Po babci odziedziczyłam mieszkanko.
Brr, nie lubię tu żyć chociaż muszę. Zadupie to takie miejsce na ziemi gdzie
pierwszy raz w tym roku ubieram krótkie spodenki. Jasne, że kupiłam je w
szmateksie. Tylko tam mogę kupić ciuch na swój tyłek w przystępnej cenie.
W mediach dobrze zarabiają tylko
wybrańcy. Cała reszta to dawcy i nie tylko pomysłów. Ja zarywam noce i...
czekam grzecznie na swój kesz. I łudzę się, że do czegoś dojdę. Może jutro
stworzę materiał mojego życia i zacznę odcinać kupony od sukcesu. Trafię do
elitarnej kadry polskiej TV. Nie mam parcia na szkło, ale twardo stoję po
drugiej stronie kamery. Nic nie zdoła mnie stamtąd wykurzyć, nawet to, że mi g
płacą.
Pochodzę z Zadupia. To normalne, że ciągnie mnie do
korzeni. Ludzie tak mają. Jednak Tym razem gnam tutaj żeby
zresetować swój umysł i odnaleźć w sobie wolę walki. Myślę, "Ustawię się w
pionie i w poziomie. Najpierw na luzie
pobędę sobie gruba apotem nakieruję się na chudość".
O rany jak to się łatwo pisze! Chcę
schudnąć. Bardzo, bardzo, bardzo tego chcę. Mam tak odkąd sięgam pamięcią. Każdego dnia
przed snem robię wizualizację siebie w obcisłej, koronkowej sukience. Włos mam
rozwiany i powabny. Cała jestem powabna i apetyczna jak brzoskwinka w gorący,
sierpniowy dzień. Kolor tej mojej kiecki jest zmienny. Raz jest to seksowna
hiszpańska czerwień, a innym razem dziewicza biel. Bywam też femme fatale i
cała jestem spowita w czerń. Wtedy obowiązkowo noszę pończochy. Ale co tam
kolor. Jaki by nie był, w każdym jestem
śliczna. Jeden tylko element tej sukienki jest niezmienny, jej długość. Kiecka
ma być do kolanka. Bo ja nie jestem jakaś tam podana na tacy. Mam klasę i nie
lubię pośpiechu. Zawsze jeszcze zdążę pokazać to co najciekawsze. W każdym bądź
razie jest to widok tak luksusowy, że nie dla każdego. Fajne marzenia, prawda?
Następnym razem opowiem o innych.
Na Zadupiu odrobinkę zapominam, że
moja waga nie jest mi życzliwa. Tak mi tu
dobrze... Wagę wszędzie wożę ze sobą. Jestem z nią szczególnie zżyta i
łączy nas specyficzny rodzaj więzi. Póki co moja waga jest tak samo uparta jak
ja. Stale pokazuje liczbę trzycyfrową.
No i się rypło. Tak, to ja. Gruba kobietka z zasadami. Coś mnie trafia, że to
waga stanowi o tym jakim jestem człowiekiem. W oczach innych ludzi, moich własnych
i facetów. Bo żeby od razu było jasne. Faceci i ludzie to dwie różne gruby homo
sapiens. Nie każdy wszak facet jest człowiekiem. I nie jest to zresztą żadną
tajemnicą. Bywają świetni faceci, ale świńscy z nich ludzie.
Czy akceptuję siebie? NIE. Na
szczęście dla mnie, farmacja na szeroka skalę udostępnia środki antydepresyjne.
Ze zdobyciem recepty od psychiatry takie jednostki jak ja nie maja żadnych
problemów. Dostaję leki nie na ładne oczy tylko tak ogólnie na wygląd. Śmiało
mogę stwierdzić, że za cały kształt. W takim oto stanie ducha ląduję u mamusi
na Zadupiu.
To świat z innej bajki niż mój
własny. Jest pełen roślin,zwierzaków a mama twierdzi, że i zapachów. Ciągle tu
kwitnie coś innego. Jeśli cię to niekręci to nie sposób za tym nadążyć. Zwierzaki
są ok. Osiem kotów, w tym jeden mój osobisty socjopatyczny kiciuś. Dwa psy, że
za chiny do płota nie podchodź.
Kurier z paczką ma
regularnie utrudnianą dostawę. Kochane mordeczki! Śliczne pańci piesie! Jak
widać mam do nich pieszczotliwy stosunek. Co do zapachów to owszem czuję zapach
skoszonej trawy i zapach powietrza po deszczu, gdy siedzę na rodzinnej huśtawce
pod wiatą. A rodzinę kurcze mamy liczną. W domu bez zwierząt samych ludzi jest
nas sześcioro. Huśtawkę tata zrobił rozkładaną i można na niej spać. Ale i tak
najlepsza jest na deszcz. Siedzę sobie za wodna kotarą i wdycham. Nieopodal
rośnie lipa więc o określonej porze roku ten zapach jest wyraźnie wyczuwalny. W
bliskim sąsiedztwie mieszka też sobie cała kompania zadupińskich sosenek. Myślę, że są tu zdecydowanie
szczęśliwe, tak jak te wiewióry, które po nich skaczą.
Ok, koniec tych farmazonów! W końcu
nie o tym miałam pisać. Postanowiłam słowo pisane wykorzystać do zmobilizowania się
do pracy nad sobą. Ależ to patetyzmem zajechało. Chociaż rzeczywiście tak sobie
myślę, że dopóki jakiegoś problemu nie ubiorę w odpowiednie słowa to on nie
istnieje. Stąd pomysł opisania mojej nieudolności schudnięcia. Chcę być osobą,
o której marzę przed zaśnięciem. Najlepiej w rozmiarze 36. Cholera, nie miałam
go nawet w dzieciństwie. Mama z babcią dały plamę. Nie odchudziły mnie gdy
mogły. Zwaliły cały mój ciężar na moje dorosłe barki. Mama mówi, że nie mogła
bo zawsze lubiłam "am". Jak mogła mi odmówić piątego kotleta
mielonego? Taka byłam kochana! Taki piękny apetyt miałam! A ja kocham te
mielone do dziś. Mam żal do babci i mamy, że nie roznieciły we mnie żaru
miłości do marchewki.
-Jedz, jedz, dziecinko! Będziesz
zdrowa.
I jestem jak cholera. W wieku
trzydziestu lat siada mi kręgosłup. O kolanach nie wspomnę. Mój poziom
cholesterolu daleko mija się z normą. Ech, szkoda słów.
Przyjechałam tutaj z lekkim sercem i
ciężkim bagażem. Na ciuchach zaopatrzyłam się przecież nie tylko w krótkie spodenki, ale i w
różne fikuśne szmatki. Koszulki, w tym nocne, bluzeczki i kapelusze. Strzelam
sobie w nich selfie. W mieście tego nie założę. Nie dlatego,że brakuje mi
fantazji. Fantazją mogę hojnie obdzielić wszystkie moje koleżanki. Brakuje mi
odwagi. Nie znoszę, gdy patrzą na mnie ludzie. Szkoda, że w żadnym szmateksie nie
mogłam wyszukać klasycznej czapki niewidki. Gdybym dostała całą pensję na rękę
to od razu wymieniłabym ją na takową czapkę. Choćby była różowa. O rany, ale
bym w niej wyglądała. O ile w czapce niewidce można wyglądać? Ja przecież nie
chcę wyglądać, ani być oglądana czy widziana. Z każdej fotki najchętniej bym
się wycięła. Chociaż po chwili zastanowienia zmieniam zdanie. Swoją głowę i
biust na tych zdjęciach bym zostawiła. Z całą resztą jest źle. Ratunku! Jestem
wrogiem sama dla siebie. Jestem bezsilna wobec samej siebie. Na ogół jakoś
radzę sobie z ludźmi, ale nie ze sobą. Stąd ten mój misterny plan.
Ląduje na Zadupiu. Instaluję się tu,
resetuję umysł i... mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
0 komentarze: