Siedzę nad komputerem prawie do bladego świtu. Jak zwykle przelicytowałam się z czasem. Jestem tak zmęczona, że mam ochotę zasnąć na biurku. Mdli mnie z przemęczenia. I na samą myśl o tym, że teraz muszę wychodzić z ciepłego studia i dotrzeć do własnego łóżka. Za jaką kasę? Zbieram swoje klamoty, biorę tyłek w troki i do przodu marsz! Są to takie momenty kiedy jest mi wszystko jedno. Zabiją mnie, okradną czy wysadzą w powietrze. Bo ja lecę z nóg. W domu zdejmuję jedynie buty i spodnie. Zasypiam w drodze na poduszkę myśląc o tym, jaka to frajda jest mieć pracę. Bo mój nadal niepracujący mąż tak strasznie cierpiał cały dzień leżąc na kanapie w oczekiwaniu na „ten” telefon. Straciłam świadomość będąc w pionie czy w poziomie? Budzi mnie Karol gdzieś koło południa. Upierdliwie miota się po pokoju jak jakiś namolny komar. Mam względem niego identyczny odruch. Klepnąć czymś skutecznie. Jęczę żeby był człowiekiem i się zmył. Nie mam dzieci, nie mam psa ani nawet rybki w akwarium, nie muszę się jeszcze budzić. Mam męża! O tak, mam go!
- Co?! - wrzeszczę jak klasyczna zołza.
- Nie ma nic do jedzenia - skarży się Karol.
- To co?!- jestem zmęczona i bardzo wściekła.
- No to. Nie ma nic. Robiłaś wczoraj zakupy?
- A ty?!
- Ja? Ja byłem zajęty, szukałem pracy.
- A ja pracuję! Jakbyś tego nie zauważył!
I po spaniu. Adrenalina już w pościeli wywindowała mi w górę. Teraz nie zasnę. O, nie mam humoru skowronka. Nie mam żadnego humoru. Czy ja jestem jego matką? Niańką? Boną jakąś, czy kimś tam? Siadam na tym łóżku, bo jakie mam inne wyjście? Widok, który mnie tego ranka powitał nie jest zachęcający. Wszędzie porozwalane ciuchy. Talerze, kubki, szklanki. I sama nie wiem co jeszcze. Co by to nie było, jest bajzel. Nie mógł chociaż posprzątać?
- Nie mogłeś chociaż raz w życiu posprzątać? - pytam.
-Ja? A kiedy?
- Pewnie, w końcu ożeniłeś się z Robocopem! Ojej, zakupów nie zrobiłam? Niedobra żonka! Oj niedobra! Do utylizacji z nią!- drwię.
- To nie zrobiłaś??? - dziwi się mój siódmy cud świata - Czy ty jesteś poważna? Dzisiaj wszystkie sklepy są pozamykane!
- Ja? A skąd ci to do głowy przyszło? Poważna? Jakbym była poważna to bym była panną.
Oczywiście mój książę z bajki, "O biednej, brzydkiej, kulawej(?) sierotce"- obraził się. I dobrze. Przynajmniej mi nie truje i mogę spokojnie pomyśleć.
Kawa? Jest! Dobrze, przeżyję. Jabłko jakieś? Jest! W mojej torebce, nawet ze trzy. Dobrze, mam śniadanie. Do owsianki je dorzucę. Mąka? Powinna być. Jajko? Jajko jest zawsze. OK., mąż dostanie naleśnika lub omlet. Parę godzin pociągniemy. I o co była ta cała awantura? Nie mógł sobie jajka ugotować? Wyszłam za mąż za histeryka. A pretensję to mogę mieć już tylko do siebie. Jakbym dobrze poszperała w pamięci, to zawsze się znajdzie ktoś życzliwy, kto mnie ostrzegał. „Nie śpiesz się Samanto. Poczekaj, co nagle to po diable. Poznaj go lepiej”. I tak dalej. I tym podobne aluzje wprost mówione. Z tym, że ja ich sobie przypomnieć nie mogę. No tak, taka byłam zakochana. Wstaję.
Kawa? Jest! Dobrze, przeżyję. Jabłko jakieś? Jest! W mojej torebce, nawet ze trzy. Dobrze, mam śniadanie. Do owsianki je dorzucę. Mąka? Powinna być. Jajko? Jajko jest zawsze. OK., mąż dostanie naleśnika lub omlet. Parę godzin pociągniemy. I o co była ta cała awantura? Nie mógł sobie jajka ugotować? Wyszłam za mąż za histeryka. A pretensję to mogę mieć już tylko do siebie. Jakbym dobrze poszperała w pamięci, to zawsze się znajdzie ktoś życzliwy, kto mnie ostrzegał. „Nie śpiesz się Samanto. Poczekaj, co nagle to po diable. Poznaj go lepiej”. I tak dalej. I tym podobne aluzje wprost mówione. Z tym, że ja ich sobie przypomnieć nie mogę. No tak, taka byłam zakochana. Wstaję.
- Dzień dobry moje ty słoneczko - to do wrzosu było. Karmię go automatycznie. Woda plus jakiś nawóz, znaczy się takie witaminki. Potem wstawiam czajnik z woda na kawkę. W tej mojej kuchni to dopiero jest bałagan! W okolicy lodówki potkam się o jakieś słoiki. O niech to! Baśka mi przywiozła słoiki z Zadupia! Zawekowany bigos, leczo, jakiś sosik i pulpety w sosie koperkowym. Ja żyję! Podgrzewam ulubione leczo mojego Karola. Stawiam mu talerz pod nosem. Rzecz jasna on pod taką presją w końcu się łamie.
- Naprawdę nie byłaś wczoraj w sklepie? - nadal marudzi
- Byłam. Kupiłam jabłka.- popijam łyk czarnej, gorącej i gorzkiej kawki - To gdzie szukałeś tej pracy?
Karol wywija łyżką, ale mimo to udziela mi odpowiedzi.
- To się zdziwisz. W Australii- oczy mu zaiskrzyły.
Zatkało mnie. Czy ja śnię?
- To szybko wróciłeś - zauważam.
- Nie kpij! Zostanę górnikiem. Wyjeżdżamy!- mówi, jakby się już spakował.
Odstawiam Jagódkową filiżankę. Coraz bardziej mam ochotę zatrzymać ją sobie na zawsze.
- Piłeś - stwierdzam.
-Nie! Podejmuję decyzje- odezwał się mój facet.
Tak, ja jeszcze śpię. W Australii żyją kangury. Oto cała moja wiedza jeśli chodzi o ten kraj. Aha, jest daleko.
- Dlaczego Australia? - pytam.
- Sam, to raj na ziemi! Te przestrzenie! Brak zimy! Wiesz, że tam nie ma biedy ani bezrobocia?- cieszy się jak dziecko.
- Trata tata! Wszędzie jest.
- Tam nie ma- upiera się- Nie istnieje coś takiego jak zasiłek dla bezrobotnych! Ze znalezieniem pracy nie ma problemu. Górnik zarabia około dwóch tysięcy dolarów… tygodniowo. Wynajmiemy dom nad oceanem. Po roku, tylko mojej pracy, kupimy sobie własny. A wiesz jacy tam mieszkają ludzie?
- Nie, ale ty mi pewnie zaraz powiesz?
- Spokojni. Tak, wręcz flegmatyczni. Żyją bezproblemowo. Rozumiesz to Samanto? Nie ma biedoty. Nie ma nędzy. Tego europejskiego strachu o przyszłość. Co ty na to?- pyta.
- Czegoś ty się drogie dziecko naoglądał?
- Wiesz, że dziewięć procent od zarobków jest odkładane co miesiąc na twoje konto emerytalne? I to jest całkowicie twoja kasa?
- Nie wiem Karol!
- Kwota wolna od podatku to…
- Karol! Błagam, zejdź na ziemię! Im szybciej, tym lepiej… Jak chcesz tam pojechać, jak znaleźć pracę? Potrzebna jest jakaś wiza.
- Internet to potęga. Dobrze się przygotujemy. A jeśli by coś nie wypaliło, to sama mówiłaś, że sprzedasz to mieszkanie. Starczy nam na start.
- Oszalałeś!- nie wierzę własnym uszom.
- To ty nie chcesz? Co cię tu trzyma?- dąsa się.
Co mnie tu trzyma? Wszystko.
- Sama widzisz, że nie potrafisz tego wymienić. Nic nas tu nie trzyma. Sprzedamy samochód i będzie na przelot.
- W jedną stronę dla ciebie… - siorbię swoją kawę. Co ja mam z nim zrobić? Facet mi sfiksował.- Wiesz co, zróbmy to tak- mówię- Ty załatw sobie wizę, bilet, pracę. A jak będziesz miał ten dom nad oceanem to do ciebie dolecę.
- Jesteś ograniczona. Dulszczyzna z ciebie wylazła. Przyznaj się, że strach cię obleciał.
- Strach mnie obleciał.
I mamy foch. W wykonaniu mojego męża to foch średniego natężenia. Czyli taki nie zupełnie groźny, ale trwający z pół dnia. Nauczyłam się czerpać z tego korzyści. Lata praktyki drogie panie. Co prawda, palcem w domu nie kiwnie, ale za to schodzi mi z drogi. Przy sprzyjającej pogodzie całkowicie się usunie. Mam wówczas cztery kąty wyłącznie na własny użytek. Nie smęci, nie ciągnie do łóżka w chwili kiedy zabieram się za pranie. Wznosi mur. Tym razem nie rwę z tego powodu włosów z głowy. Dopijam kawę i zbieram się w garść. Kurcze, przyjdzie mi emigrować? W życiu! Muszę tu posprzątać.
0 komentarze: