Brak słońca robi już swoje. A przede mną jeszcze cała zima. Jak ja się nie nadaję do życia w tym klimacie! Czy to argument za tym, żeby wyjechać do tej Australii? Fakt, pogoda mnie tu raczej nie trzyma. Nie znoszę pochmurnych, mokrych i zimnych dni. Baśka przymila się do mnie z minką smutnego szczeniaka. Drażni mnie to, bo ona wcale nie musi się wpędzać w jakieś urojone poczucie winy. Na pewno nie z mojego powodu. Najlepiej, żeby dała mi spokój. Z tym, że ja jej tego nie powiem.
Na odprawie nie mogłam zapanować nad ziewaniem. Oczy mi się same zamykały. Spać! Jestem zmęczona, potrzebuję wygodnego łóżka i ciszy. A tu Sebastian wysyła mnie na miasto. Litości. Dlaczego o tej porze roku nikt nie uwzględni spadku mojej wydajności w pracy? Nie da się tyrać cały czas na zwiększonych obrotach.
Przed wyjściem skoczyłam w biegu do toalety, a tam na podłodze siedzi skulona, blada Kaśka. Prawie nie zareagowała na mój widok. Nachyliłam się nad nią i delikatnie dotknęłam jej ramienia. Nie zwróciła na mnie uwagi.
Na odprawie nie mogłam zapanować nad ziewaniem. Oczy mi się same zamykały. Spać! Jestem zmęczona, potrzebuję wygodnego łóżka i ciszy. A tu Sebastian wysyła mnie na miasto. Litości. Dlaczego o tej porze roku nikt nie uwzględni spadku mojej wydajności w pracy? Nie da się tyrać cały czas na zwiększonych obrotach.
Przed wyjściem skoczyłam w biegu do toalety, a tam na podłodze siedzi skulona, blada Kaśka. Prawie nie zareagowała na mój widok. Nachyliłam się nad nią i delikatnie dotknęłam jej ramienia. Nie zwróciła na mnie uwagi.
- Co mogę dla ciebie zrobić? - wyszeptałam.
- Nic. Mdli mnie. Strasznie… nie mam już czym wymiotować- powiedziała.
- Zabiorę cię stąd.- zdecydowałam.
- Jeszcze nie.- Zamknęła oczy. Jej cera wyglądała jak pergamin. Taki trochę pożółkły pergamin. Drobne krople potu na czole. Gwałtownie targnęła nią fala torsji. Podsunęłam szybko kosz na śmieci, na wypadek gdyby zwymiotowała. Delikatnie przytrzymałam jej ramiona. Bardzo kościste ramiona. Nawet spod grubego swetra, wystawały jej łopatki. Ona jest chora, ta myśl nieustannie kołatała się w mojej głowie. Bardzo chora. Czy powinna być w szpitalu? Czy mam powiadomić… Sebastiana? Nie. Tylko bez sensacji. Do łazienki weszła Baśka.
- Samanto, wszędzie cię szukam! A ty tu jesteś…- nagle zamilkła - O jacie kręcę. Co z nią?
Wróciły torsje. Krzyknęłam żeby Basia zamknęła drzwi. Kaśka ponownie pochyliła się nad koszem.
- Co mam zrobić?- zapytała przestraszona Basia - Kurde, to jakiś wredny wirus! Trzeba ją stąd zabrać!
Wredny wirus? No pewnie!
- Basiu, musimy ją zawieźć do domu, bo nas tu wszystkich pozaraża. Te wirusy są paskudne- oznajmiłam.
Basia odruchowo zrobiła dwa kroki do tyłu.
- Samanto, ja nie mogę się zarazić…
- Ok. Znajdź kogoś, kto pojedzie z tobą na tę sondę. Może Krzysiek? Wezmę jego popołudniowy program, ok.? Ja ją odwiozę. Jestem dość odporna na takie paskudztwa.
- No jasne! Załatwione. - Basia wyszła z łazienki.
Po kilku minutach żołądek Kaśki się uspokoił. Podałam jej zwilżony papierowy ręcznik. Wytarła nim twarz. Potem trzęsącą się dłonią skorzystała ze swojej komórki. Powiedziała tylko jedno zdanie.
- Sebuś, gorzej się czuję. Jadę do domu.
Nie słuchała co do niej mówi, po prostu się rozłączyła. Teraz spojrzała mi prosto w oczy. Już mnie nie przestraszyło to spojrzenie jej błękitnych oczu. Tak, te oczy są takie niebiesko- szare. Bardzo oryginalny kolor i piękny migdałowy kształt. Jej uroda skojarzyła mi się z… gołębicą. Długie, proste blond włosy, to jak aksamitne, jasne gołębie pióra. Piękny, delikatny ptak. Ptak do celów specjalnych.
- Przyjechałaś do pracy samochodem?- spytałam. Zaprzeczyła ruchem głowy. Tym lepiej. Pojedziemy moim.- Dasz radę?
- Jeszcze pięć minut… Ty wiesz…- uśmiechnęła się smutno.
- To nieważne. Jak będziesz gotowa to daj znać.
Kiwnęła. Siedziała na zimnej podłodze z zamkniętymi oczami. To naprawdę szczęśliwy traf, że nikt tutaj nie wszedł. Nie mam pojęcia jak długo to trwało. W końcu otworzyła oczy.
- Spróbuje. Samanto, mój płaszcz… niech tu zostanie. Tak mi gorąco.
Pomogłam jej wstać. Trzęsła się jak galareta. Jak może być jej ciepło?
- Co się dzieje?- spytałam.
- To nic, tylko mdłości. Zaraz to minie.
Krok za krokiem posuwałyśmy się do wyjścia. Jeśli ktoś zwracał na nas uwagę, to robiłam swoją minę i konspiracyjnie szeptałam „Paskudny wirus”. W zasadzie każdy wolał nie mieć z nim nic do czynienia. Nikt nie lubi chorować i to tak niekomfortowo. Odwiozłam Kaśkę do domu. Mieszka w wynajętej kawalerce, w blokach. Stare osiedle, z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Nic szałowego. To miejsce zupełnie mi do Kaśki nie pasowało. Pomogłam jej wejść na drugie piętro, bo w tych budynkach nie ma windy. Otworzyłam drzwi. W ciasnym, mrocznym korytarzu powitał nas kot. Od razu go polubiłam. Kaśka zrzuciła swoje buty i skierowała się w stronę jedynego zamkniętego pomieszczenia w tym mieszkaniu, do sypialni. Na środku tego pokoju stało białe łóżko, zapewne z Ikei. Położyła się w pościeli w różyczki. Rozejrzałam się po wnętrzu. Jeden duży pokój z mikroskopijnym aneksem kuchennym. Kuchenka indukcyjna na dwa garnki. Malutka lodówka i dwie szafki. Witryna nad blatem kuchennym. Poza tym, ta jedna, niewielka sypialnia i zapewne łazienka. Za to na wszystkich ścianach zdjęcia. Setki zdjęć. Wisiały, stały i snuły swoją historię o niespełnionej miłości. Na każdym zdjęciu byli przecież Kaśka i Sebastian. Nie sposób na pierwszy rzut oka ocenić ile tych zdjęć tu jest. Na pewno stanowiły główny, wiodący element dekoracji tego wnętrza. To dusza tego domu. Ta ich historia… Zaczęłam oglądać te zdjęcia. Kaśka w rudych warkoczykach na żaglówce, taka młodziutka. Obok niej Sebastian, tylko w samych spodenkach. Tu nie ma jeszcze tylu zmarszczek wokół oczu. Ich oczy się śmieją. Potem ta sama ruda Kaśka z grupą kolegów. Tak, to najwyraźniej studenckie czasy. Całkiem ładnie wyglądała z rudymi włosami i nie była aż taka chuda. Biuścik miała niczego sobie… Kiedy tak schudła? Na kolejnych zdjęciach ruda Kaśka w wieczorowej kreacji. Sebastian trzyma w dłoni kieliszek z winem. Tuż za nimi stoją jacyś ludzie, nie wiem kto to. Ale nie, jedną osobę poznaję, to ta kobietka ze szpitala. Zdaje się Helena. Oglądając tę galerię zdjęć natknęłam się na nią jeszcze wielokrotnie.
- To twoja mama - wyszeptałam odkrywczo sama do siebie.
Dotarłam do zdjęć z ich oficjalnych zaręczyn. Aparat uwiecznił romantyczny pocałunek. Byli w Egipcie. Byli też w Turcji i Tajlandii. Mają tylu wspólnych znajomych. Na jednym ze zdjęć nagle pojawia się Sebastian nie z Kaśką, tylko z małym dzieckiem, niemowlakiem. Na wszystkich kolejnych, Kaśka ma już blond włosy i jest o wiele chudsza. Tylko na jednym zdjęciu jest…Weronika. W białej sukni ślubnej. Dlaczego Kaśka ma to zdjęcie? Wera wygląda jak milion dolarów. W życiu nie mogłabym mieć takiego zdjęcia swojej rywalki. Zaraz potem zdjęcie małego Kubusia. Musiała je dostać od Sebastiana… Po co jej to? Jest masochistką? Ich wspólne zdjęcia z pracy w TM. Oni oboje na imprezie VIP-ów rok temu. Oni oboje ze znanymi celebrytami. Na firmowych bankietach i na prywatnych urlopach, gdzieś w górach. Kawał życia. Z nad tych wielu zdjęć spojrzałam w głąb sypialni. Miałam wrażenie, że Kaśka śpi. Jak ona go kocha! Do utraty rozumu, do samej śmierci. Bo ona umiera… Ktoś, kto ma żyć, nie ma przecież takiej żółtej skóry.. Brr, przeraziły mnie moje własne myśli. Oddychała płytko i równomiernie.
- Kasiu… śpisz?- pytam szeptem.
- Nie- zaskoczyła mnie jej szybka odpowiedz- Szkoda czasu na sen. Jak tylko mi przejdzie, to wstanę.
- Nie wiem co powiedzieć… Na pewno możesz zostać w domu?- spytałam.
- Tak. Ciężko znoszę chemię, ale ty to już wiesz. Chcę być w domu. Oglądałaś zdjęcia?
- Nie sposób ich nie widzieć skoro są wszędzie…
- No tak. Tutaj nikt nigdy nie przychodzi. Tylko ja i on. Zaraz na pewno przyjedzie…- westchnęła- Nie może się pogodzić z moją chorobą.
- Wyjdziesz z tego!
Roześmiała się.
- Samanto, a po co? Jestem złą osobą. Nic po mnie nie zostanie. Nikt po mnie nie będzie płakał. Tylko garść popiołu, z tych zdjęć. Sebastian, za dziesięć lat nie będzie mógł sobie przypomnieć, jak wyglądała moja twarz. Ja odejdę. Przegrywam… z rakiem.
Znów zamknęła oczy. Czy śpi?
0 komentarze: