Pod wskazany adres dotarłam pięć minut przed czasem. Starszy mężczyzna otworzył nam drzwi mieszkania do wynajęcia.
- Proszę do środka - przepuszcza nas w progu. - Na pewno trzeba by tu ściany pomalować. Ale tak poza tym, wszystko jest w najlepszym porządku.
- Rozejrzymy się troszkę, zgoda?- przejmuję pałeczkę.
- Ależ proszę uprzejmie! Trzeba wszystko zobaczyć- zachęca nas.
Tak naprawdę, to nie ma zbyt wiele do oglądania. Kuchnia nie za wielka. Na ścianie rząd beżowych, lśniących szafek. Pod oknem stół i dwa krzesła. Widok, niestety na osiedlowy parking. Jak to na blokowiskach. Klasyka. Jest lodówka i nawet zmywarka. Otwieram szafki, żeby zobaczyć jak to wygląda od środka.
- Zostaw - mówi szeptem Jagódka.
Ups, znaczy się nic z tego nie będzie. Idę do łazienki. W porównaniu z tą, którą ja dysponuję, ta jest po prostu bajkowa. Co prawda narożna wanna jest nieduża, ale za to kabina prysznicowa nie wzbudza zastrzeżeń. Pawlacz, pralka, podwójna umywalka. Śliczniutka, bialutka. Jak dla mnie, to może być. Tylko, że to nie jest dla mnie. Duży pokój jest naprawdę całkiem duży. Ponad to są jeszcze dwa troszkę mniejsze. Jeden na sypialnie, drugi na graciarnię, czy jak tam sobie kto chce. Płytki w korytarzu, panele w pokojach.
- Wszystko jest jak panie widzą eleganckie. To co, decydują się panie?- pyta właściciel.
- Nie ukrywam, że będziemy chciały sprawdzić jeszcze kilka ofert, ale zadzwonimy do pana - posyłam mu promienny uśmiech.
- No jak tam panie sobie życzą. Tylko żebyście potem nie żałowały jak będzie za późno!- uśmiech znika z jego twarzy.
- Wkrótce się odezwiemy! Bardzo panu dziękujemy. I dobranoc - żegnam się z gościem w swoim i Jagódki imieniu. Szybko zbiegamy po schodach. Na dworze Jagódka rozpina płaszcz i łapie oddech.
- Spokojnie - mówię łagodnie jak do dziecka - Spokojnie.
- Jestem spokojna. Jak on przez to przejdzie?- zastanawia się głośno.
W pierwszej chwili nie wiem o kim mówi, ale zaraz mi świta, że zapewne ma na myśli Pachnącego.
- Od tego się nie umiera. Mnóstwo ludzi chciałoby tak żyć..- wyjaśniam.
Co prawda, to prawda.
- Nie musisz mi tego tłumaczyć. Ja to wiem.- broni się moja siostra.
Czyli problem nie jest z samą Jagódką. Czy to znaczy, że się teraz będę mniej martwiła? Nie, wcale to tego nie oznacza. Znam swoją siostrę aż za dobrze. Zadręczy się tą troską o Pachnącego.
A to w końcu nie jest najgorsza rzecz, jaka mu się przytrafiła. Z tym, że co się będę wymądrzać.
- Może to raczej z Danielem powinnaś oglądać te mieszkania? - delikatnie pytam.
- Nie. On nie chce.
- .Aha.
Jakie tam „aha” skoro w ogóle tego nie pojmuję. Jak to on nie chce? A co tu można chcieć lub nie chcieć? Taki mus.
- Nie mów nic w Zadupiu, ok.? Sama im to powiem- prosi Jagódka.
- Ok. Jagoda, nie chcesz tam z nami jutro pojechać?- proponuję.
- Nie mogę. Muszę już lecieć. Mam jeszcze umówione spotkanie z klientką. Bardzo dziękuję, że tu ze mną byłaś.
Nie ma mi za co dziękować. Nie czuję się tak, jakbym zrobiła jej nie wiadomo jaką przysługę. A wręcz przeciwnie. Byłam, widziałam i niesmak pozostał. Bliżej nie określonej natury.
Wracam do swojego mieszkanka. Gary w zlewie, mokry ręcznik na podłodze, smród z kosza na śmieci i Karol z laptopem w łóżku.
- Cześć Sam. Zrobiłaś jakieś zakupy?- pyta.
Nawet się z tego łóżka nie podniósł. Zamykam oczy i staram się równomiernie głęboko oddychać. Wdech, wydech. Pofilozofowałaś sobie dzisiaj? To dobrze. Masz u siebie w domu takiego, co mu się nie chce, to weź go i zmuś. Prośbą czy groźbą?
- No to zrobiłaś te zakupy czy nie? - woła z sypialni.
Idę tam. Staję przy łóżku i mówię
- Nie będę dzisiaj dla ciebie miła. Nic nie zrobiłam i nic nie zrobię. Tak jak ty. A teraz milcz!- nakazuję mu.
Wcale mi nie ulżyło. Nie wiem co powinnam zrobić żeby poczuć ulgę? Wracać do pustego mieszkania. Tylko ja i wrzos. Wyjmuję z szafy elektryczny koc. Rozkładam się na kanapie. Marzę o wielkiej misce frytek. Zamiast jeść, ja ryczę. Ryczę i ryczę. Moje życie jest denne. A mam to gdzieś! Właśnie, że się najem! Co my tu mamy w tej lodówce?- sprawdzam- Pstro. Pomidor i dwa jajka. I jeden zeschnięty plaster żółtego sera. Może coś w zamrażarce?
- Już tam dzisiaj byłem - Karol wyszeptał mi do ucha - Okradli nas z żarcia.
- Miałeś siedzieć cicho!- krzyczę.
- Sorry. Powiem ci tylko, że rozniosłem dzisiaj kilkanaście CV- wyjaśnia.
- No i co?
- Mam zakaz rozmowy.
- Odwołany! Gadaj!- zmieniam zdanie.
- Zdecyduj się wreszcie. Mam się odzywać czy nie?- drażni się ze mną.
- O pracy, mów!
- Smutek Sam, smutek -wyjaśnia.
- No to lepiej żebyś milczał!- w sumie akurat tego nie chcę słyszeć.
- Nawet po tysiąc CV na jeden etat.
- Ściemniasz?- nie dowierzam.
- Chciałbym.
Dopiero teraz dostrzegam jak jest znużony i zatroskany. A niech to!
- To co my Karol zrobimy?!- przeraziłam się na serio.
- Dzisiaj? Możemy kupić coś na kolację i zjeść ją razem. Proponuję ci spacer do sklepu.
- Ale pada deszcz…
- No… to nie jedzmy tej kolacji.
0 komentarze: