Konspiracja

By | 8/18/2015 Skomentuj
“Hej! U ciebie wszystko ok? Zastanawiam się czy żyjesz?” Potem jeszcze tylko “wyślij” i gotowe. Znów ja robię pierwszy krok, ale nie zdołam już dłużej znieść jego milczenia. Moja komórka subtelnie zasygnalizowała odpowiedź. “Ok., żyję”. No niech go coś trafi! Ależ się wysilił. Po co ja w ogóle się odzywałam? Spadaj facet! Jak się lubisz obrażać, to się obrażaj. Mam dość zabawy w chowanego. Dzwonię do niego. Odbiera po wielu sygnałach.
- Tak?
- Jesteś na mnie obrażony? - pytam bez zbędnych gierek
- ...Nie
- Odnoszę inne wrażenie.
- A to mnie akurat nie dziwi.
- Co cię nie dziwi?- pytam
- To, że wszystko widzisz po swojemu.
- O rany, już po twoim tonie słyszę, że jesteś obrażony.
- Słuchaj Sam, nie mam czasu teraz na kłótnie. Ja nie jestem na urlopie. Ktoś musi pracować. Pogadamy innym razem. Cześć.
Co za tupet! Czy to dlatego, że już mu na mnie nie zależy? Kurde, więc i mi nie zależy. Nie będę się napraszała. Mogę żyć bez niego. Tylko to głupie poczucie krzywdy już trzyma mnie w swoich szponach. Nie mogę się rozkleić. Nie mogę. Otwieram lodówkę. Jem cokolwiek. Mechanicznie, jakby bez udziału świadomości. Nagle słyszę kroki. Błyskawicznie zamykam lodówkę. Odwracam się do niej plecami.
- Co robisz Samanta? - pyta mój brat
- A co?
- Nie pojechałabyś ze mną do miasta?
- Dlaczego ja?
- Muszę kupić buty. Pomożesz mi wybrać?
I jęczy tak długo, aż dla świętego spokoju ulegam. Zresztą może to i lepiej. Karol raczej nie siedzi w domu i nie ryczy. To ja jestem taką idiotką. Tylko w co ja się ubiorę? I muszę umyć włosy. Okazuje się, że wszystkie moje ciuchy są beznadziejne. A jakie niby mają być? Czy gruba dziewczyna może gdzieś kupić coś fajnego i modnego? W końcu wybieram spodnie do kolan i tunikę. Jasne, wyglądam jak własna ciotka.  Mam śliczne kolczyki, ale czy warto je zakładać? Może raczej bransoletkę? W tym roku nosi się je do wszystkiego.
- Długo jeszcze? - niecierpliwi się bliźniak
- No zaraz. Czekaj. Muszę się przebrać.
- Znowu?
Nie pojadę w tych spodniach. Widać moje łydki. Zamieniam spodnie na długie i robię bardzo dokładnie makijaż. Chyba jest lepiej. Jedziemy. Galeria mnie dołuje. A Młody jest tak wybredny, że to aż nieprzyzwoite.
- Co z ciebie za facet? 
- Co się czepiasz?
- Bo facet wchodzi do sklepu. Bierze d-w-i-e pary butów. Mierzy je, po minucie na parę. Jedne odkłada, za drugie płaci. I jest po sprawie. 
- To moja wina, że nic mi się tu nie podoba? Nie wydam prawie trzech stów ot tak sobie! Będę w tych butach chodził codziennie - broni się.
- Dobra. Skup się - naprawdę staram się być opanowana - I dokonaj wyboru, ok.? To nie żona. Buty można reklamować, mówił ci to ktoś?
- A co ja robię?
- Szukasz dziury w całych butach.
Zostawiam go samego. Idę do butiku z biżuterią. Jak to dobrze, że my z Karolem nie mamy dzieci. Zwariowałabym do reszty. Dzieci są fajne, ale tylko czasami. Trudno by mi było znosić je przez cały czas. Mamo, ty jednak jesteś święta. Delikatnie się w tej galerii denerwuję gdyż istnieje bardzo realne zagrożenie, że natknę się na jakąś dawną koleżankę. A bardzo bym sobie tego nie życzyła.
- Kupiłem - melduje się młody
- Pokaż
Wyciąga buty.
- Te wybrałeś?... - jestem rozczarowana
- Te mi się najbardziej podobały. A tobie nie?
- No coś ty! Są ekstra! - w porę się reflektuję. Brakuje mi jeszcze tego żeby cały cyrk zaczął się kręcić od początku - Są naprawdę świetne.
Młody się rozluźnia. Uśmiecha się zadowolony. Obowiązkowo zakłada nowe buty i od razu jest bardziej pewny siebie. Nastolatki!
- Starczy mi jeszcze na Maca. Zapraszam cię siostra.
- Oszalałeś! Ja nie jem takich rzeczy. Nigdy.
Wybałusza na mnie oczy.
- Nawet szejka nie chcesz? - pyta - Ja sobie kupię.
- Rób sobie ze swoją kasa co chcesz. Ja tego nie tknę.
W McDonaldzie chłonę te wszelkie cudowne zapachy wszystkimi zmysłami. Zamykam oczy i zaciągam się powoli. Mam wrażenie, że za moment zacznie mi cieknąć ślinka. Jestem w raju. W ustach wyraźnie czuję smak frytek. Z wrażenia drętwieje mi język. Ludzie, czuję to wyraźnie... A ludzie na mnie patrzą. Oczywiście tylko po to, żeby sprawdzić co i ile to gruba będzie jadła. Nic nie będzie jadła! Na pewno nie przy was.
- Naprawdę nic nie chcesz? - młody patrzy na mnie z troską - Nie jesteś głodna?
- Na pewno, nie lubię tego żarcia - kłamię zdecydowanie. Oj dzieciaku, czy ja jestem głodna? A cóż to za kretyńskie pytanie? Powinieneś raczej spytać, czy ja kiedykolwiek jestem syta. - Ale do kina chętnie bym poszła.
Akurat za chwilę zaczyna się seans. Szybko kupujemy bilety.
Ja nie mogę skupić się na filmie. Mój umysł intensywnie obmyśla sposób na zdobycie hamburgera z frytkami. Wychodzę pod pretekstem WC. Schodzę na parking po samochód. Zakładam okulary i podjeżdżam pod Mc Drive'a. Szybko wracam na poprzednie miejsce parkingowe. Uf, udało się. McZestaw zjadam w parę chwil. Wracam na salę kinową.
- Co tak długo? - szepcze bliźniak
- Problem z żołądkiem. Dzięki za troskę.
Nie jestem rasową kłamczuchą. To żarcie sprawia, że posuwam się aż tak daleko.


Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: