Moja Jagódka pakuje walizki. O przepraszam, pakuje kartony. Opisuje każdy z nich czarnym markerem. Jest karton „kuchnia”, jest też karton „co mam z tym zrobić?”. Jagódka zdecydowała się wreszcie na wynajęcie mieszkania. Zamieszka w moim niedalekim sąsiedztwie. Mnie dopadła chandra. Nie mam siły nawet narzekać. Nastrój mi się pogarsza wprost proporcjonalnie do tego jak Baśce się polepsza. Chodzi na grzyby z Aleksem. Gotuje rosół i zastanawia się czy nie rzucić tego miasta w cholerę. Pytam ją z czego będzie żyć na tej wsi? Kasę wszak trzeba mieć. Pszczółki będzie sobie hodowała!- powiedziała mi- To z miodu można wyżyć? Mama mówi, że na wsi mniej się wydaje, ale na rachunki i tak trzeba mieć, i na paliwo, żeby od czasu do czasu dojechać do tego miasta. Fakt, na odludziu w o wiele mniejszym stopniu stajesz się ofiarą konsumpcjonizmu. I co najważniejsze, nie mam tam żadnych fast food-ów. Oczywiście mam na myśli wieś taką z prawdziwego zdarzenia. Taką, gdzie wrony zawracają. Jeśli nagle zapragniesz czegoś słodkiego do kawusi, to sama to sobie musisz upiec.
Baśka wyćwiczyła się już w pieczeniu ucieranego placka ze śliwkami. Im dłużej z nią gadam, tym bardziej sobie uświadamiam, że ja niestety w dużym stopniu jestem wieśniaczką. Taki styl życia mi odpowiada. W jakimś stopniu. Bo na przykład nie wyobrażam sobie, żebym miała uprawiać marchewkę. Och, ale co tam marchewka! Grunt, że z Baśką jest lepiej. Wiedziałam! Szkoda, że jakby moim kosztem. Przygnębia mnie cały mój świat. I nic na to nie mogę poradzić. Ta zapaść finansowa Pachnącego. Odpadło mi solidne źródło na pożyczanie pieniędzy. Ten psychopata Marcin. On mi wygląda na takiego co nie odpuści. Romansujący Sebastian i mój niepracujący mąż. Ciągle przegląda ogłoszenia. Dzisiaj mi wyznał, że już patrzy nawet na te za granicą. Dokąd ty Karolku chciałbyś wyjechać? Anglia? Irlandia? Bo chyba nie do Niemiec? Nie trawię niemieckiego. To co z nami będzie jeśli Karol wyjedzie? Obraziłam się na niego, bo nawet nie zapytał, czy ja chcę na tę obczyznę jechać? Czy w ogóle biorę taką opcję pod rozwagę? Z tych nerwów umyłam okno i zawiesiłam czystą firankę. I żeby było jasne. Wcale, ale to wcale nie przestałam być głodna. Ja śnię o jedzeniu! I to są kurde najpiękniejsze sny jakie w życiu miałam! Żadne tam teges-śmeges, tylko porządne słowiańskie jedzonko. Pomarzyłam sobie, po śniłam troszeczkę, a wieczorem nagrywam. Sam szef będzie mi towarzyszył. Trzeba było umyć włosy i zrobić oko. Wściekły Tomek podjechał pod mój blok.
Baśka wyćwiczyła się już w pieczeniu ucieranego placka ze śliwkami. Im dłużej z nią gadam, tym bardziej sobie uświadamiam, że ja niestety w dużym stopniu jestem wieśniaczką. Taki styl życia mi odpowiada. W jakimś stopniu. Bo na przykład nie wyobrażam sobie, żebym miała uprawiać marchewkę. Och, ale co tam marchewka! Grunt, że z Baśką jest lepiej. Wiedziałam! Szkoda, że jakby moim kosztem. Przygnębia mnie cały mój świat. I nic na to nie mogę poradzić. Ta zapaść finansowa Pachnącego. Odpadło mi solidne źródło na pożyczanie pieniędzy. Ten psychopata Marcin. On mi wygląda na takiego co nie odpuści. Romansujący Sebastian i mój niepracujący mąż. Ciągle przegląda ogłoszenia. Dzisiaj mi wyznał, że już patrzy nawet na te za granicą. Dokąd ty Karolku chciałbyś wyjechać? Anglia? Irlandia? Bo chyba nie do Niemiec? Nie trawię niemieckiego. To co z nami będzie jeśli Karol wyjedzie? Obraziłam się na niego, bo nawet nie zapytał, czy ja chcę na tę obczyznę jechać? Czy w ogóle biorę taką opcję pod rozwagę? Z tych nerwów umyłam okno i zawiesiłam czystą firankę. I żeby było jasne. Wcale, ale to wcale nie przestałam być głodna. Ja śnię o jedzeniu! I to są kurde najpiękniejsze sny jakie w życiu miałam! Żadne tam teges-śmeges, tylko porządne słowiańskie jedzonko. Pomarzyłam sobie, po śniłam troszeczkę, a wieczorem nagrywam. Sam szef będzie mi towarzyszył. Trzeba było umyć włosy i zrobić oko. Wściekły Tomek podjechał pod mój blok.
- A ciebie co ugryzło? - pytam, bo wolę to od razu ustalić.
- Kobieto! Kolejna laska mnie właśnie rzuciła! Czego te baby są takie czepliwe?
- A bo ja wiem? Pewnie mają powód- solidaryzuję się z własną płcią.
- Że ja niby za dużo piję? Powiedziałabyś coś takiego o mnie?- pyta.
- Bo ty o sobie byś tak na pewno nie powiedział? Tomek, kiedy ty ostatnio trzeźwy zasypiałeś?
- No kurde, następna się znalazła! Wy baby lepiej siebie pilnujcie!
- No dobra. Mi to pasuje.
Jedziemy po Sebastiana. Nawet jestem trochę ciekawa, gdzie on mieszka. Podjeżdżamy pod całkiem miły domek. Mogłabym tu zamieszkać choćby od zaraz.
- Mówił żebyśmy weszli- tłumaczy Tomek. .
- Po co? - pytam.
- A bo ja wiem? Mówił, to idziemy.
- Pięknie! Wcale nie mam ochoty!
- Ach te baby! Wiecznie im coś nie pasuje.
- Idź sam. Ja poczekam.
- Ty paniusiu w robocie jesteś. Fochy sobie stroić będzie jedna z drugą!- denerwuje się.
Z jaką drugą? Jak nic ma delirkę bo mu się dwoi w oczach. Wysiadam z tego samochodu i patrzę kogo by tu pogryźć.
Dzwonimy do drzwi. Otwiera Sebastian. Rączka w gipsie i na temblaku. Zaprasza nas do środka. Po co, skoro i tak musimy za chwilę wyjeżdżać? Nie protestujemy bo nam nie wypada. Pojawia się Weronika w ślicznej słodkiej sukienusi. Na nasz widok uśmiecha się promiennie.
Dzwonimy do drzwi. Otwiera Sebastian. Rączka w gipsie i na temblaku. Zaprasza nas do środka. Po co, skoro i tak musimy za chwilę wyjeżdżać? Nie protestujemy bo nam nie wypada. Pojawia się Weronika w ślicznej słodkiej sukienusi. Na nasz widok uśmiecha się promiennie.
- Jak się cieszę, że was widzę! Zapraszam do salonu- wpuszcza nas do środka.
Do salonu? A ten salon to solidne mieszczańskie wnętrze.
- Wybaczcie mi ten podstęp - tłumaczy Weronika - Przymusiłam Sebastiana do tej intrygi, bo nie chciałam, żebyście się jakoś specjalnie przygotowywali. Jestem wam wdzięczna, że pomogliście mojemu mężowi obronić się przed tym bandziorem, który go napadł. Czy zjecie z nami kolację?
- Z tym, że my robotę mamy - wydukał Tomek.
- Ale nie dzisiaj, tak szefie? - pytam Sebastiana.
- Punkt dla ciebie Samanto. Tomek, obsłużysz barek, bo ja tą jedną ręką to tak nie bardzo?
- Naturalnie! Barek to ja mogę obsługiwać! - zgadza się nasz kolega.
- Pomożesz mi w kuchni? - Weronika zwraca się z tym pytaniem do mnie.
Chętnie się zgadzam. Jej kuchnia bardzo kontrastuje z resztą domu. Jest dla odmiany nowoczesna. Mój wzrok przykuwają dziecięce książeczki. Wera wyjaśnia, że Kubuś zasnął na chwilę przed naszym przyjściem. Będziemy mogli w spokoju zjeść kolację.
- Myślałam, że umrę jak Sebastian tak długo nie wracał z pracy. Dopiero potem mi wyjaśnił, że w tym szpitalu tak się zeszło i, że siadła mu bateria. Ale żeby trzymać ludzi do trzeciej nad ranem?! Dziękuję, że go zawiozłaś.
- No tak…Nie ma za co- dukam.
- Szkoda, że do mnie nie zadzwoniliście. Przyjechałabym od razu. A tak czekaliście tyle czasu!
- Ja pojechałam do domu wcześniej.
- Tak? Aha. Możesz wziąć ten półmisek i ten dzbanek?
Sebastian był w szpitalu do trzeciej nad ranem? Ja o dwudziestej byłam już w domu, a on miał założyć tylko gips. Ktoś tu okłamuje własną żonę. W co ja się wplątałam? Dobra, zjem trochę sałatki, posłucham opowieści o Kubusiu i spadam stąd. Panowie jak zwykle poruszali tematy zawodowe.
- Ty też jesteś z tej branży? Dziennikarka? - pytam Weronikę, bo naprawdę jestem ciekawa.
- Ależ skąd! Studiowałam weterynarię, ale ciążą.
- Wszystko przed tobą! Ale było warto. Masz syna.
- Tak. Było warto.- Weronika już się nie uśmiechała. Dzióbała widelcem w swoim talerzu. - Wiesz, ja nie jestem stąd. Nie mam tu przyjaciółki. Tylko Kubusia i Sebastiana. Mogłybyśmy czasami wypić razem kawę? Przepraszam jeśli ci się narzucam.
- No coś ty! Z tym, że ja jestem non stop w pracy. Takie życie. Ale w wolnej chwili bardzo chętnie.
- Dajesz mi kosza? - roześmiała się.
- Nie, no coś ty! Opacznie to zrozumiałaś!
Czy to dało się tak od razu wyczuć? To miła, być może samotna dziewczyna, ale ja znam sekret jej męża. Przyjaźń zobowiązuje do szczerości… Jak mam się z tobą Weroniko zaprzyjaźnić? Mam na tych kawkach słuchać opowieści o tym, jaki ten Sebastian to cudowny mąż? Nie jest cudownym mężem. Ma romans i ja nie wiem dlaczego. Wera to naprawdę urocza dziewczyna. Samanto, czas się stąd ewakuować.
- W takim razie wybierzmy się gdzieś razem w niedzielę? Sebastian, mogę się umówić z Samantą na niedzielne po południe? Proszę, zgódź się!- jęczy Weronika.
- W niedzielę? O szkoda, ale wyjeżdżam do Krakowa. Nie mówiłem ci?- mówi Seba.
- W takim razie jadę z tobą! Jak będziesz prowadził samochód jedną ręką?
- Pogadamy później.
Zbył ją. Posmutniała. Wystarczy mi już tej kolacji. Nie przełknę nic więcej. Muszę stąd wyjść. Wychodzę do łazienki i piszę SMS-a do Jagódki z prośbą, żeby za piętnaście minut koniecznie mnie „zaprosiła” do siebie. Nie chcę Weronice sprawić zawodu, ale nie chcę też angażować się w ich małżeńskie niesnaski.
zdj.
0 komentarze: