Ruda, łysa czy blondynka. Starsza czy nastolatka. Chuda czy gruba. Wszystkie kobiety na świecie odczuwają ten sam zmysłowy dreszczyk „robienia się” dla faceta. Nie znam ani jednej kobietki, która przed spotkaniem ze swoim menem, leniwie, ziewnie, narzuci wymięty ciuch i już jest gotowa. W naszej babskiej naturze podstawą jest stałe upiększanie odbicia w lustrze. Robimy to tak długo, aż skupimy na sobie wystarczającą ilość spojrzeń damskich i męskich. Nasza własna atrakcyjność dopiero wtedy nabiera znaczenia. Musi być potwierdzona setką pełnych zachwytu spojrzeń. Nie jestem wyjątkiem. Ja, gruba Samanta, mam w sobie wielkie pokłady kobiecej próżności. Uwielbiam dobrze wyglądać. Nie znaczy to, że tak wyglądam, ale są takie momenty, kiedy dążę do tego celu. I wówczas sprawia mi to wielką frajdę! Pragnę podobać się swojemu mężowi. Czymś go zaskoczyć.
W zadupińskim ogródku kwitną róże. Zrywam pełne dwie garście płatków różanych. Zalewam je litrem wrzątku. Czekam około piętnastu minut, przecedzam ten napar i wlewam go do wanny. Do tego dokładam filiżankę naturalnego płynnego miodu. Nic na świecie nie jest w stanie tak bardzo uaksamitnić naszej skóry jak ta metoda mojej prababci Genowefy, zwanej Gienią. Gienia szalała z miłości do swojego Stacha, a gdy umarł życie dla niej straciło sens. To dla niego kąpała się w miodzie i płatkach różanych. Swoje włosy myła kurzymi żółtkami, a płukała w rumianku. Na Zadupiu da się to bez problemu zorganizować. Idę w jej ślady. Na dokładkę parzę sobie meliskę i zanurzam się w wannie. Wolałabym coś z piwniczki ojcusia, ale niestety czeka mnie jazda samochodem. Cudowny relaks. Cudowny różany aromat. Przygotowałam się też bardzo dokładnie do zrobienia manicure. Nie tak jak ostatnio kiedy to Jagódka mnie zbeształa
- Coś ty zrobiła ze swoimi dłońmi? Nie wiesz, że klasyczny frencz z białą końcówką paznokcia od dłuższego czasu nie jest już modny? Są teraz nowe, dużo ciekawsze propozycje. Samanto, wypróbuj frencz z metaliczną końcówką.
No to dzisiaj będę szalenie na topie. Mam modne pastelowe lakiery. Zdecydowałam się na mleczny róż i łososiowy. Nie wiem czy Karolowi robi to jakąkolwiek różnicę, ale spędzam pod wiatką dwie godziny i stwarzam na swoich paznokciach małe arcydzieło. Tak, jestem zadowolona z efektu co wprawia mnie w cudowny nastrój. Ciuchy, co prawda, nie zaspakajają moich wyobrażeń o szałowej kobietce, ale nie pozwolę sobie zepsuć humoru. Przeganiam z głowy wizerunek mojej siostry w szpilkach Kazar i garsonce Adriano Damianie, czy innego ktosia z modowej branży. Styl księżnej Cambridge, elegancja i kobiecość, to styl Jagódki. Te wszystkie płaszczyki. Ja przysięgłam sobie, że jeśli schudnę będę nosiła sukienki Magdy Butrym. Są jedyne w swoim rodzaju, wyplatane z najdelikatniejszych skór. Marzę o takiej czerwonej. Póki co… marzę. Pilnuję się, żeby nie przesadzać. To znaczy, nie mam na myśli marzeń tylko ciuchy. Ale spokojnie, na razie stać mnie było na okulary w modnej oprawie. Zadziornie zakładam je we włosy. Mam zbyt dopracowany makijaż, żeby go tym razem ukryć.
Jestem „zrobiona” i jadę po Karola około trzydziestu kilometrów. Wysiada z busiku zmęczony i nie koniecznie odpicowany.
- Hej!- cmokamy się na powitanie - Nie miałem czasu, żeby się po pracy wykąpać. Sorry.
- Spoko, zrobisz to na miejscu. Mama pichci pół dnia na twój przyjazd. Mają w planach grilla.
- Tak? Nie wiem czy dam radę. Lecę z nóg. W pracy mieliśmy nie lada zachrzan.
- Nie przejmuj się - staram się nie pokazać jak bardzo jestem rozczarowana.
W myślach oczywiście ganię sama siebie za te galopujące po mnie defetystyczne odczucia. Wyluzuj Samanto, dorośnij! Skończ z tym niepoprawnym romantyzmem. Na co liczyłaś? Sądziłaś, że wyjdzie z tego busa w grafitowym gajerku z bukietem słoneczników? Pachnący i onieśmielony? Oczekiwałaś, że na twój widok zadrżą mu kolana? A to niby czemu? Bo jak ta ostatnia naiwniaczka kąpałaś się w miodzie i płatkach różanych? Och, Gieniu, to nie działa w tej epoce!
Gadamy o niczym. To znaczy o niczym istotnym, czyli o tym, jak bardzo liczy się dla nas nasza miłość. W miłości, w naszym małżeństwie nie ma już nic z poezji. To raczej siermiężna proza. Prowadzę nasze autko kupione na kredyt, a pod powiekami gromadzą mi się jeziorka z łez. Mam gdzieś makijaż, zakładam swoje wypasione okulary. I tak dojeżdżamy na miejsce. Rodzinka dwoi się i troi, ale Karol nie może się doczekać możliwości pójścia na spoczynek.
- Karolku, odpocznij po podróży - w końcu mama to mówi, a on szybciutko korzysta z okazji.
Bierze prysznic, wyciąga Żubra z plecaka i pada na moje panieńskie łóżeczko. Piwko robi swoje i za chwilkę znów jestem sama.
I co, Samanto? Czar prysł? Czy gdybym była chuda i seksowna, nie w głowie byłoby mu spanie? Ja na niego czekałam i w życiu bym nie mogła tak po prostu zasnąć. Co jest nie tak? Coś ze mną, coś z nim, coś z nami? Płaczę. Patrzę przez okno na sosnowy lasek. Fajny jest ten widok wiosną bo przed sosenki wepchnęły się bzy. Wiosną kwitną jak oszalałe. Lubię tu wtedy być. Nocą otwieram okno i wchłaniam ich zapach. W połączeniu z koncertem słowika nie często w życiu zdarza mi się tak dobra rzecz. Są to bardzo ulotne chwile, które w mojej pamięci utkały czarowną pajęczynkę doznań. Na zawsze zapisanych w moim sercu. Wystarczy, że zamknę oczy, a to wspomnienie otula mnie jak cieplutka pierzynka. Weź się w garść! Rozkazuję sama sobie. Schodzę do kuchni, żeby być użyteczną i pomocną.
- Co mam robić mamo? - pytam jak gdyby nigdy nic. Ale mama marszczy brwi i mówi cedząc kolejne wyrazy:
- Pokłóciliście się?
- Skąd ci to przyszło do głowy?! - oburzam się.
- Dziwnie mi wyglądasz, jakoś tak…płacząco. Dziecko, coś nie tak z wami?
- Nieee, też masz pomysły. Wszystko jest w normie. Karol zmęczony śpi.
- No tak, wstanie, wstanie. Nie zmarnuje takiego grilla. Nie po to tłukł się tyle kilometrów. Jesteś niecierpliwa. Z mężczyznami trzeba jak z dziećmi.
- To znaczy jak?
- Z poświęceniem
- Mamoooo! Nie zamierzam się poświęcać.
I potem nakrywamy stół do grilla. Ten pod jabłonką, która jest tu najstarszym drzewem. To antonówka. Na jej gałęziach rodzice powiesili kolorowe lampiony. Migoczą wieczorami. Stół ubrany w biały obrus wygląda odświętnie. Najpierw stawiamy srebrne świeczniki. Potem wielkie kobaltowe talerze. Kielichy z grubego szkła. Kryształowy dzbanek, a w nim kostki lodu. Salaterki, miski i miseczki. Nie wiem jak to się stało, ale przy grillu kręci się Karol. Karkówka, skrzydełka, szaszłyki. Trunki ojcusia. Ok, dzisiaj sobie odpuszczę. Karol na mnie nie patrzy. Jest zaangażowany w rozmowę z ojcusiem. Nakładam sobie sałatkę i dwa kawałki karkówki. W końcu to moje życie.
0 komentarze: