Jagoda powitała nas w szarej sukience przytulonej do swojej nienagannej figury. Na to zarzuciła kardigan w odcieniu wina.
- Niezła kiecka - pochwaliłam
- To według stylizacji Stradivariusa.
Chciałam spytać, czy to muzyk jakiś, ale po namyśle zrezygnowałam. Nie należy dokuczać komuś, kto cię za chwilę ma karmić. Ona nie jest zawsze taka słodka, na jaką wygląda. Umie znokautować. W tym ryżu mogłaby zaaplikować mi coś na przeczyszczenie. A potem zwalić winę na marchewkę. Pachnący jak zwykle szczęśliwy. Nie ma to jak być jedynakiem. Dopieszczony, dowartościowany, stabilny. Kulturalnie proponuje coś mocniejszego przed obiadem i pyta co u nas. I naprawdę słucha Karola. Co to znaczy wieść satysfakcjonujące życie. Człowiek przepełniony własnymi zgryzotami nie ma cierpliwości wysłuchiwać z taką uwagą innych współplemieńców. Z drinkiem w ręku skierowałam się w stronę kuchni. Ilekroć tu wchodzę, to oczami wyobraźni widzę parkę dzieciaków pędzących na swoich rowerkach. Takiej powierzchni moja siostra ma kuchnię. Na jej środku usytuowana jest wyspa, o której nie jedna z nas marzy. Nad nią wiszą rondle i patelnie. Myślę, że też mają jakieś swoje rasowe pochodzenie. Czarno- biała szachownica pod moimi stopami lśni jak lustro. Z kranu od razu leci wrzątek, a kuchenne szuflady są na prąd. Martwe natury wiszące w tym pomieszczeniu kosztowały więcej niż mój samochód. Bo tutaj nie wiesza się obrazów autorstwa mojej Jagódki. Jaka szkoda!
- Wiem - zaczynam pierwsza - Martwisz się o Celebrytę. Co tym razem?
- Skąd taki wniosek?
- No, mówiłaś, że coś się stało.
- Tak powiedziałam?
- Oj dobra! Ale przecież o taki efekt ci chodziło, czyż nie?
- Nie.
- Tak z nim źle?
- Nieee, tak z nami źle.
- Mów po ludzku bo stracę cierpliwość! W tym momencie trudno mi uwierzyć, że jako młodziutka prawniczka wygrałaś konkurs oratorski.
Popatrzyła na mnie przeciągle. Poprawiła włosy i powiedziała.
- Po deserze. Wytrzymaj Samanto. Masz problem z emocjami.
- Gadasz? To daleko jeszcze?
Co ja ostatnio mam z tym Shrekiem? Przecież dawno go nie oglądałam.
- Dobrze zrobiłam, że cię tu ściągnęłam!- roześmiała się – Uwielbiam twój sposób postrzegania świata! Uwaga, podajemy do stołu! Na pierwsze zwykły rosół, ale za to z domowym makaronem ze szpinakiem. Wiesz Samanto, to będą takie zielone kluseczki.
Straciłam apetyt. Coś się stało! Co? Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeżywałam coś podobnego. Myślę, że raczej jeszcze nigdy w życiu mi się to nie przytrafiło. A mianowicie, chciałam żeby już było po obiedzie i po deserze. A ci jedli i jedli w nieskończoność! Ile można? Drapało mnie gardło, a to oznacza, że intuicyjnie wyczuwam niebezpieczeństwo. Skoro Celebryta jest zdrowy jak koń, bo to w końcu koń, to co mogło się stać? O nie! A jeśli ona ma raka? W mojej wyobraźni aż zaiskrzyło. Widzę Daniela jak samotnie stoi z białą długą różą w dłoni nad grobem mojej jedynej siostry. Powiał wicher, ale on ani drgnie. Tylko kapelusz mu z głowy zwiało. Pachnący w kapeluszu? Czemu by nie? Nie płacze. Jego oblicze jednak przesycone jest bólem. „Jagodo, miłości moja! Dlaczego, dlaczego, dlaczego, tak nagle mnie opuściłaś?”, szepcze prawie bezgłośnie. Drugą ręką trzyma za uzdę Celebrytę ( koń na pogrzebie? Pogięło cię Samanto?) i mówi do tego konia. „Celebryto! Daj Pańci buzi” I koń cmoka swoimi chrapkami… Co? Trumnę?. No raczej nie Jagódkę bo wieko wyraźnie jest zamknięte. Niech sobie koniś oślini to dębowe wieczko, co mi tam. Jest i mama. Jak ona rwie z rozpaczy swoje włosy z głowy! No przypał totalny. Na dodatek prosi, żeby młody przyniósł jej wiaderko z popiołem. Po kiego? Moja matka zamachnęła się tym kubłem i dała nam po oczach popiołem. Kurde, miała tylko sobie głowę posypać, ale ten wiatr niestety jest. To poszło bokiem. Jaki ja na tym pogrzebie Jagódki obciach przeżywam…Wstyd! A tu jeszcze prezes Sądu mowę pożegnalną ma powiedzieć.
- Samanto! Hej, jesteś z nami? - żywa Jagoda delikatnie trąca moje ramię
- Sorry, zamyśliłam się.
- To grosik za twoje myśli - uśmiecha się do mnie.
Akurat, dałabyś mi grosik… Raczej zaliczyłabym z twojej otwartej. Moje myśli to moja prywatna sprawa. W końcu od czegoś ma się ten instynkt samozachowawczy.
- Wiesz, myślę o pracy i tym remoncie w łazience.
- Ach tak - powiedziała Jagódka
Za to Karol obrzucił mnie „ tym swoim spojrzeniem”. Czy ja wyszłam za mąż za jakiś wykrywacz kłamstw? Nie przypominam sobie. Za to doskonale pamiętam Karola na swoim, naszym ślubie. Zwyczajny facet. Trochę fajny, trochę nie fajny. Para rąk, para nóg i duuużo testosteronu. Tak więc to mężczyzna.
- Pomożesz mi z naczyniami? - to pytanie było skierowane do mnie.
- O tak!- no dobrze, za bardzo okazałam radość.
Nareszcie wychodzimy. Był obiad, był deser i nadeszła chwila prawdy.
- No to co? - pytam
- Głupio mi cię o to prosić, ale w zasadzie mam tylko ciebie…
- No! - ponaglam ją.
- Potrzebuję cię w przeprowadzce
Momencik. Moje myśli galopują jak dziki rumak. Przywołuję je do porządku.
- Z tego co mi wiadomo w Belwederze już ktoś mieszka.- wyjaśniam - Czyli ty gdzie się udajesz?
To jej spojrzenie. Bardzo drapie mnie w gardle. Ok., nic nie mów! Za późno.
- Zabierają nam to mieszkanie. Spółka Daniela to…koniec. Rozumiesz?
- ….
-Samanto?
- Wracasz do Zadupia?
- Nie! Skąd taki pomysł? Mam dwa tygodnie na znalezienie mieszkania. Tutaj.
- Powiedziałaś, znalezienie? Nie kupienie?
- Tak. Ludzie wynajmują mieszkania, prawda?
- Zwykli ludzie... Co się stało?!
- To długa historia. Może innym razem?
- Ale on, po nim nic nie widać? Jak to możliwe?
- To w nim kocham najbardziej. To opanowanie. Mój Daniel to urodzony saper.
- Ale jednak coś czuje - nie odpuszczam.
-Oczywiście! Muszę znaleźć mieszkanie. Spieniężyć co się da i… wyprowadzić nas stąd. On nie koniecznie temu podoła.
- Twoja kancelaria? - pytam
- Moja kancelaria jest moja.
- Jak? Żona bankruta, sorry, to bankrutka.
- Mamy rozdzielczość majątkową.- wyjaśnia
- Bał się, że go oskubiesz?
- Nonsens! To ja nalegałam na intercyzę! Nie chciałam, żeby myślano, że wyszłam za niego dla pieniędzy.
- No popatrz, naprawdę się tego obawiałaś? I co ty teraz zrobisz?
- Co to za pytanie? Uważasz, że komu obiecywałam lojalność, Danielowi czy jego kasie?
- Nie kasie?
- Oczywiście! Pieniądze to tylko miły dodatek do życia.
- Fiu, fiu.- bardzo nieudolnie mi to gwizdnięcie wyszło - W takim razie łatwo ci nie będzie. Ale damy radę, wiesz?
I wtedy zobaczyłam jak dwie łzy spływają z porcelanowego policzka mojej Jagódki, Spływają i zanim spadną na podłogę od razu zmieniają się w perły. Bo Jagódka jest wyjątkowa. Przytulam ją do siebie.
0 komentarze: