Wracam do Basi. Mogę się nią zająć jeśli to wszystko z głową zorganizuję.
- Posłuchaj mnie Basiu, musimy stąd wyjść. Tutaj są kluczyki do mojego samochodu. Wyjdź pierwsza. Jeśli ktoś cię o coś zapyta, to powiedz, że idziesz do apteki po Gripex- tłumaczę jej spokojnie.
- Ale ja nie idę do apteki?
- Wiem. Poczekasz na mnie w samochodzie. Za kwadrans do ciebie dołączę.
- Dlaczego nie możemy wyjść razem?
- Nie wiem, ale czuję, że tak będzie lepiej. Zaufaj mi. Dasz radę?
- Chyba tak.
- To dobrze.
Opatulam ją bardzo szczelnie moją chustą. Ledwie widać jej oczy.
- Wychodź jak gdyby nigdy nic. Idziesz do apteki!
Wciskam jej w dłoń kluczyki do auta. Basia znika za drzwiami, a ja mam 15 minut. Akurat tyle, żeby zorientować się gdzie jest nagrany ten nieszczęsny materiał z jej udziałem i skopiować go na pendrive. Potem zamarkować nawał pracy i pod jej pretekstem opuścić studio. Jakoś to wytłumaczę. Realizuję swój plan. Adrenalina towarzyszy mi przy tym spora. Grunt to pokerowa twarz. Oj, nie lubię cię za to Samanto!- wymyślam sobie.
Zagaduję z panią Gosią i wychodzę na zewnątrz. Uf, nogi mi się trzęsą jak galareta. Baśka śpi na tylnym siedzeniu samochodu. No i dobrze. GPS pokazuje mi dokładną lokalizację Poradni Zdrowia Psychicznego. W ocenie mojego niefachowego oka Basia potrzebuje antydepresantów.
Zagaduję z panią Gosią i wychodzę na zewnątrz. Uf, nogi mi się trzęsą jak galareta. Baśka śpi na tylnym siedzeniu samochodu. No i dobrze. GPS pokazuje mi dokładną lokalizację Poradni Zdrowia Psychicznego. W ocenie mojego niefachowego oka Basia potrzebuje antydepresantów.
- Basiu, obudź się. Jesteśmy na miejscu- wołam do niej.
Powoli otwiera oczy.
- Czy masz przy sobie swój dowód osobisty? - pytam.
- Nie wiem, ale chyba tak.
- A możesz to sprawdzić?
- Dobrze. Gdzie my jesteśmy?
Wyjmuje swoje dokumenty. Wysiadamy z samochodu.
- Idziemy do lekarza. Zobaczymy czy może ci jakoś pomóc- wyjaśniam.
- Do jakiego lekarza?
Nie wiem jak to przyjmie, ale nie pozostawia mi wyboru.
- Do psychiatry.
Gwałtownie się zatrzymała.
- Nie jestem wariatką! Dlaczego mi to robisz?- przeraziła się.
- Posłuchaj, oczywiście, że nie jesteś wariatką. Myślę, że masz depresję. To dlatego nie możesz sobie poradzić. Czy możemy to skonsultować z lekarzem?- pytam łagodnie.
- Nie! Zostaw mnie!- cofnęła się gwałtownie do tyłu.
Tego nie przewidziałam. Nie sądziłam, że ona może nie chcieć pomocy.
- Porozmawiajmy - mówię spokojnie
- Nie!- wyrywa swoją rękę. Nie mogę jej na to pozwolić, ale nie mogę jej też do niczego zmusić. Jestem w patowej sytuacji.
- Dobrze, wróćmy do samochodu - poddaję się.
Wydaje mi się, że wiem co jest słuszne, ale to nie ja decyduję. Nie jestem jej matką, ani siostrą, ani mężem. Zresztą nie wiem, nawet gdybym była, czy by to cokolwiek zmieniło? Czuję się tak, jakbym głową miała przebić bardzo gruby mur. Podejrzewam, że ona czuje się o wiele gorzej. Może tak, jakby była żywcem zamurowana. Co teraz?- zastanawiam się.
- Ja kocham życie- wreszcie się odzywam- Za to, że widzę świat w kolorach. Za te wszystkie smaki, chociaż to mnie gubi. Za cztery pory roku i za samą świadomość istnienia. Za możliwość tworzenia, poznawania i przeżywania. Jestem Bogu wdzięczna za życie i chcę być coraz lepszym człowiekiem. Nawet jak jest mi źle, to zawsze gdzieś jest ten promyk nadziei. Tak wierzę. - nie wiem po co to mówię.
- Nie widzisz, że wszystko jest do dupy. Jestem tchórzem… Nieudacznikiem. Jestem beznadziejna! – wyrzuciła z siebie.
- Co mam ci powiedzieć? Ja oceniam cię inaczej. Dla mnie jesteś wartościową osobą. W przeciwnym razie nie byłoby mnie tutaj z tobą.
- Straciłam matkę, męża, pracę, pieniądze, dom. Wszystko!- rozpłakała się.
- Nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz, ale to co mówisz, to nie jest do końca prawda. Rozmawiałam dzisiaj z szefem. Zgodził się, żebyś dostarczyła zwolnienie lekarskie i odpoczęła dwa tygodnie- wyjaśniam.
- Mówiłaś mu o mnie?
- Tak. Powiedziałam, że jesteś wyczerpana problemami.
- O Marcinie mu powiedziałaś?- przeraziła się.
- Nie. Żadnych szczegółów nie zna.
Wyraźnie jej ulżyło.
- Możesz wrócić normalnie do pracy za dwa tygodnie- mówię- Załatwimy ci zwolnienie od lekarza rodzinnego, ale proszę, porozmawiaj z psychiatrą. Z bolącym zębem idziesz przecież do dentysty. Dlaczego nie chcesz pójść z emocjami do specjalisty od emocji i uczuć? Człowiek to nie tylko jego fizyczna powłoka. Nic nie tracisz.- przekonuję- To tylko rozmowa. Nie musisz brać leków jeśli uznasz, że nie możesz zaufać temu lekarzowi. Nic się nie stanie wbrew twojej woli.
- Wszystko się dzieje wbrew mojej woli.
- Ale nie w tych sferach. Tylko spróbuj sobie pomóc.
- Nie mam siły.
- Dlatego tam idziemy. Musisz odzyskać siły- tłumaczę jej.
- A jeśli nie chcę?
- Nie ułatwię ci tego. Nie pozwolę ci się poddać. Proszę o te dwa tygodnie.
Zamknęła oczy. Czy znowu zaśnie? Poniosłam sromotną porażkę? Co zrobiłam źle?
- Zgoda. Nie zostawiaj mnie tam samej- powiedziała.
- Ani mi to w głowie!- wykrzyknęłam radośnie.
Myślałam, że rzucę się jej na szyję. Będzie dobrze!
W poczekalni tłum ludzi. Nie tak to sobie wyobrażałam. Biorę Basi dowód, ale pielęgniarka nie chce ze mną rozmawiać. Takie sprawy załatwia się osobiście. Wracam po "pacjentkę". Pani w recepcji wyznacza jej wizytę za sześć tygodni. Czy ja dobrze słyszę?! Wycofujemy się stamtąd . Sadzam Baśkę na krzesełku w poczekalni i ponownie idę do recepcji. Pani recepcjonistka robi wielkie oczy, a ja pytam co mogę zrobić, żeby to było dzisiaj. Najpierw mnie wyśmiała, ale w końcu mówi "Proszę porozmawiać z panią doktor. Mi tam wszystko jedno. Jak się doktor zgodzi...”.
Ludzie w kolejce patrzą na mnie wilkiem. Nie ufają mi. Proszę by pozwolili mi wejść tylko na minutę. Muszę jedynie o coś spytać lekarza. „Paniusiu, tutaj każdy tak mówi, a potem siedzą pół godziny”- jeden z pacjentów krzyknął. Rozumiem, są zrażeni. Ponawiam swoją prośbę. W końcu jakaś kobieta mówi. „ A niech wejdzie! Może nie oszukuje”. Dziękuję. Wchodzę do gabinetu lekarza. Naprawdę mam pietra, ale zaszłam już tak daleko!
Ludzie w kolejce patrzą na mnie wilkiem. Nie ufają mi. Proszę by pozwolili mi wejść tylko na minutę. Muszę jedynie o coś spytać lekarza. „Paniusiu, tutaj każdy tak mówi, a potem siedzą pół godziny”- jeden z pacjentów krzyknął. Rozumiem, są zrażeni. Ponawiam swoją prośbę. W końcu jakaś kobieta mówi. „ A niech wejdzie! Może nie oszukuje”. Dziękuję. Wchodzę do gabinetu lekarza. Naprawdę mam pietra, ale zaszłam już tak daleko!
- O co chodzi? - pyta mnie dystyngowana pani doktor w starszym wieku.
- Dziękuję, że mogłam do pani wejść, pani doktor. Nazywam się Samanta Chmielewska i przyszłam poprosić o pomoc dla mojej przyjaciółki.
Mówiąc, szczególnie uważnie obserwuję jej twarz. Muszę bowiem szybko reagować na każdy przejaw irytacji czy znudzenia. O dziwo udaje mi się dobrnąć do końca. To jednak babka na poziomie, nie przerwała mi w połowie wywodu. .
- Pani Samanto, tutaj przychodzą tylko takie osoby i każdego obowiązuje kolejka - mówi zdecydowanym tonem.
I nagle mnie olśniło.
- Błagam, ona nie wytrzyma długo. Proszę ją przyjąć na wizytę prywatną. Nie mogę jej zostawić bez fachowej opieki. Mam naprawdę złe przeczucie, co tam przeczucie, mam pewność! - przybieram dramatyczny ton.
Pani doktor uśmiecha się pod nosem. Przejrzała mnie, no trudno.
Pani doktor uśmiecha się pod nosem. Przejrzała mnie, no trudno.
- Dobrze. Proszę przyprowadzić swoją przyjaciółkę o 14.30
- Dziękuję! Będziemy punktualnie!
- I proszę poprosić kolejnego pacjenta.
- Oczywiście pani doktor - znikam jej z oczu.
Urosły mi skrzydła. Ja frunę! Jak motyl! Dobrze, jak …samolot. Ale kiedyś na pewno będę motylkiem! Słowo!
- Basiu kochana, udało się! Idziemy na obiad i wrócimy tu po południu.
- Chce mi się spać. Jestem zmęczona- mówi.
- Dobrze. Pojedziemy do mnie.
- Nie. Chcę do domu. Do siebie.
Czy to dobry pomysł?- zastanawiam się- Trudno, nie mogę jej ubezwłasnowolnić. Przyjadę po nią o 14:00. Odwożę Basię tam, gdzie chce i gonię do studia. Do 14:00 popracuję, a potem się ponownie zrywam. Ile w sumie mnie nie było? Ok., jakieś nie całe dwie godziny. Do przeżycia. Tylko troszkę pościemnim..,.ale cicho sza!
0 komentarze: