- Ooo dziewczynko, ty już nie śpisz?- pyta rozpromieniona mama - Jak miło. To co, kawkę? Dobrze ci się spało? Chodź, jest cudowne powietrze. Jeszcze bez tego skwaru. Tylko boso. Boso po trawniku. Tam pod jabłonką jest prysznic. I szlafroczek ogrodowy zaraz ci przyniosę. Na śniadanko co byś córcia chciała?
- Może jeszcze pośpię... - delikatnie ripostuję
- Tak?
Wiem, że jest zawiedziona
- Jak sobie życzysz kochanie. To śpij córcia, śpij. Nikt cię tutaj przecież nie będzie budził. A nie zmarzłaś?
- Jest dobrze, mamo...
- To dobrze dziewczynko.
Fajnie, weź i śpij! Nie chce mi się jeszcze podnosić z łóżka. Naprawdę zarywam większość nocy. Siedzę nad zmontowaniem programu niejednokrotnie do rana. Gdy dzwoni budzik Karola i on wstaje do pracy, to ja kładę się na jego miejsce pod kołderkę. Wtulona w poduszkę wdycham jego zapach. Moja praca ma nienormowany czas. W praktyce oznacza to, że dygać trzeba ciągle. Nie pomogą tu żadne związki, a la zawodowe. O ile nie chcesz iść na szczaw to omijaj dalekim łukiem swoje wszelkie prawa. W moim przypadku jest tak, że zaraz po nagraniu gotowy materiał powinien być na cito wrzucony na serwer redakcji...a ja mam wciąż opóźnienia. Nikogo nie obchodzi ile zabiegu wymaga zmontowanie całości. Na tej wsi miałam się wysypiać.
Boso po trawce. Też mi pomysł! Prysznic pod jabłonką? To jakiś kolejny wymysł nawiedzonych pseudo Tombaków? Wcale bym się nie zdziwiła. Jakaś nowa hipoteza na wieczne zdrowie? Nie dam się w to wkręcić. Już mam awers do wszystkich złotych środków. Dociera do mnie brzdęk nakrycia stołowego. Niech zgadnę, obrus w czerwoną kratkę, wazon z chabrami, kawa w dzbanku obowiązkowo w komplecie z filiżanką i spodkiem. I ręcznie malowane talerze. Każdy z innej parafii , bo na cały zestaw tej klasy porcelany nikogo tu nie stać. Mamy wtedy śniadanie z niespodzianką. Nigdy nie przewidzisz na czym będziesz śniadać.
Boso po trawce. Też mi pomysł! Prysznic pod jabłonką? To jakiś kolejny wymysł nawiedzonych pseudo Tombaków? Wcale bym się nie zdziwiła. Jakaś nowa hipoteza na wieczne zdrowie? Nie dam się w to wkręcić. Już mam awers do wszystkich złotych środków. Dociera do mnie brzdęk nakrycia stołowego. Niech zgadnę, obrus w czerwoną kratkę, wazon z chabrami, kawa w dzbanku obowiązkowo w komplecie z filiżanką i spodkiem. I ręcznie malowane talerze. Każdy z innej parafii , bo na cały zestaw tej klasy porcelany nikogo tu nie stać. Mamy wtedy śniadanie z niespodzianką. Nigdy nie przewidzisz na czym będziesz śniadać.
Sama nie wiem czy te dźwięki bardziej mnie intrygują, czy irytują. Wstaję. O niech to, jakiż ból! O moje biedniutkie stawy. Kolana mi wszak siadły jako pierwsze. Tylko grubaski mogą mnie zrozumieć. Miałam wrażenie, że ortopeda potraktował mnie po macoszemu, choć ja włożyłam tyle wysiłku żeby stanąć przed jego obliczem. Takie tam polskie realia. Ruszam z miejsca w wyniku potrzeb fizjologicznych. Muszę siusiu i na wagę. Po drodze próbuję wyniuchać co na śniadanie. Cóż to, nie czuję jajecznicy na boczku. Czyżby zadupińskie zielononóżki powyzdychały? A chlebuś na zakwasie też się nie piecze? Ogarniam się jako tako i w swoich miastowych klapkach Nike maszeruję do ogródka. Żadnego tam na bosaka. Nie cierpię mrówek. I tych zwierzaków tu tyle, że skąd wiadomo gdzie który nasikał. Nie powiem, podoba mi się to, co widzę. Rabaty pełne kolorowych zdaje się floksów. W białych koszach niebieskie hortensje. Są i moje kochane słoneczniki i zwarty szereg mieczyków. Po pergolach wiją się klematisy. Skąd ja znam te wszystkie nazwy? Jednak przez tę dekadę gościnnego bywania w Zadupiu coś sobie z botaniki przyswoiłam. Rodzice kupili to siedlisko dziesięć lat temu. Docieram na miejsce. Tata kładzie na mój bialuśki wiklinowy fotel poduszeczkę w wesołe groszki. Mama stawia przede mną wysoką szklankę wody z cytryną i listkami mięty. Fundamentem mojego śniadania jest koktajl malinowy. Słońce muska mnie zalotnie. Wyraźnie ma chęć poflirtować ze mną. Moje kochanie, ja też za tobą tęskniłam. Tak bardzo mi cię brakowało przez te wszystkie pochmurne dni. Ale nareszcie się spotykamy. Poświęcimy sobie mnóstwo czasu.
- Psy marzą o spacerze do lasu. Pójdziesz z nimi? - pyta mama.
- Ja? No mam ze sobą robotę. Może później. A ty też pójdziesz?
- Nie dam rady. Ojcuś ma masę pracy przy renowacji mebli. Potrzebuje każdej pary rąk. Ludziom w tych czasach strasznie się spieszy. Obiecałam, że mu pomogę. Do tego brakuje nam wody w studniach. Nie możemy podlać ogrodu jak należy. Ogórki nam schną.
- Pogłębimy studnię, już zdecydowałem - wtrąca tata
- Nie możecie podlewać jak wszyscy ludzie tą z kranu?
- Za drogo. Nie damy rady. Ogród jest zbyt duży, a upał daje się we znaki.
- Aha. Dziękuję ci mamuś za koktajl.
- Smakował ci? To już z jesiennej polany. Z naturalnym jogurtem ci zrobiłam. Na obiad może być faszerowana cukinia z pieczarkami?
- Wszystko z twojej ręki to niebo w gębie!
Tata podnosi się pierwszy. Mama głaska mnie po włosach, jak wtedy gdy byłam małą dziewczynką.
- Wszystko będzie dobrze, córcia. Tylko nabierz sił. Dasz radę posprzątać po śniadaniu?
- Jasne! Nie martw się porządkiem. Zagonię chłopaków do roboty. Wakacje wakacjami, ale wypucujemy ci kuchnię.
- No to ja lecę pomóc ojcusiowi. Aha, są małe króliczki jakbyś chciała sobie obejrzeć.
0 komentarze: