Tabletki na odchudzanie i Izba Wytrzeźwień

By | 11/15/2015 Skomentuj
Jest nie za dobrze. Choćbym nie wiem jak bardzo szukała usprawiedliwienia dla siebie, to i tak lepiej nie będzie. Znów zajadam swoje życie. Cały świat trzyma dietę, a ja nie. Poranne ważenie o mały włos a zakończyłoby się kulką w łeb. Przeżyłam tylko dlatego, że nie posiadam broni palnej, ani żadnej innej. Jednym zdaniem to ujmując, znów nie mam do siebie siły. Dlaczego, no dlaczego ja nie potrafię żyć bez kanapek?! Kanapka na śniadanie, na drugie śniadanie, na obiad i trzy kolacje! Nie ma co się czarować,  poległam z kretesem. Moja waga zawsze prawdę mi powie. Co dalej w związku z tym, że jestem tak beznadziejna? Jaką motywację mam zastosować, której jeszcze nie stosowałam? Czy powinnam zamieścić ogłoszenie na wszystkich poczytnych portalach z błagalną prośbą o patent na motywację? A może zorganizuję konkurs? Zwycięzcy będę przez rok myła samochód. Gorzej, jeśli ten ktoś mieszka na przykład w Gliwicach.
Samodzielnie motywowałam się już na wszelakie sposoby. Przestań jeść - będziesz zdrowsza! Czy wiesz, co się dzieje z twoim ciałem, kiedy szprycujesz się cukrem, tłuszczem, alkoholem?  Oczywiście, że wiem. To jest taka motywacja, która owszem działa, ale z bardzo mizernym skutkiem. Do pierwszego porządnego głodu. Głód wygrywa w starciu ze zdrowiem.
 Karol cię zostawi! Ta motywacja owszem bardzo rani moje uczucia, ale niestety  też  wpływa na moją godność. Jak nie chcesz mnie grubej, to chudej też nie będziesz miał. W związku z powyższym jej działanie jest krótkofalowe.
Faceci lubią szczupłe laski! Fajna motywacja, nie powiem, żeby mi przeszkadzało bycie lubianą przez facetów. Chyba największym plusem tej motywacji jest to, że będąc taką szczupłą laską w kontaktach męsko - damskich nareszcie mogłabym sobie być głupia, płytka, jąkająca się. To wszystko nie ma dla panów znaczenia w konfrontacji ze zgrabnym tyłkiem. Uf, moja Jagódka zapytała kiedyś Pachnącego. „Słuchaj Daniel, czy to prawda, że mężczyźni wolą zołzy?” On chwilę pogłówkował, po czym oznajmił „Tak, jeśli są ładne”. Jest to więc dobra motywacja, z tym, że nie koniecznie dla mnie. Mam cierpieć katusze diety, tylko dlatego, żeby jakiś Franek czy Zdzisiek nieskładnie pozachwycał się moim zawieszeniem? W życiu! Rodzina będzie z ciebie dumna! Bo ja wiem, czy mi na tym zależy? Z rodziną przeważnie kontaktuję się przez telefon i szczerze mówiąc podejrzewam, że jest im wsio ryba, jaka ja tam jestem. Są ze mnie dumni gdy nie kradnę, nie kłamię, nie ćpam i nie siedzę w kiciu. Całą resztę przełkną, ja zresztą jeśli o nich chodzi, to też.
 Kupię sobie każdy fajny ciuch! O, to jest bardzo dobra motywacja i tak szczerze mówiąc nawet działa, z tym, że… no właśnie! Nie kupię sobie każdego fajnego ciucha, a przynajmniej nie prędko. Jest to więc zwykła ułuda. Mamię się tymi wizjami, wizualizacjami i innymi wyobrażeniami. Mamię, mamię aż się tym zwyczajnie zmęczę. A jak się zmęczę, to zaczynam być okropnie głodna. Wtedy odkładam zakup fajnego ciucha na jakiś dalej nie określony czas. To też nie działa.
Pokażesz, że potrafisz! Ta motywacja wskazuje na to, że schudnąć mam wyłącznie dla siebie. Mam sobie udowodnić, że jestem twarda, zdecydowana, konsekwentna i że potrafię wygrać. Nic bardziej bzdurnego o sobie powiedzieć bym nie mogła. Jestem rozchwiana, emocjonalna, niezdecydowana co do tej wygranej! O ho ho, kiedy ja ostatnio coś wygrałam? Ja i konsekwencja! Też mi pomysł. Postanawiam pranie zrobić w sobotę i konsekwencja tu nic nie pomoże, jak mam doła.
 Na pewno na przełomie tych wielu lat życia z otyłością,  były tam jeszcze i inne jakieś motywacje, większe lub mniejsze, z tym, że jak widać celu nie osiągnęłam. Sport też odpada. Wydałam kupę kasy na karnety do siłowni, buty do ćwiczeń i ciuchy sportowe, i nic. Zainwestowałam nawet w osobistego trenera, w zasadzie trenerkę, bo to babka była. Kasa wyrzucona w błoto. (Większej frajdy bym zaznała chodząc codziennie na kebaba). Miałam wrażenie, że ta trenerka dostaje premię za uśmiercenie grubasa. Jak ona się na mnie uwzięła!  Pierwszy raz tam poszłam, bo taką miałam przecież motywację. Drugi raz, bo tyle kasy wydałam na ten cały sport. Trzeci raz, bo naprawdę było mi tej kasy żal, no i się przecież umówiłam.  Więcej prób nie podjęłam. I bardzo się cieszyłam, że wyszłam z tej siłowni żywa. Aczkolwiek trudno mi było utrzymać się na własnych nogach.
Była też fantastyczna próba z cudownymi środkami na odchudzanie, Łykasz sobie jedną śliczną, malutką pigułkę i ona załatwia za ciebie całą sprawę. Ludzie, jak mi to odpowiadało! Najcudowniejsza terapia odchudzająca jaką znam. Najpierw kupowałam sobie te dobro legalnie na receptę w aptece. Potem komuś na górze odbiło i zdecydował, że te leki są szkodliwe. Bzdura, jeśli o mnie chodzi, to nie odnotowałam żadnej szkodliwości. Co tam, że serce mi waliło jak młot pneumatyczny. To, że mnie suszyło przez cały dzień, też nie wydało mi się jakoś szczególnie podejrzane. Okres, to była istna powódź. Ponadto chodziłam cały dzień nakręcona jak gdybym miała ADHD. Wszystko to nie miało znaczenia, bo ja chudłam i schudłam. Ale pigułki z aptek wycofano. Rwałam włosy z głowy i rozpaczałam, co teraz mam zrobić. W końcu odkryłam, że mogę sobie kupić te leki przez Internet. Czarny rynek działał. Kosztowało mnie to więcej, ale było. Tak pociągnęłam parę miesięcy. Pewnego dnia otrzymałam wezwanie na Komendę Policji, na przesłuchanie z racji na zakup nielegalnych tabletek odchudzających. Co ja przeżyłam! Przekopałam nocą chyba wszystkie fora internetowe, na których ostro mnie straszono sądami i karami. Nad ranem uznałam, że do kicia raczej mnie nie wsadzą, ale dla pewności skorzystałam z porady dwóch adwokatów. Po czym na chwiejnych nogach poszłam złożyć zeznania. Tam, na tej Komendzie w obecności faceta w niebieskawym mundurku, zrobiłam z siebie ostatnią kretynkę. Patrzył na mnie z takim politowaniem, po czy stwierdził. „Nikt pani nie zabroni działać na szkodę własnego zdrowia. Jak się pani chce truć, to jest to pani sprawa”. Okazało się, że sama siebie truć mogę, bylebym nie truła innych. Przestępstwa dopuścił się ten gostek, od którego kupowałam swoje „ambrozje”, a nie ja. Co za ulga! Z tym, że nagle nie było już od kogo kupić. Ludzie na forach rozpisywali się, że w obiegu jest już sporo podróbek i, że płacimy za placebo. W końcu dałam za wygraną. A waga poszła w górę! Tak to więc nie mam motywacji, nie mam charakteru i szczęścia w życiu też. Moja koleżanka, która wcina dwa schabowe, zagryza czekoladą,a dzień zaczyna od jajecznicy na boczku,  jest chuda jak szczapa. To się nazywa mieć w życiu prawdziwego farta. Do tego moja komórka dzwoni jak najęta. Tomek? A ten czego chce ode mnie i to takiej chwili?

- Samanta?- słyszę.

- No o kogo się spodziewałeś? Jasne, że Samanta. Co się stało?

- Słuchaj, ja mam przerąbane! Spędziłem noc w Izbie Wytrzeźwień. Możesz mnie stąd zabrać?

- Ja? Nie, nie mogę! Ja się z policją nie zadaję. No chyba, że zawodowo. Chociaż wolę panów z BOR-u. Na ostatnim nagraniu podobały mi się ich płaszcze.

- Słuchaj, musisz mi pomóc. To ja czekam. Pośpiesz się!- rozłączył się.

Ponad wszelką wątpliwość na farta w życiu to sobie trzeba zasłużyć. Nigdzie nie jadę. Bo ja mu to chyba wyraźnie zakomunikowałam? Nie powinien spodziewać się, że ja zabiorę go z „tego” miejsca, skoro powiedziałam, że nie mogę? A dlaczego on sam nie wróci? Jak go puszczają, to musi być trzeźwy, da radę. Co ci policjanci sobie o mnie pomyślą? Co ja mam zrobić? No jak to co. Jechać. Ale sama nigdy w życiu tam nie pojadę. Baśkę wezmę ze sobą. W końcu to i jej kolega. Dzwonię do Baśki.

- Basiu, mamy kurs do Izby Wytrzeźwień.

- Jasne. Kogoś ważnego tam zgarnęli? Robimy newsa?

- Coś w tym stylu.

- Dobra, ja po ciebie podjadę, a ty pakuj sprzęt.

O naiwności ludzka. Mam nadzieję, że nie robi teraz telewizyjnego makijażu. Ona mnie zabije!  


Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: