Telefon do Baśki

By | 10/28/2015 Skomentuj
- Karol, a gdybyśmy tak zamieszkali gdzieś na wsi? Sprzedajmy to mieszkanie i kupmy coś na odludziu, z dala od tych wszystkich problemów. Ucieknijmy stąd. Moi rodzice nie żałują takiej decyzji- powiedziałam.

- I co tam będziesz robiła? Jaki masz pomysł na życie?

- Może zajmijmy się agroturystyką?

- Żeby przyjmować gości, to musisz im zapewnić godziwe warunki. Jak ty to sobie wyobrażasz? Myślisz, że ci na to starczy pieniędzy ze sprzedaży tego mieszkania? A jeśli nikt nie zechce się u ciebie zatrzymać, to jaki masz plan awaryjny? Czym przyciągniesz ludzi do siebie?- miałam wrażenie, że mnie atakuje.

- Jeszcze nie wiem. Z tym, że moglibyśmy na przykład konie trzymać i organizować rajdy po okolicy.

- Nie bądź naiwna. Wiesz ile kosztuje utrzymanie takiego konia? I z czym to się w ogóle wiąże? Ja nie wiem i chyba nie chcę się tego dowiedzieć.

-  A z czym się wiąże wyjazd z kraju? Myślisz, że tam są już tylko same blaski? Ty też nie bądź naiwny.

Nie odpowiedział mi, a to znaczy, że go uraziłam.

- Wiesz co Karol? Kasa sama w sobie nie ma aż takiej wartości. Jest kamieniem u szyi i przyczyną potknięcia- wygrzmiałam.

- Tak. To spróbuj bez niej żyć. Kasa ma cholerną wartość. Kamień u szyi to mogą sobie zawiesić ci, którzy tej kasy nie mają. Czyli większość Polaków.

- Dlaczego wszystkie nasze rozmowy obracają  się wokół pieniędzy? Nie podoba mi się to!- zaprotestowałam.

- Bo wszystko zależy od pieniędzy. Cała nasza egzystencja. Czy jak to tam zwał.

- Nieprawda! Nieprawda i jeszcze raz nieprawda! Obudź się Karol. Wszystko zależy od nas samych i od Boga.

- Tak. Niech ci będzie, że masz rację- wygrzmiał- Śpij Sam. Jutro musimy wcześnie wstać. Dobranoc.

Odwrócił się do mnie plecami. Tak po prostu. Teraz, w środku nocy, kiedy tyle myśli kłębi się w mojej biednej głowie. Co tam myśli! Tyle emocji. Ja bym nie miała oporów ze sprzedażą mieszkania po Gieni. Ona tak naprawdę u kresu swojego życia wcale tu nie była szczęśliwa. Nie raz prosiła „Zawieźcie mnie nad Bug”, albo „Dajcie mi się napić wody ze studni”. My wlewałyśmy do szklanki Cisowiankę, ale Gienia ją wypluwała. Nie dała się oszukać. Jak smakuje woda ze studni? Nikt z nas nie miał o tym pojęcia. Może smakowała tak jak wolność? Jak prawdziwe życie? Czyli jak? Bardzo chciałabym tego doświadczyć. Chcę zrobić w swoim życiu coś takiego, co pozwoli mi poczuć, że ja żyję prawdziwym życiem, które ma sens. Kreuję swoją rzeczywistość. Decyduję. Ja dokonuję wyborów. Nie chcę być po prostu z góry na coś skazana. Na jakiś los. Ja, ja, ja. Ale nie jestem sama. Jest Karol, a on nie chce takiej zmiany. Bo mu w duszy inaczej gra. Karol jest wygodny. Lubi mieć wszystko na gotowe. Nie będzie rąbał drzewa po to, żeby zimą je spalić. Nie będzie hodował owiec po to, żeby robić sery, które potem zje. A ja? O rany, czy ja bym potrafiła? Wszystko ma swoją cenę.
 Nie mogę zasnąć. Idę do kuchni. Zaparzam sobie melisę w Jagódkowej filiżance. Zapalam mały lampion na stole i uśmiecham się do swojego wrzosu. On ciągle jest ze mną. Co mam ze sobą począć?- zastanawiam się-  Nie zasnę, nie chce mi się pracować, ani nic oglądać. Najchętniej zjadłabym coś dobrego. Z tym, że nie powinnam… A może by tak malutką kanapeczkę? Nikt się nie dowie. Ja sama  to sobie wybaczę. W końcu kogo to obchodzi? Tylko mnie. Tak łatwo jest ulec własnym słabościom. W zaciszu własnej kuchni, przy zgaszonym górnym świetle. Jeden moment, jeden ruch. Wszystko mam w zasadzie na wyciągnięcie ręki… Wstaję z krzesła. Otwieram lodówkę. Jeśli teraz nie przestanę, to potem będzie już za późno. Jestem tego całkowicie świadoma. Jest to więc mój wybór. Sięgam do lodówki i wyjmuję plaster wędzonego sera. Zamykam oczy i nasycam się jego zapachem. Ten aromat obezwładnia mnie. Po całym moim ciele rozlewa się błogość. Drętwieją mi wręcz nogi. Nie jestem w stanie przestać. Wiem, że gdyby teraz ktoś mnie zobaczył, to zapadłabym się ze wstydu pod ziemię. Nie zjem tego sera, ale upajam się jego zapachem. Nie mogę sobie tego zabronić. Jeszcze tylko przez krótką chwilę… Dosyć! Zamykam lodówkę. Czuję, że robi mi się gorąco. Chowam się w łazience. W lustrze widzę swoje oczy. Ja nie lubię wędzonego sera!- wmawiam sobie- Nie cierpię tego smaku i tego zapachu! Powtarzam to sobie po wielokroć. Tak długo, aż w końcu poczułam, że nawet jeśli nie jestem co do tego przekonana, to na pewno jestem już wystarczająco znużona. Czy bez obawy mogę wyjść ze swojego ukrycia?- zastanawiam się- Ryzykuję. Udaje mi się ominąć lodówkę. Nie znaczy to wcale, że wygrałam tę bitwę.
 Dobrze siebie znam, jeszcze niczego nie wygrałam. Nie mogę być sama. Muszę z kimś porozmawiać. Wyszukuję w kontaktach Basię. Odbiera telefon prawie od razu. Rozmawiamy bardzo długo. Wraca do pracy. Da radę. Pomysł z wyjazdem był bardzo trafiony. Jak ona się zdystansowała! Nie wie czy to zmiana otoczenia, czy może jednak te leki na depresję. Jak by nie było, jest lepiej. Mówi, że czuje się tak, jakby miała jakiś zły sen i teraz się właśnie obudziła. Tak, to nie był sen. Ona to wie. W głębi duszy nadal czuje ogromny ból i smutek, ale energii ma znacznie więcej. Chce jej się uprasować bluzkę. Chce jej się obrać ziemniaki. Przegadała z moją mamą wiele godzin. Jak bardzo jej żal, że nie ma już swojej mamy… To takie straszne. Sieroctwo sprawiło, że stała się wyobcowana i bardzo nie pewna siebie. Polubiła Zadupie i omlety na śniadanie. Ten wiejski rytm. Duszone żeberka w miodzie gryczanym. Małe kociaki, psy i sosny za oknem. Tak, wróci tu latem. Musi popatrzeć na łąki.  Nie wie co czuje do Marcina, ale nie jest tym przerażona. Wie, że wszystko się zmieniło. Nadal nie potrafi odpowiedzieć sobie na pytanie „dlaczego?”. Czuje, że musi się tego dowiedzieć. Ma ogromną potrzebę poznania całej prawdy. Czy on zawsze ją oszukiwał? Od kiedy ją zdradzał z tą Iwoną? Czy rozmawiali o niej? Gdzie się spotykali? Czy u nich w domu? Ma nadzieję, że nie w ich domu… Tylko nie to! Dlaczego tego nie wyczuła? Chociaż, ona jednak coś wyczuwała, tylko to było tak nieprawdopodobne. Jak jakiś absurd. Czego mu w niej brakowało? Tak bardzo go kochała! Dlaczego właśnie ta Iwona? Co w niej takiego jest, czego ona nie ma? Musi zobaczyć jak ta Iwona wygląda. Kim w ogóle jest. Jak to, to nie ma sensu? Nie, nie będzie się bardziej dręczyła. Czy w ogóle można bardziej? Tak, będzie walczyła. Poprosi Jagódkę, żeby reprezentowała ją w sądzie. Wyprowadzi się, a Marcin niech ją spłaci. Zabierze samochód, bo jest kupiony za jej pieniądze ze spadku. To jej majątek odrębny. W domu większość rzeczy było zakupionych z tych pieniędzy. Czy mogłaby mu wybaczyć? Nie wie. Na pewno nie zapomni tego nigdy. Czy ją kiedykolwiek uderzył? Szarpał ją za ręce, popychał, krzyczał. Dlaczego pytam? Cieszy się bardzo, że ma mnie. Co by zrobiła beze mnie? Boi się powrotu do pracy. Tak, tak, nie ma zamiaru rezygnować. Czy szef coś o niej wspominał? W sumie jakoś to będzie. Ma gorsze problemy na głowie. Nie będzie zabiegała o to małżeństwo. To koniec. Marcin będzie miał dziecko z inną kobietą. To dziecko powinno mieć oboje rodziców. Zgodzi się na rozwód. Może nawet sama wniesie sprawę do sądu. Jakąś cząstką swojego serca nadal go kocha. A on, on zrobił z tym jej sercem tak okrutną rzecz. Tak podle się z nim obszedł. Czy jest w tym jakaś jej wina? Przecież tak się starała. Ilekroć zostaje sama, to wyobraża sobie go z kochanką. I nie może nad tym zapanować. W jej głowie kręci się jakiś film. Scena po scenie z ich udziałem. Finał tego filmu jest taki, że Marcin strasznie żałuje tego co zrobił i chce do niej wrócić, ale ona już go nie chce. Tak, ona już naprawdę go nie chce. Opowiadając mi to wszystko Basia ani razu nie powiedziała „mój Misiek”. Coś  naprawdę musiało  się zmienić. Czy to tylko żal i uraza? Czy coś znacznie głębszego? W końcu spytała co u mnie. Odpowiadam, że jestem strasznie głodna. Pyta czy mam jakieś warzywka albo chociaż  kisiel. Mówię, że tylko żółty ser wędzony. Uspokajam ją, żeby się nie martwiła bo go nie lubię. Nie znoszę nawet jego zapachu. Basia w to wierzy. Dlaczego miałaby mi nie wierzyć? Dlaczego ja miałabym w to nie uwierzyć? Wędzony ser to jakieś paskudztwo! Nagle eureka! Mam suszone jabłka! Zaczynam je żuć. To pomaga. Już mi lepiej. Mówię o tym Basi. Wtedy ona mnie prosi.

- Samanto nie musisz wytrzymać do końca życia. Wytrwaj tylko do jutra. Tylko tę dzisiejszą noc. Zgódź się, proszę. Jutro zrobisz co zechcesz. Ja cię posłuchałam w kwestii psychiatry, pamiętasz? Jesteś mi coś winna. Teraz ja cię proszę o coś dla ciebie.

I ja ryczę. No ryczę jak bóbr. Co ja ją obchodzę? Co jej do tego czy jestem gruba czy schudnę?

- Kocham cię Samanto jak siostrę. Myślę, że to cudowne jest mieć taką siostrę. Bardzo polubiłam całą twoją rodzinę ale ciebie szczególnie. Już nie mogę się doczekać, kiedy się znów spotkamy.

- Ja też. Zrobimy razem dobry materiał.

- O tak! Wchodzę w to!

                       
www.wpieknymwnetrzu.pl
Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: