Pracuje u nas Pani Gosia. Dzisiaj publicznie wyżalała się na swego męża. Leń, brudas, egoista. Palcem w domu nie ruszy. Słuchałyśmy jej wywodu z niezmierną ciekawością. Nie jedna z nas utożsamiła się z Gosią. Tak, mężowie to zwykłe pasożyty. Pijawki, rzec by można. Przyssie się taki do naszego gara i do życia już mu tylko ten gar wystarczy. Nieczuły, niewrażliwy i biedny na dodatek. Wiecznie zmęczony i obowiązkowo w każdy niedzielny poranek na kacu. Pani Gosia zaplanowała cudowny dzień, ale męża boli głowa. Marzył jej się wypad za miasto, a tu właśnie przegląd w aucie się skończył. Nieudacznik, niczego na czas nie potrafi załatwić. Leży to to takie w jej czystej pościeli i nawet nie wie jak mu dobrze. Mąż całą gębą. Pan w M-3, z hipoteką na karku. Pani Gosia oburza się bardzo. Ponadto jego kontakt z dzieckiem jest zerowy. I to jest bardzo podejrzana sprawa, bo on uwstecznia się w rozwoju i aktualnie jest o poziom niżej niż ich pociecha. Teoretycznie podchodząc do sprawy. powinni się więc dogadać. Ich dziecko jest bardziej samodzielne niż mąż. Biedak zapomniał wszystkich elementarnych umiejętności. Kanapki nie potrafi sobie zrobić, spodni uprasować i nie odróżnia brudnych majtek od czystych. Nieustannie zajęty nie wiadomo czym i dwa lata już nie ma czasu pomalować mieszkania. Na malarza nie da ani grosza. Skąpiec, żyłuje na wizerunku rodziny. Wypomina jej każdy przejaw szlachetnego działania. Oddała mamusi stary, roczny płaszczyk. Powinien być ze niej dumny, że nie gromadzi śmieci. Ale nie, on nie wie co to dobre serce. Nie dba o nią ani w ogóle, ani w szczególe. O jej mamusię też. I tego mu nie ma zamiaru wybaczyć. Ciągle kręci i oszukuje. Ponad wszelką wątpliwość wie, że chomikuje całkiem nie małe zaskórniaki. Przy czym wykłóca się, że ma swoje potrzeby, jakby mu w domu czegoś brakowało. Jakie tam zresztą potrzeby? Ubierać trzeba go na siłę, a niestety trzeba, bo wstyd przed koleżankami. Do kina nie pójdzie, na mieście raptem jeść nie lubi, książki nie kupi a włosy obetnie mu bratowa. Co więc robi z pieniędzmi? Pani Gosia przeprowadziła na szeroką skalę zakrojone dochodzenie. Jak nic, musi mieć kochankę! To ona go tak wykańcza i to na nią muszą iść pieniądze słusznie przynależne pani Gosi. Tak wynika przecież z dokumentu aktu małżeństwa. To drań, sam na siebie nie umiał by wydać tych dwustu złotych miesięcznie. Ale pani Gosia głupia nie jest. Wzięła go pod lupę. Regularnie sprawdza jego komórkę, konto w banku, skrzynkę mailową. Zainstalowała też program szpiegowski. Przyłapie mendę na gorącym uczynku. Przegląda jego kieszenie i wącha koszulki. Bo kobieta kobietę przede wszystkim wyczuje. Co to musi być za kochanka, która toleruje taki smród? Lepszy dezodorant dałaby mu w prezencie. No, ale pani Gosia nie będzie uczyła tej zdziry jak należy dbać o mężczyznę. Niech się uczy na własnych błędach. Zawarła pakt o wzajemnym lojalnym przepływie informacji z żonami jego kolegów. Jeden niestety jest kawalerem, nie może więc podlegać tak dogłębnej inwigilacji. Pani Gosia słusznie uznała, że tę znajomość należy zakończyć. Ciągnie się już i tak zbyt długo, bo aż od podstawówki. Zorganizowała konkurs wśród swoich przyjaciółek na najzgrabniejszą intrygę, jak wyeliminować przyjaciela z życia męża. Okaże się wkrótce, że blondynki wcale nie są takie głupie. A propos, te dowcipy to zwykła szowinistyczna propaganda. Pani Gosia jest naturalną blondynką więc wie o czym mówi. Myśli i analizuje. Obserwuje i przesłuchuje. Dopatrzyła się szybko, że mąż uprawia samodzielne wypady na ryby. Jak mogła przyzwalać mu na takie alibi? Nocą przepiłowuje kłódkę do piwnicy i wywozi wędki w bezpieczne miejsce. W szafie u mamusi nie będą już jej zagrażały. Mąż nie prędko uzbiera na nowe. Już jej w tym głowa. Wieczorem on kręci się jakby miał owsiki. Tu cię mam rybeńko, pomyślała pani Gosia. Nosi, co? Teraz odpokutujesz za całe moje zmarnowane życie. Za te wszystkie wczasy, na które nie pojechałam, za restauracje, w których nie jadłam, za zakupy, w których się nie zrealizowałam. Zobaczysz dziadu, co to jest strata i jak to boli. Ty mi też zafundowałeś wachlarz upokorzeń. To przez ciebie gniotę się w tej ciasnej klitce nabytej na rynku wtórnym i w dodatku na ostatnim piętrze. Teatr to dla ciebie pusty frazes. Musiałabym potem zrezygnować ze śniadań przez cały miesiąc. Umieram w tym związku duchowo i nie rozwijam się życiowo. Pani Gosia wzięła sprawy w swoje ręce, ale mąż wywinął się z nich sprytnie. Zapadł cwaniaczek na depresję. Bardzo zmyślne posunięcie. Jak go zdemaskować? Bo jak nic symuluje, zdrowie to on ma końskie. Zgodziłam się na ochotnika subtelnie przyjrzeć się podejrzanemu o takie matactwa. Zaraz po pracy jedziemy do pani Gosi.
- Już jesteś, kochanie? Jak miło, że dzisiaj tak szybko wróciłaś- całuje ją czule na powitanie.
Pomyślałam, że nie jest znowu taki ostatni… Całkiem miły dla oka. Przystojny, żaden tam gbur.
- Wypijecie kawę czy może herbatę? Zaraz wam zrobię.
I jak się seksownie uśmiecha.
- Pojadę po Antka do przedszkola i pójdę z nim do parku, to wy sobie spokojnie poplotkujecie. Aha i po drodze zrobię zakupy. Miałabyś ochotę na grecką sałatkę?
Coś mi tu nie gra. Podał nam kawkę i ciasteczka do niej, po czym dyskretnie się usunął.
Z wrażenia mało się nie udławiłam.
- I co?- pyta pani Gosia
- Słuchaj, ja myślę, że z nim jest jakby wszystko w porządku…To co opowiadałaś, to prawda?
- A wiesz, Magda wyżalała mi się na swojego męża i tak sobie teraz myślę, że może ja się za bardzo wczułam w jej położenie. Rozumiesz, empatia?
- Tak, rozumiem.- Z ulgą przyjęłam do wiadomości fakt, że mąż pani Gosi to gość w porządku.
0 komentarze: