
- Tak. - minę miała poważną. Znów drapie mnie w gardle. Pomyślałam później, że starałam się naprawdę zrobić wszystko, żeby nie doszło do tej rozmowy. Naprawdę!
- Samanto, czy mój mąż ma w pracy romans?- patrzyła mi prosto w oczy.
- Dlaczego mnie o to pytasz? Wiesz przecież, że jestem w TM od niedawna?- wykręcam się.
- Ma? - była nieustępliwa
- A ty jak myślisz? To w końcu twój mąż!- niech mi da spokój.
- Myślę, że ma. - Wsparła się dramatycznie na swoich dłoniach. Czekałam co będzie dalej. Nic się nie wydarzyło. Nie krzyczała, nie płakała, nie wyzywała go od najgorszych. Zachowywała się zupełnie inaczej niż Basia. Czyli jak?
- Nie wiem Weroniko, czego ty ode mnie oczekujesz?- pytam.
- Potrzebuję przyjaciela. Kogoś kto mnie zrozumie!- wyznała.
- Nie wiem czy cię rozumiem? Nawet się nie znamy dobrze.
- Ok.! Będę z tobą całkowicie szczera! Ja Samanto jestem dzieckiem z biednej mazurskiej rodziny. Pięcioro nas w domu było- opowiadała- Nosiłam buty po trzech moich starszych siostrach. Bieda! Wieczna, znienawidzona bieda! Moja ciotka przyjmowała letniaków. To nie był tam żaden pensjonat! Ot, dwa pobielone pokoje. Cztery naprędce zbite łóżka. Dostęp do łazienki, to był tak naprawdę jedyny luksus. To, że wodę mogłaś w kibelku spuścić. Ciotka poprosiła mnie o codzienne zbieranie kurek w lesie i smażenie na nich rano jajecznicy. Dostawałam za dzień pracy pięćdziesiąt złotych. To była fortuna! Nie ważne, że do lasu biegłam o czwartej rano. A spać szłam około północy. Mogłam zarobić więcej niż mój ojciec. Pewnego razu ciotka powiedziała mi, że dzisiaj po południu przyjedzie gość z telewizji, który na dodatek uczy na uniwersytecie dla dziennikarzy. Wyobrażasz sobie jak bardzo byłam ciekawa kto to taki? Sebastian wysiadł z samochodu tuż przed zmrokiem. Zapytał, czy pokój jest gotowy i czy dostaną coś do jedzenia. Potem pomógł wysiąść zaspanej blondynce. Swojej narzeczonej, jak ją nam przedstawił. Zaprowadziłam ich do pokoju. "Czy potrzebują państwo jeszcze czegoś?" - spytałam.
"Tak! Jestem strasznie głodna. Co możemy coś zjeść?"- powiedziała ta jego narzeczona. Zaproponowałam pierogi lub twarożek. Kaśka wybrała twarożek.
- Jaka Kaśka? - spytałam, bo coś mnie tknęło.
- Jak to jaka Kaśka? Ta sama od lat - Weronika posłała mi ironiczny uśmiech.
- On był zaręczony... z tą Kaśką?!
- Tak. - wyznała.
- O w mordę! Co dalej? Mów!
- Pokłócili się. O jakiś bzdet. Wykorzystałam to. Tak! Ja to wykorzystałam! On był… taki wyjatkowy i zagubiony. Potrzebował mnie tak bardzo. Byłam, ja byłam przy nim. To ona go zostawiła samego i wyjechała. Powiedział mi nawet, że to mi powinien się oświadczyć, a nie własnej studentce, która go zauroczyła. Zaszłam w ciążę.
- Nie! Wera, ja tego nie rozumiem. Jak mogłaś?!- nie chciałam tego słuchać.
- Zakochałam się. Gdyby on nie chciał, to by do tego nie doszło. Prawda?
- O ludzie! Co za szajs! – jestem naprawdę w szoku.- Co ty zrobiłaś?
- Zaopiekowałam się Sebkiem, a on zabrał mnie z tej mazurskiej biedy. Zamieszkałam w prawdziwym domu i robię wszystko, żeby tylko był szczęśliwy. To źle? Urodziłam mu syna. Podarowałam mu wszystko… moje życie, plany, studia. Bardzo go kocham. Ale znów pojawiła się Kaśka!
- Weroniko, przecież ty rozbiłaś ich narzeczeństwo!
- Nieprawda! On sam tego chciał!- powiedziała- Pomożesz mi Samanto?
- Co?... Weroniko, ale w czym?- jestem zaskoczona.
- Muszę się jej pozbyć. Nawet jeśli miałabym ją zabić.
0 komentarze: