Nie wspięłam się na wyżyny społeczne. Nie dane mi to
było z racji urodzenia i póki co, żaden sukces zawodowy mi tego też nie
zapewnił. Jestem zwykłą kobietą, która sama zmywa swoje podłogi i zagniata
ciasto na kopytka. Mój Karol je uwielbia. W parze z zupą ogórkową robią na nim
mocne wrażenie. Z premedytacją wykorzystuję tę jego kulinarną słabość. Myślę,
że każda kobieta wie jak zmiękczyć swojego faceta. Nie każda tylko jest na tyle
pokorna by się na to zdobyć. Zazwyczaj kreujemy się na te dumne. Nie moja to
rzecz osądzać komu z czym dobrze. Nie czarujmy się jednak, nie warto z nimi
stawać do walki na otwartym polu. My kobiety jesteśmy mistrzyniami intryg i
wojen podjazdowych. Taka jestem mała lala, mój ty ideale. Mój ty mądry, jedyny
mocarzu. James Bond to przy tobie zwykły frajer bez polotu. Nie ma w nim
ani twej męskości, ani twej inteligencji. Skuteczni stratedzy to ci, którzy
nie lekceważą przeciwnika. Bądźmy zatem skuteczne w tej nierównej walce. I nie łudźmy się, że nie istnieje walka płci. Faceci dążą do tego, aby się życiowo
ustawić naszym kosztem, a my, kobiety, pragniemy tego stokroć bardziej. Mało
tego, większość z nas uważa, że nam się to słusznie należy. Ten temat jest arcy
dyskusyjny. Wiem, włożyłam kij w mrowisko. Ile kobiet, tyle poglądów. Szanuję
nas wszystkie. Jednakże moje dotychczasowe doświadczenie podpowiada mi, że
najpierw zrób dwa kroki w tył, żeby zrobić jeden w przód. Mam prawo do wyrażania
swego zdania. Karola tym drażnię. Znaczy się, niejednokrotnie go drażnię tym
swoim zdaniem. Już dawno to do mnie dotarło.
Tak naprawdę to ja nie o tym
chciałam pisać, tylko o tym myciu podłóg. Otóż tym razem zagoniłam do pracy
męski ród. Z racji wieku mam nad braćmi przewagę. Nie podskoczą mi tak
otwarcie. Przymusiłam bliźniaków do jazdy na szmacie. Co za widok. Jeden
słodziak pucował duże kuchenne okna, a drugi podłogę. Mi przypadła w udziale
witrynka z rodowym szkłem i kredensik. Serweteczki w szufladzie poukładałam i
bibeloty z serii wszelakie koguciki odświeżyłam. Odkurzyłam też obrazy olejne
autorstwa mojej genialnej siostry Jagody. Dla domowników zawsze Jagódki. Tak na
marginesie wspomnę, że mama z tatą pojechali jawą do lasu na jagody i po
dziewięciu miesiącach bocian przyniósł mi młodszą siostrzyczkę. Jagódka jest
idealna. Delikatna, wrażliwa z anielską buzią, naturalna blondynka.
Wszechstronnie uzdolniona i ...szczupła. Tak mądra, że doktorat to dla niej
bułka z masłem. Tak piękna, że napatrzeć się na nią nie możesz. Kwestię jej
zgrabnych nóg sobie oszczędzę. To dziewczyna w stylu tych, które nie miewają
swoich gorszych dni. Na balety może pójść choćby w jutowym worku, a i tak faceci
dostaną ślinotoku. Myślę, że zdecydowanie jedna z nas nie pasuje do rodziny.
Tylko która jest podrzutkiem? Mama musi coś przede mną ukrywać. Jagódka wyszła
szczęśliwie za mąż za jedynego spadkobiercę niemałej, rodzinnej fortuny.
Dostała ekstra auto, apartament, konto w banku i własnego konia. Na narty jeździ w Alpy, a na wakacje do raju. Zakupy robi nie koniecznie w porze wyprzedaży.
Dziewczyna z Zadupia trafiła na salony. Cóż, to nie ja. Ja jestem wiecznie pod
kreską. Debet tu, rata tam, a jeszcze gdzie indziej zaległości. Oby od
pierwszego do pierwszego.
- Czy Jagódka się do ciebie odzywała - pyta czasami mama.
Ach mamo, to pytanie oznacza ni mniej, ni więcej niż to, że do ciebie ona też się nie odzywa. Może nadzoruj panią od pucowania swoich wielce metrażowych podłóg? Zaprawdę, zaprawdę wam mówię, niektóre z nas mają w życiu farta. Ale czy sens życia sprowadza się do zapewnienia sobie wygód? Naprawdę naszemu pokoleniu o to w życiu chodzi? Jeśli nie mam markowych ciuchów to czy jestem już stracona?
Ach mamo, to pytanie oznacza ni mniej, ni więcej niż to, że do ciebie ona też się nie odzywa. Może nadzoruj panią od pucowania swoich wielce metrażowych podłóg? Zaprawdę, zaprawdę wam mówię, niektóre z nas mają w życiu farta. Ale czy sens życia sprowadza się do zapewnienia sobie wygód? Naprawdę naszemu pokoleniu o to w życiu chodzi? Jeśli nie mam markowych ciuchów to czy jestem już stracona?
W moim życiu oprócz nadrzędnych, wzniosłych celów wyraźnie chodzi o żarcie. Co z tego, że na obiad faszerowana cukinia, jak ja
podkradłam w między czasie kawał podsuszonej kiełbaski. Poza tym, przy okazji
porządków, doskonale przetrzepałam kuchenny kredens. Oczywiste bowiem to dla
mnie jest, że muszą tu być ukryte łakocie. Mama jest naiwna. Myśli, że jak za
piramidą talerzy schowa słodycze w porcelanowym naczyniu, z napisem “cookies”,
to ja ich nie tknę. Nie ze mną te numery, mamo! Jednego z bliźniaków, tego
bardziej układnego, wsadziłam na rower i wysłałam do najbliższego sklepu. Sama
przecież nie pojadę w ten upał tyle kilometrów. Zresztą skutecznie przed tą
wycieczką powstrzymuje mnie wyobrażenie sobie swego big tyłka na siodełku
roweru. Mój super zbudowany, super opalony i z super fryzurką brat zrobił to
ochoczo. On zrobi w tym momencie wiele byleby tylko nie pucować kuchni. Jego
domeną jest bałagan. Gdy smaży omlety są one nie tylko na patelni. Lepiej nie
powiem gdzie jeszcze.
Mój posłaniec wraca po godzinie z torbą zakazanych
luksusów. Orzeszki w czekoladzie, czipsy, pól kilo krówek ciągutek, paczka
kabanosów firmy Sądołów. Trochę mnie to kosztuje. Ponad to, bliźniakom płacę po
dyszce za milczenie. Siadam z tyłu domu na tarasie. W dali widać różnorodne
łany pól. Wzgórza, lasy i staw skrzy się jak srebrna tarcza. Fajny widok.
Zaczynam od kabanosów. Jem i się wyciszam. Czuję się... fajnie. Każdy kęs to
jak środek uspokajający. Błogość rozlewa się po całym moim ciele. Nie burzy mi
tego spokoju nawet fakt, że Karol się do mnie nie odezwał. Orzeszki w
czekoladzie to balsam na moją duszę. Chcę delektować się tą chwilą. Zatrzymać
ją jak najdłużej. Jak mogłabym istnieć bez przeżywania stanu tego wewnętrznego
spełnienia? Nawet seksu tak dogłębnie nie sposób odczuwać.
Wiem, jestem dla wielu w tym momencie zerem. Kto rozumie Samantę, gdy jest na głodzie?
Wiem, jestem dla wielu w tym momencie zerem. Kto rozumie Samantę, gdy jest na głodzie?
0 komentarze: