Filiżanka w różyczki

By | 8/11/2015 Skomentuj
   Na Zadupiu bluszcz jest wszechobecny. Oplata płoty, ściany i zwisa z drzew. Pozornie tylko ma to związek z sielskością wsi. Tak naprawdę skrywa polski niedostatek przeciętnego obywatela. Nie pojechaliśmy po lepsze życie do Anglii czy innej Norwegii. Tkwimy ciągle w tym samym punkcie geograficznym. Nie z powodu braku zaradności. My kochamy Zadupie. I chociaż wszystko tu wymaga ciężkiego grosza zadowalamy się okryjbiedą.
- Kraść nie będę - wygrzmiał tata. 
I stąd maminy pomysł  z bluszczami. Był na Allegro tańszy niż materiały do odnowy ogrodzenia czy budynków. Ja go lubię. Wita mnie, gdy wjeżdżam na podwórko. Potem mama woła:
- Moja dziewczynka! Przyjechałaś!
- Mamo tylko nie wpychaj we mnie jedzenia. Bardzo cię proszę - i cmokam ją na przywitanie - Ja jestem na diecie
- Dobrze. Mam tylko pyszny sosik, ziemniaczki z koperkiem i szarlotkę z budyniem. A na dietę my z ojcem chętnie przejdziemy razem z tobą. To co, herbatkę?
Nikt mi nie obiecywał, że będzie łatwo. No dobrze, tylko dzisiaj. Nie mogę tak na dzień dobry sprawić rodzinie przykrości. Wiem, że po raz kolejny oszukuję sama siebie. Metoda małych kroczków nie sprawdza się w moim przypadku. To musi być mocne postanowienie i radykalne cięcie kalorii. Szarlotka z budyniem, ziemniaczki z koperkiem. Maminy sosik wieprzowy. Tak, nie stać mnie nawet na to żeby zrezygnować z koperku. Biesiaduję z rodzinką. Są i moi bracia. Jak wyrośli. Ciacha z nich wcale nie gorsze niż deserowa szarlotka. Gadamy jeden przez drugiego, a kalorie lecą. Potem tata zakłada słomkowy kapelusz i wsiada do swojej Trzydziestki. Nazwa znana tylko w slangu pewnej grupy szczęściarzy. Ja w tym momencie czuje jak rozpiera mnie szczęście. Bo ten ich wirus przełazi i na mnie. Szepczę więc:
- Ale wam tu dobrze...
Nie chcę zostać sama ze swoimi myślami. Jest gorący sierpniowy dzień. Przyjmuję mamy zaproszenie:
- Idziemy do ogrodu pod czereśnię? Zaparzę kawę. Chcesz w filiżankach w różyczki czy niebieskim kubku?
Wybieram różyczki. Mama się uśmiecha bo ona też ma nastrój na różyczki. Zresztą vis a vis nas rosną róże. Komponuje się więc nieźle. Chowamy się pod konarem czereśni. Powiewa delikatny wietrzyk i listki drzew zaczynają swoją kołysankę. Wyciągam nogi. Brzęczą jakieś owady, a psy już się układają obok nas.
- Jeszcze szarlotki? - pyta mama
- Mamo, błagam cię. Ja muszę być twarda
- Jesteś młoda, piękna i zdolna. To ci nie wystarcza?
- Mamo, jestem potwornie gruba. Mogłabyś mi pomóc.
- Jasne, ale zróbmy to bezstresowo. Dzisiaj świętujmy i się cieszmy. Nie można muła ciągle poganiać batem. Ale opowiadaj, co tam u ciebie?
O czym niby mam opowiadać ? O ciągłych opierduchach w pracy? O terminach, które zawalam? O nieustannym braku snu? O cichych dniach w małżeństwie? O syfie w domu? O byle jakich posiłkach, długach i nędznym życiu towarzyskim?
- Lepiej ty mów, jak tam chłopaki? - proponuję
- Co to za pokolenie teraz rośnie! Życie wirtualne tylko prowadzą. Jestem tym przerażona. Wygoda, egoizm i lenistwo. Tylko ten internet się dla nich liczy.
- Mamo teraz są takie realia. Świat się przeobraża czy tego chcesz, czy nie. Internet upraszcza życie.
- Tak, za moich czasów rozrywką było kino czy dyskoteka. Ale nikt przy zdrowych zmysłach nie zamieszkał w dyskotece.
- Ale muzyki słuchałaś non stop. Opowiadałaś nam jak budziłaś się w nocy tylko po to, żeby przełożyć kasetę w magnetofonie na drugą stronę.
- Nie wygram z wami!
- Nie martw się. Poświęcajcie im czas. Uczcie pożytecznych rzeczy.
- A ty myślisz, że co robimy? Uczymy!- I wsiąkłam  w matczyny monolog o tym jak z ojcusiem planują zrobić z moich braciszków prawdziwych, rozumnych mężczyzn. Ja mam akurat nie najlepsze doświadczenia z facetami. Najczęściej w życiu trafiałam na nieodpowiedzialnych narcyzów. Wyrastali jak grzyby po deszczu.  Cóż, taki pech. A może to przy mnie nie musieli zdobywać się na żaden wysiłek? Na przykład żaden nie zdobył się na tak prosty wysiłek jak przeniesienia mnie przez kałużę. A podobno facetów kręcą wyzwania. Bzdura drogie panie. Facetów kręci browar i święty spokój. Przynajmniej jednego z nich. Mojego. Gdybym tylko schudła. Oj, gdybym schudła. Czy to uzdrowi relacje między nami? 
Halo, halo, miałam się zajmować sprawami trudnymi, a nie najtrudniejszymi.
Motylek fruwa nad hortensją. Zapamiętałam ją z racji na jej rolę tła na ostatnim zdjęciu mojej babci zrobionym w Zadupiu. Potem zmarła. To też ciężki temat.
- Co tak się zamyśliłaś dziewczynko? Coś cię gryzie?- pyta mama.
- Czy gdybym była chuda to miałabym lepsze życie?
- A masz złe?
- Ludzie szydzą na mój widok. Mówią za mną “Ale gruba!” Karol śpi w oddzielnym łóżku. Nie ma już dla mnie ciuchów w normalnym sklepie - delikatnie zaczynam spuszczać z siebie emocje i o dziwo, to działa.
- Miałaś spróbować terapii.
- Mamo, ta psycholog wciska mi jakiś tani kit w stylu rozłóż wszystkie części swego ciała na elementy pierwsze i pomyśl, za co możesz je polubić. To mam lubić swój tyłek za rolę wydalniczą. Wolałabym go lubić za to, że faceci się za nim oglądają. I nie dlatego, że ich szokuje tylko zachwyca.
- Zawsze to coś... za mną z żadnego powodu nikt się już nie ogląda.
- Mam dość. Poszłam do tych anonimowych żarłoków, żeby pomogli mi odpowiednio się zmotywować, a nie słuchać, jak skomponować posiłek. Z zasad zdrowego odżywiania to ja im mogę zrobić pogadankę. W tym temacie jestem celująca.
- Daj sobie czas. A tak w ogóle to dlaczego ty chcesz schudnąć?
Prycham wściekle jak wredna kotka mojej mamy. Też mi pytanie! Mam ochotę walnąć różyczkami o ogrodowy stolik. Zbieram myśli i odparowuję
- Bo kurde nigdy nie wyszłam na luzie w bikini na plażę. Nigdy nie czułam się dobrze w swojej skórze. Już jako dziesięciolatka odparzałam się pomiędzy udami. Niech to szlak! Miniówa to dla mnie nieznany ląd. Zawsze wzbudzam tylko litość i nigdy nie byłam rywalką dla żadnej kobiety.
- Hm, czyli jesteś ciekawa świata. Tak to dobry powód. A zatem masz motywację. Chcesz odkryć nieznany ląd. Już od dziecka byłaś ambitna. Wiesz dziewczynko, masz spore szanse. Gdyby niewidomy nagle zapragnął obejrzeć świat w kolorze, to cóż..., ale ty masz spore szanse. Może ci się to udać.
- Jasne - nadal jestem urażona.
- Tak, wyobraź sobie, że gdyby taki Kolumb się poddał, to świat nigdy by o nim nie usłyszał. A tak , ten uparty człowiek znalazł w końcu sposób i odkrył nieznany ląd. Bądź uparta. Kocham cię dziewczynko.
- I ja ciebie - mięknę. Wypada mi z rąk niezły argument, że może byłam niekochanym dzieckiem i się zajadałam.
A na tym maminym okrągłym stoliku zrobionym z betonowego dekla od studni stoi szklanka. Wypiłam wodę z sokiem malinowym z kostkami lodu. Z dna tej szklanki mucha skradła maleńką, czerwoną pesteczkę z malinki i przysiadła z nią na stoliku. Delektuje się tą czerwoną drobinką. Żałuję, że aparat mam jeszcze w samochodzie. A jednocześnie cieszę się że do Zadupia trafiła zmywarka.
- Skąd pomysł na ten stolik? - pytam
- A co, może być? Stało to to obok kurnika tyle lat. Troszkę cementu i zrobimy mu spódniczkę z polnych kamyków. Jeszcze raz zaciągnę go na biało. No i nogę mu zamienię na bardziej rasową. A zobacz jaki jest stabilny, pies niczego nie wyleje.
No proszę stolik może mieć rasowe nogi. Szkoda, że nie ja.






Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: